W tej małej stołówce w donbaskim miasteczku jest wyjątkowo wiele umundurowanych kobiet. „Zrobiłam kotlety, po dwa na głowę” - rzuca jedna. Druga liczy apteczki, trzecia zajmuje się psem, szczeniakiem znalezionym na froncie, 39 kilometrów stąd. Czwarta wchodzi na chwilę i zagaduje po angielsku - mało kto ją tutaj rozumie. To Jennifer Mullee, lekarka z Kalifornii. Jechała tu z Warszawy, przez Lwów i Dnipro - na Donbas, w sam środek wojennego kotła.
W szkole uczyłam się o nazistach i myślałam wtedy: dlaczego ludzie na zachodzie nie reagowali? Kiedy więc zobaczyłam relacje z inwazji rosyjskiej na Ukrainę przypomniała mi się tamta lekcja i wiedziałam: muszę coś zrobić, nie mogę być bierna, muszę tam być.
Jennifer na co dzień pracuje w szpitalu Kaiser Permanente w Baldwin Park, Los Angeles. Służyła w pogotowiu, była też, jako lekarz, na służbie w Afganistanie. Teraz na ochotnika zgłosiła się do Ochotniczego Batalionu Mobilnego Szpitala - znanego już z ewakuowania Irpienia, Buczy, z pomagania wszędzie tam, gdzie Ukraińcy bronią swojego kraju.
CZYTAJ WIĘCEJ: FOTOREPORTAŻ Ochotniczy batalion mobilny szpital ewakuuje Irpień
Kocham Ukrainę, Ameryka i Kalifornia też ją kochają
-wyznaje kobieta w typowo anglosaskim, bezpośrednim stylu. Tutaj w Donbasie jeździ razem z innymi wywozić rannych z pola bitwy, z miejscowości gdzie Ukraińcy zatrzymują rosyjskie jednostki. Poznała tu inną wolontariuszkę, która mówi po angielsku - przyjechała z Kanady, zna rosyjski, może więc posłużyć za tłumacza. Ale tutaj niewiele trzeba tłumaczyć - nosze, ranni, krew, opatrunek - to się rozumie w pół słowa. Uratować życie - powstrzymać śmierć. Dobro - obrona Ukrainy, zło - nazistowska inwazja Rosji.
Wojna uczy prostych i dobitnych znaczeń.
OGLĄDAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/597135-z-kalifornii-do-donbasu-wobec-nazizmu-nie-mozna-byc-biernym