Lektura pisma redagowanego przez Tomasza Lisa, a wydawanego dla Polaków przez koncern z niemieckim kapitałem, od dawna jest dla mnie najtrudniejszym psychicznie zadaniem w tygodniu. Jako człowiek z natury optymistyczny, wierzący w ciężką pracę, samodyscyplinę i możliwość wyjścia z Bożą i ludzką pomocą z każdych problemów, z trudem znoszę te litanie żali i smutków rzekomych dzieci sukcesu III RP. Mają pieniądze - źle, bo brakuje im duchowości. Rata kredytu wzrosła - tragedia ostateczna, koniec świata. Jak są mąż i dzieci/żona i dzieci - czują się zniewoleni. Jak nie ma - samotność, która niszczy. Wszyscy już zwykle wypaleni, jedyną podnietą sporty ekstremalne i Netflix. Dzieci zwykle nieudane, niewdzięczne, rodzice toksyczni. Nawet w sprawie seksu nie potrafią uzgodnić zeznań - w jednym numerze możesz przeczytać o tym, że to już ich nie kręci, w kolejnym, że praktykują perwersje. Słowem - beznadzieja.
Warte odnotowania, że przebija z tych tekstów przekonanie, że to wszystko przez PiS, bo to przez tę partię, Polska jest „duszna”. Dlatego co chwila ogłaszają iż z „tego kraju” wyjeżdżają. Ale chyba nieskutecznie, bo ciągle są.
Nie wiem, czy to osobowość naczelnego narzuca tak pesymistyczny obraz świata czy to po prostu tak źle wygląda. W każdym razie czyta się to ciężko.
Także opis polityki sprowadzony jest do parteru. Politycy obozu rządzącego (a wcześniej opozycyjnego) są zawsze źli, podli, cyniczni. Jeżeli wygrywają wybory - to wyłącznie kłamstwem. Jeżeli odnoszą sukces, to w istocie dlatego, że podkradli go Tuskowi. A jeżeli okazuje się, że mieli rację - jak w sprawie Rosji - to należy odwrócić kota ogonem i zrobić ze środowiska, które zapłaciło krwią swoich najlepszych za politykę antyrosyjską - rzekomych sojuszników Putina.
Czytam też o swojej skromnej osobie:
Michał Karnowski z propisowskiego tygodnika „Sieci” w długi weekend 2 maja w programie „Gość Wiadomości” domaga się komisji śledczej, która wyjaśniłaby, kto i dlaczego realizował w Polsce politykę prorosyjską. Oczywiście nie chodzi mu np. o związki PiS z jawnie prorosyjskimi politykami, takimi jak Marine Le Pen, Viktor Orban czy Matteo Salvini, których polskie władze jeszcze niedawno podejmowały z honorami. Karnowski ma oczywiście ma na myśli Donalda Tuska.
Dech zapiera ta manipulacja. Po pierwsze, kontakty obozu propolskiego z wyżej wymienionymi, nawet gdyby były tak bliskie jak opisuje Mariusz Kowalczyk, nie miały żadnego przełożenia na politykę państwa polskiego. O milimetr nie zmieniły determinacji rządu Zjednoczonej Prawicy w dążeniu do zatrzymania Putina, szukania innych niż rosyjskie źródła energii. Była to - o różnym stopniu zaawansowania - współpraca jawna, dotycząca debaty o formule funkcjonowania Unii Europejskiej. Można więc sobie te rzekome „przyjaźnie” (choć z Le Pen i Salvinim było bodaj jedno spotkanie) badać do woli, a i tak nie znajdziemy istotnego znaczenia.
Natomiast realna, opisywana konkretnymi decyzjami uległość machiny państwowej za Tuska przyniosła Polsce realne straty - od rezygnacji z tarczy antyrakietowej przez zwijanie wojska po skandaliczny kontrakt gazowy i narady ambasadorów. Drugą stroną tego medalu jest uzależnienie Tuska od centrali niemieckiej - też z Rosją w tle. Za medale i stanowiska. Więcej o tym napisałem tutaj: Z Tuskiem trzeba poważnie porozmawiać - ale na sejmowej komisji śledczej. Dlaczego jego rząd był uległy wobec Rosji i Niemiec? Dlaczego zwijał armię? .
Dowodem na moją manipulację ma być też zdanie, że „dążenie do większej integracji europejskiej (…) prowadzi do oddania naszej suwerenności Berlinowi”. Cóż, prawdziwa myślozbrodnia!
Tak to płynie przez cały numer. Opinie, poglądy, analizy z którymi Lis się nie zgadza, przedstawiane są jako dowód uprawiania propagandy. Przypomnienie oczywistych faktów, pokazanie, kto co zrobił, to powód od obelg. Prezes TVP Jacek Kurski, który nikogo nie cenzuruje i dba o to, by telewizja publiczna dopuszczała także ważne głosy gdzie indziej zamilczane, ma być w związku z tym facetem z kijem bejsbolowym (tak go pokazano na okładce). W rzeczywistości polska demokracja i wolność słowa zawdzięczają mu bardzo dużo, jest dziś jej skutecznym obrońcą.
Równie kuriozalny jest opis premiera Mateusza Morawieckiego. Do rangi zbrodni podnosi się fakt, że ma jakichś doradców. Z opisu „Newsweeka” wynika, że krajem rządzi tak naprawdę Mariusz Chłopik. To chłopak z tego co słyszę pracowity i zdolny, premier miał pewnie z niego pożytek, ale taka diagnoza jest po prostu nieprawdziwa. Przykro to pisać, ale autorzy pisma Lisa i on sam naprawdę nie znają polskiej polityki, nie wiedzą, co się w niej dzieje. Mam wrażenie, że są więźniami kilku kontaktów z lat 90., dawno już nie mających prawdziwego obrazu.
Po lekturze całości co tydzień dochodzę do wniosku, że Tomaszowi Lisowi należy współczuć. Jego gazeta to obraz świata pełnego smutku i rozpaczy. Nikomu nic się nie udało, nikt nie jest szczęśliwy, nikt nie czuje się potrzebny. Nie sądzę, by to sobie wymyślili, tak musi być. A on sam musi coraz mocniej walić na oślep, bo zwykła, spokojna rozmowa o sprawach polskich szybko doprowadziłaby do wniosku, że w czasie ostatniej dekady mylił się w większości spraw.
Przecież dopiero co przekonał swoich czytelników, że Kaczyński to rusofob, sypiący piach w szprychy racjonalnego duetu Tusk/Merkel, a teraz wszystko to znowu nieaktualne, teraz trzeba odwrotnie. Ledwo co ogłosił setny koniec PiS, a tu znowu trzeba z nim walczyć. Już prawie przekonał swoich odbiorców, że to PiS nakręcił inflację, ale właśnie ulubieniec Biden stwierdził iż zrobił to Putin.
Nie mówię już o życiu społecznym. Cudowne recepty turboliberalnej swobody rodzą - jak wynika z tekstów pisma - głównie frustracje i depresje.
Jak z tym wszystkim żyć? I sowiecka „Prawda” miała by problemy z nadążeniem, a przecież stał za nią cały Komitet Centralny. A tu wszystko spada na barki jednego redaktora.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/597967-tomaszowi-lisowi-nalezy-wspolczuc