Ukraina jest bodaj pierwszym państwem, który broni się w wojnie hybrydowej o takiej skali. W Donbasie ukraińscy żołnierze częściej niż gdziekolwiek indziej muszą oglądać się za siebie, bo na tym terenie żyje większy odsetek zdrajców - mieszkańców regionu, którzy nienawidzą własnego kraju i gotowi są przywitać okupantów kwiatami. Na co dzień nie było ich wiele, ale wojna zmieniła proporcje - wielu obywateli wyjechało na zachód, przynajmniej do Dnipra, Kijowa czy Lwowa, mężczyźni walczą na różnych frontach, ale spośród tych co zostali, część jest właśnie sympatykami Putina.
PRZECZYTAJ TAKŻE O „ZOMBIROWANYCH” UKRAIŃCACH:
Czekają. Prorosyjskich mieszkańców Donbasu łatwo rozpoznać
Jeżdżąc z oficerami Zbrojnych Sił Ukrainy czy Nacgwardii słychać właśnie taką zdwojoną ostrożność - by przypadkowym ludziom niczego nie opowiadać, nie mówić nawet skąd i dokąd się jedzie, by patrzeć im na ręce czy nie robią zdjęć, które potem prześlą do umundurowanego przyjaciela ustalającego lokalizację dla rosyjskiej artylerii. Przypadki zdrajców w lokalnych władzach też się przecież zdarzają - nie tylko w Donbasie. W Izium i w Chersoniu to właśnie samorządowcy ułatwili Rosjanom zajęcie miast. Prorosyjscy obywatele Ukrainy utrudniają też zdobywanie informacji - wokół Kijowa nawet bezdomni chcieli się przydawać obrońcom ojczyzny, tutaj sąsiedztwo dziwnie przyglądającego się pana, może skończyć się strzałem w plecy.
Polskie „separaty”
Patrząc na część ludności nielojalnej wobec swojego państwa nawet w obliczu brutalnej wojny, trudno nie znaleźć analogii z Polską. U nas w kraju też są tacy, co może i by się z krajem identyfikowali, ale im władza nie odpowiada - tutaj Ukraina Janukowycza też była dla nich akceptowalna, a Poroszenki czy Zełeńskiego - już nie. Dla wielu tutejszych, parafrazując klasyka „ukraińskość to nienormalność”, a parafrazując wpływową gazetę, „ukraińskość to nacjonalizm” - to jarzmo czeka na zrzucenie, wraz z wkroczeniem obcych sił. Na Ukrainie też pompuje się tożsamość „Małorosjan”, w Mołdawii „Naddniestrzan”, a w Polsce - „narodowość” śląską. Tutaj wielu miejscowym nie przejdzie przez gardło słowa „Niech żyje Ukraina”, a u nas - zamiast słowa „Polska” używają „tenkraj”. Wreszcie i tutejsi, i nasi chętnie pospaceruję do obcej stolicy napluć na swój kraj i poopowiadać o nim różne antynarodowe bzdury - tylko że nasi Biedronie idą do Brukseli, a ichniejsze Pasieczniki - do Moskwy.
Oczywiście nasze „separaty” są innym typem niż ci z Donbasu. Nasi nie wyjdą bić brawa rosyjskim czołgom, ale niemieckim sankcjom już tak. Nasi nie wyjdą z karabinem strzelać polskiemu żołnierzowi, ale już na strażnika przy polsko-białoruskiej granicy naplują i zwyzywają go przed kamerą TVN.
Potrzebna debata na prawicy
Bardzo to temat nieprzyzwoity, pisać o tym, tak straszliwie „dzieląc Polaków” (ulubione oburzenie establishmentu III RP) i „szczując” (ulubiona pałka Czerskiej i Wiertniczej), ale problem jest absolutnie realny - nielojalna wobec państwa społeczność to istotne zagrożenie dla nas wszystkich. I chyba już nie trzeba jechać aż do Donbasu, by temat bezpieczeństwa narodowego potraktować z najwyższą powagą.
OBEJRZYJ TAKŻE RELACJĘ Z DONBASU:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/597491-separatysci-czyli-agenci-i-miejscowi-durnie-a-w-polsce