Skala zniszczeń wielu miejsc na Ukrainie pozwala przywoływać obraz Warszawy zniszczonej przez Niemców w 1944 roku. Paradoksalnie jest to jednocześnie i klucz do rozmowy z Ukraińcami, którzy widząc ogrom zniszczeń czasem załamują ręce. „Czegoś takiego nie da się odbudować” - rzucają widząc przeorany ruinami Sewierodonieck, leje na głębokość 5 metrów w Lisiczańsku, rozwalone rakietami domy w Bachmucie i Kramatorsku. „Da się. Myśmy tak zrobili nawet ze stolicą” - można odpowiedzieć. A już nad rozległymi przestrzeniami Donbasu i południowej Ukrainy unosi się wielkie pytanie: jak my to odbudujemy?
Polskie zaangażowanie w postawienie ukraińskiego przemysłu na nogi jest racją stanu z kilku powodów. Najbardziej oczywistym wydaje się być partycypowanie w wielkich środkach, jakie społeczność międzynarodowa wyłoży ma przywrócenie gospodarki naszego wschodniego sąsiada do życia.
Są jednak także powody nie mniej ważne, a bardziej polityczne. Wobec braku finansowego wsparcia ze strony Unii Europejskiej dla uchodźców w Polsce, oddechem finansowym dla obu stron byłaby współpraca polsko-ukraińska na bazie międzynarodowych funduszy. Stałoby się to tym samym dywersyfikacją wobec antypolskiej i antyukraińskiej gry Brukseli, sygnałem, że nasz kraj ma inne możliwości niż tylko czekanie na urzędniczą łaskę Komisji Europejskiej.
Ważniejszy jest jednak aspekt współpracy polsko-ukraińskiej, którą na potrzeby dyskusji o powojennych relacjach Warszawy-Kijowa można by nazywać „Unią Lubelską 2.0”. Liczne relacje instytucjonalne i personalne jakie nawiązały się od 24 lutego, można by przerzucić na współpracę gospodarczą. Janowi Kowalskiemu będzie łatwiej odbudować dom Ołeksandrowi Rudence, jeśli wcześniej przyjmował jego rodzinę w swoim domu, a Nowak lepiej zrozumie Iwaniuka, nasłuchawszy się od jego krewnych o zakładach pracy w Czernihowie. Przy wielu obcokrajowcach, których widać we wschodniej Ukrainie, a którzy mylą Donbas z Donieckiem, Polacy mieliby cały zestaw przewag w konkretnych powojennych inwestycjach.
Wreszcie jest też powód negatywny - trzeba powstrzymać Niemcy przed ich troską o odbudowę Ukrainy. Jeszcze tego brakuje, by Niemcy które zarobiły na handlu z Rosją, de facto finansując tę wojnę, drugi raz zarobiły na usuwaniu zniszczeń. Pomijając już aspekt moralny, to berlińskie perpetuum mobile wyciągania pieniędzy na przygotowaniach do wojny i na sprzątaniu po wojnie, z lekką dyplomatyczną zadyszką w jej trakcie, to Niemcy muszą być w miarę możliwości od polityki Kijowa odizolowane jako geopolityczny i trwały partner Moskwy. Oprócz decyzji Waszyngtonu czy Londynu, które mogą nam pomóc w tej sprawie, liczy się też determinacja Warszawy, a przede wszystkim - postawa władz Ukrainy. Te rozmowy w pewnym, choć niewystarczającym, aspekcie, już z otoczeniem prezydenta Zełenskiego trwają. Pamiętajmy że taka współpraca gospodarcza to w wypadku polityki niemieckiej byłby jednocześnie budowaniem powiązań agenturalnych i uzależnianiem Ukrainy od Berlina - to właśnie ta perspektywa powinna nam spędzać sen z powiek.
Wojenny egzamin Polska zdała i codziennie mogę przekazywać kolejne podziękowania od wojskowych, urzędników czy zwykłych mieszkańców Ukrainy. Lepiej jednak zamiast zwykłego przyjmowania gestów myśleć o dalszej wspólnej przyszłości - bo w Berlinie już o niej na pewno pomyśleli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/598420-o-odbudowie-ukrainy-myslmy-juz-teraz-i-o-polskich-zadaniach