Nowa prezydent Węgier Katalin Novák z pierwszą wizytą po objęciu urzędu, zgodnie z własną zapowiedzią, przyleciała do Warszawy. Jak mówiła, było to dla niej oczywiste, bo taka logika wynika z tysiącletniej przyjaźni polsko-węgierskiej. Podkreśliła, że Polska i Węgry to kraje stojące na chrześcijańskich filarach, widzące wagę wsparcia dla tradycyjnych rodzin oraz tworzenia odpowiednich warunków do zakładania rodzin. Zapowiedziała złożenie wieńca pod pomnikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Piękny gest, wart docenienia. Ale Węgry i Polska potrzebują dziś nie tylko gestów, ale i rozmowy o fundamentach polityki zagranicznej. Po rosyjskiej agresji na Ukrainę okazało się, że Budapeszt był zaskakująco silnie zorientowany w sferze politycznej i gospodarczej na Moskwą; silniej, niż sądzono w Polsce. Po 24 lutego zbyt długo zwlekał z jakąkolwiek korektą swojej linii. Wyglądało to tak, jakby premier Orbán sądził, że Ukraina szybko padnie, i będzie można wrócić na dawne, szerokie tory.
Dziś jest już jasne, że był to błąd, i to dużego kalibru. Rosja przegrywa, i dziś sojusz z Moskwą może jedynie pociągnąć Budapeszt na dno. Rosja nikogo też nie nagrodzi za lojalność, bo nie będzie w stanie. Rosję czeka długa walka o przetrwanie, o zachowanie państwowości w obecnym kształcie.
Prezydent Novák przywiozła do Warszawy jasne przesłanie. Potępienie zbrojnego ataku Rosji na Ukrainę i słowa:
„To nie jest nasza wojna, ale toczą ją również przeciwko Węgrom, miłośnikom pokoju, którzy pragną bezpieczeństwa, wzajemnego szacunku i dobrobytu. Żądamy zbadania i ukarania zbrodni wojennych”.
Do tego jasny komunikat, że Węgrzy nie są neutralni:
„Stoimy po stronie niewinnych ofiar i prawdy. Wypełniamy nasze zobowiązania podjęte w ramach sojuszu z Unią Europejską i NATO, i kiedy mamy prawo powiedzieć +nie+ na jakąś decyzję, a interes Węgier tego wymaga, wtedy mówimy +nie+”.
Wreszcie deklaracja, że Węgry chętnie podejmą się roli mediatora między walczącymi stronami w celu kontynuacji rozmów pokojowych.
Dla Polski, która faktycznie „jest na wojnie”, która uważa, że „to nasza wojna”, to program w oczywisty sposób zbyt skromny, zbyt akcentujący postawę obserwatora. To wciąż polityka stania z boku w momencie historycznym, gdy można obronić Ukrainę i jednocześnie znacząco zredukować rosyjskie zagrożenie na pokolenie lub dwa. To wciąż polityka, w której najmocniej akcentowanym nieszczęściem jest sama wojna - uniwersalne zło - a nie konkretna agresja mocarstwa na pokojowo nastawione państwo. To postawa, która w Polsce w pewien sposób nawet drażni, bo sprawia wrażenie ucieczki od zasadniczego pytania tego czasu. Dla Węgier jednak przesłanie nowej prezydent to mimo wszystko korekta stanowiska, zmiana akcentów, hierarchii komunikatu, jego tonu. Być może to korekta wynikająca z podziału ról między nową głową państwa a premierem Orbánem, ale jednak korekta. Zauważalna i ważna.
Prezydent Andrzej Duda wyraził nadzieję, że będzie możliwość wynegocjowania z Węgrami takiego pakietu unijnych sankcji, aby mógł być on zastosowany. Opowiedział się także za odblokowaniem środków unijnych dla Budapesztu - tak, by mogły one zainwestować w dywersyfikację źródeł energii, w którą Polska zaczęła inwestować już kilkanaście lat temu. Ze strony Warszawy oznacza to dostrzeżenie, że pozbawione dostępu do morza Węgry obiektywnie nie są w łatwej sytuacji energetycznej.
Wojna na Ukrainie jest osią, która stanowi i jeszcze długo będzie stanowiła zasadniczy punkt odniesienia polskiej polityki zagranicznej. Przy tak istotnych różnicach pomiędzy Warszawą a Budapesztem w tej kluczowej sprawie atmosfera dawnej serdeczności we wzajemnych relacjach musiała ustąpić miejsca dość chłodnej kalkulacji połączonej z ostrożnością. W imię wspólnej historii i wspólnych interesów w Europie oraz regionie trzeba jednak robić wszystko, by pęknięcie - zapewne nieuchronne - nie przerodziło się w przepaść, którą trzeba będzie zasypywać przez pokolenia. A o taką przepaść naprawdę łatwo właśnie z racji emocjonalności relacji polsko-węgierskich.
Wizyta prezydent Katalin Novák i przesłanie, które przywiozła, to gest, który podkreśla rzecz w tym kontekście zasadniczą: Budapesztowi zależy na relacjach z Polską, i to zależy bardzo. To dobry prognostyk. Czy słowa, które usłyszeliśmy, oznaczają trwałą zmianę kursu bratanków i głębszą refleksję? Za wcześnie, by jednoznacznie odpowiedzieć. Zdecydują fakty, czyny, a nie słowa czy gesty, które w warunkach toczącej się wojny szybciej odnoszone są do rzeczywistości niż w warunkach pokoju. W sumie jednak zasygnalizowany dziś w Warszawie kierunek pozwala na umiarkowany optymizm.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/598899-prezydent-novak-przywiozla-do-warszawy-korekte-czy-trwala