Polska, państwa bałtyckie i Ukraina, ale też demokratyczna część białoruskiego społeczeństwa, zbliżyły się do siebie w stopniu największym od 250 lat. Zawdzięczamy to swoistej „jagiellońskiej” cierpliwości, którą w Polsce zapoczątkował śp. prezydent Lech Kaczyński.
Bo przecież idea jagiellońska nie polegała jedynie na stworzeniu wspólnoty narodów i kultur ale na sposobie powołania tejże Rzeczpospolitej - poprzez unię, dobrowolność, świadome decyzje i wzajemny szacunek. Oskar Halecki twierdził nawet, że polsko-litewskie unie nie byłyby możliwe gdyby nie katolicyzm, który nad Wisłą odnalazł szczególnie twórcze elity, potrafiąca nawracać dyplomacją i kulturą, a nie mieczem (w przeciwieństwie do Niemców).
Poczekać „do jutra”
Mało kto jednak wie, że sam twórca Unii Lubelskiej miał jeszcze jedną, dość specyficzną, polityką łączenia społeczności Międzymorza. Zirytowana opozycja nazywała Zygmunta Augusta „dojutrkiem”, bo odwlekał kluczowe decyzje czekając aż niektóre sprawy same się rozwiążą, aż partnerzy w regionie sami się zwrócą do Polski. Tak było z Zakonem Kawalerów Mieczowych, co do którego ostatni z Jagiellonów był przekonany, że skazany jest albo na współpracę z Polską albo na podległość Moskwie. Władze zakonne nie chciały się z tym pogodzić, dopóki dzicz Iwana IV nie wtargnęła na ich ziemie, a wtedy one same poprosiły Kraków o opiekę.
Patrzenie na kraje dawnej Rzeczpospolitej jako naturalnych sojuszników rozpoczął we współczesnej polityce śp. prezydent Lech Kaczyński. Podjął on wiele zarówno twardych decyzji jak i symbolicznych gestów wobec Litwy i Ukrainy, choć w tamtym okresie nieufność ze strony Kijowa i Wilna przynosiła głowie naszego państwa wiele napięć. Litwini odżegnywali się od Polski, stawiali na Niemcy, Wiktor Juszczenko szukał poparcia w ruchach nacjonalistycznych zachodniej Ukrainy, a przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego wskazywali na to, jako na oznaki porażki polityki Prezydenta.
Przetrzeć kolejne ścieżki
Była to jednak polityka właśnie „dojutrkowa”, jagiellońska, pełna cierpliwości i świadomości, że czasem to ten silniejszy partner musi nadpłacić we wspólnej inwestycji i że przede wszystkim musi mądrze czekać. Teraz wiele cierni i zarośniętych ścieżek już się przetarło, uśmierzymy także i inne napięcia dotyczące polityki historycznej, mniejszości narodowych, wspólnych i niewspólnych dóbr kultury. Konsekwentna polityka wschodnia jest trudniejsza w kadencyjnej demokracji, ale przecież możliwa - zwłaszcza gdy tylu z nas, potrafi myśleć o Polsce z troską i zaangażowaniem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/598507-polityka-wschodnia-sp-prezydenta-i-jej-obfity-plon