Niebawem minie rok od powrotu Donalda Tuska, a wyczekiwanych efektów nie widać. Przeciwnie, okazuje się, że mimo przewietrzenia się na brukselskich salonach, lider Platformy Obywatelskiej wciąż jest dla swojej partii dużym obciążeniem. Nie dziwią więc nerwowe ruchy i chwytanie się najdziwniejszych rozwiązań. Donald Tusk już wie, że aby pokonać PiS, musi poprosić o pomoc konkurentów politycznych. Sam jest bez szans, więc usilnie namawia pozostałe partie opozycyjne do „małżeństwa z rozsądku” w postaci wspólnej listy wyborczej.
Lider PO rzucił się z gorącą nadzieją na ostatni sondaż Ipsosu, z którego wynika, że gdyby cała „totalna opozycja” powiększona o partię Jarosława Gowina, stworzyła jedną totalną listę, pokonałaby PiS i Konfederację. Koalicja pięciu ugrupowań (KO, PSL, Lewica, Polska 2050 i Porozumienie), miałaby zdobyć 50 proc. głosów, a PiS w takim wariancie zaledwie 30. Pomysł ten miałoby poprzeć aż 90 proc. wyborców KO, Polski 2050 i Lewicy. Koncepcja wspólnej listy odżyła więc w szefie Platformy tak silnie, że nagrał odezwę do kolegów z opozycji
PiS nie jest silniejsze od opozycji, PiS jest silny podziałami na opozycji. Zjednoczeni na pewno wygramy. Chyba więcej dowodów już nie trzeba. Wzywam wszystkich, najserdeczniej i z wielkim przekonaniem, tak jak tylko potrafię. Poważnie potraktujmy też to wskazanie, nie tylko moje apele. Idźmy do wyborów razem
— zaapelował.
Jak na razie chętnych nie widać. Władysław Kosiniak-Kamysz trzyma się swojego zdania o zachowaniu odrębności centrolewicy i centroprawicy. Pewnie niefartowny europejski mariaż czegoś go jednak nauczył. Samego sondażu lider PSL w ogóle nie uznaje, twierdząc że jest wyłącznie materiałem propagandowym, pozbawionym walorów analitycznych i naukowych. Entuzjazmu nie widać nawet ze strony Polski 2050, która twierdzi, że optymalne są dwie listy opozycji. Lewicaniby niczego nie wyklucza, w końcu wjechała do Parlamentu Europejskiego na plecach PO, ale póki co pracuje nad własnym programem i żadnych deklaracji nie składa.
Wygląda na to, że na ten moment Donald Tusk mógłby liczyć jedynie na połączenie sił z Porozumieniem, które w sondażach ugrywa ledwie 0,2% poparcia. I choć Jarosław Gowin do apelu lidera PO jeszcze nie odniósł się bezpośrednio, kilka dni temu wydał jasną deklarację: „Stoję dzisiaj po stronie opozycji. Swoją dalszą obecność w polityce rozumiem jako dążenie do odsunięcia PiS-u od władzy”. Może więc wspólny „wróg” będzie ogniwem, które na nowo połączy interesy partyjnych kolegów sprzed lat. Bo przecież o nic tak nie chodzi w polityce PO, jak o powrót do tego, co było.
Czy Donald Tusk jest w stanie podjąć realne przywództwo i zrealizować swój jedyny program polityczny, jakim jest odbicie władzy Zjednoczonej Prawicy? Platforma ćwiczyła już szeroką koalicję w poprzednich wyborach i nie wyszła na tym najlepiej. Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło wówczas rekordowy wynik ponad 45 proc. głosów. Naiwny entuzjazm, z jakim Tusk chwycił się sondażu Ipsos pokazuje, w jak wielkiej jest desperacji. Bo jeśli tak poważnie traktuje badanie, zakładające 94-procentową frekwencję, to znak, że będzie posługiwać się już wyłącznie tępą propagandą.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/598875-mial-byc-ksieciem-na-bialym-koniujest-zdesperowanym-amantem