Mimo różnic nigdy polskie społeczeństwo i jego przedstawiciele z „elit” nie powinni być podmiotem zdrady. Nie powinno się Polski sprzedawać.
W Dniu Flagi warto pamiętać, że nasze barwy narodowe oznaczają też połączenie wody i ognia. Połączenie czystości i niewinności z walecznością i poświęceniem. Połączenie a nie przeciwstawienie. Biel oznacza to pierwsze, czerwień to drugie. Polskie społeczeństwo było i jest połączeniem wody i ognia. Postawy ugodowej i insurekcyjnej, pozytywistycznej i romantycznej. Nie powinno być tylko nasze społeczeństwo i jego przedstawiciele z „elit” podmiotem zdrady. Nie powinno się Polski sprzedawać. Tego nie da się połączyć z wiernością Rzeczypospolitej – jak nakazuje art. 82 konstytucji.
Sprzedawania Polski nie da się połączyć z przywiązaniem do barw narodowych i szacunkiem dla polskiej flagi. Ale też nie dziwi to, że w Dniu Flagi wielu odwołuje się do niej tak, jakby nigdy nie byli uwikłani w sprzedawanie Polski. Nawet niekoniecznie pobierając z tego tytułu jurgielt, choć współczesne formy tej zinstytucjonalizowanej korupcji bywają wypełnione bardzo górnolotnymi treściami. Żeby przykryć istotę rzeczy, czyli zapłatę za skorumpowanie i zdradę.
Jurgielt jako forma zinstytucjonalizowanej korupcji stał się powszechną patologią w XVIII wieku w Rzeczypospolitej, choć istniał już w wieku XVI. Dorota Dukwicz w pracy „Sekretne wydatki rosyjskiej ambasady w Warszawie w latach 1772-1790” zebrała to, co o jurgielcie znalazło się w dokumentach. Oto 18 kwietnia 1794 r. uciekł z Warszawy rosyjski ambasador Osip Ingelström i w ręce uczestników insurekcji kościuszkowskiej wpadły dokumenty dotyczące specjalnych funduszy korupcyjnych, w tym dotyczące wypłaty jurgieltu. Część tych materiałów opublikowała wtedy „Gazeta Rządowa”. Udokumentowany jurgielt dotyczy Rosji, ale i pozostali zaborcy płacili go, czasem w porozumieniu albo się uzupełniając.
Czy w 2022 r. możliwe byłoby wypłynięcie dokumentów, gdzie figurowałyby dane o współczesnym jurgielcie? Możliwe jest wszystko, choć tylko prezydent Borys Jelcyn zdobył się na ujawnienie materiałów dotyczących ciemnych spraw Rosji. I to tylko niektórych. Jurgielt nie jest tylko ciemną sprawą Rosji (Prus), choć pokazuje deprawację także jej władz. Jest ciemną sprawą różnych polskich obywateli. Współczesny jurgielt wciąż jest sprzedawaniem Polski, choć stał się znacznie bardziej internacjonalistyczny i jest bardziej zakamuflowany.
Po napaści Rosji na Ukrainę nagle w Polsce objawiła się wielka liczba przeciwników państwa Putina. Szczególnie liczni to ci sami ludzie, którzy za wszelką cenę próbowali wcześniej normalizować relacje z Rosją „taką, jaka ona jest”. To ludzie, którzy obiektywnie sprzedawali Polskę, nawet jeśli niektórzy byli przekonani, że działają dla jej dobra. Ale większość działała pragmatycznie, czyli głównie dla osiągnięcia korzyści. W historii jurgieltu i zdrady narodowej tak było właściwie zawsze.
Zapłatą nie są obecnie tylko dukaty, choć pieniądze też wchodzą w grę. Zapłatą są stanowiska w międzynarodowych instytucjach, wspomaganie karier, granty, stypendia, nagrody, zamówienia, dobrze płatne projekty, wykłady. To przynależność, choć często czysto formalna, do światowego bądź europejskiego establishmentu. Współczesnych jurgieltników wciąga się w różne działania „na rzecz praworządności”, w obronie „równości, zapobieganiu nierównościom, dyskryminacji ze względu na płeć, rasę lub pochodzenie etniczne, religię lub światopogląd, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną”.
Łatwo się domyślić, że mniej lub bardziej szczytne cele są przykrywką do ingerowania w polskie sprawy. Współcześnie jurgielt otrzymuje się za wkład w przypisywanie Polsce i jej władzom łamania konstytucji i praworządności oraz naruszanie europejskich wartości zapisanych w artykule 2 „Traktatu o Unii Europejskiej”. Za donoszenie w sprawach sądów i sędziów. Za tropienie rasizmu, ksenofobii, antysemityzmu, homofobii, transfobii. Za tropienie zamachów na wolność mediów, uczelni, instytucji kultury, na wolność słowa i zgromadzeń, na wolności obywatelskie i prawa człowieka. Tylko pozornie różni się to od celów nagradzanych jurgieltem w XVIII wieku. Wtedy też chodziło o katalog praw, wolności i wartości, które miały łamać legalne władze Rzeczypospolitej. Wtedy i teraz na straży praw i wartości stali obcy władcy, przede wszystkim caryca Katarzyna II.
Historyczny jurgielt był bardziej wymierny niż ten współczesny. Wiadomo, że marszałkom Adamowi Ponińskiemu i Michałowi Radziwiłłowi przyznano odpowiednio 46 tys. i 23 tys. dukatów. W tamtym czasie była to fortuna nieporównywalna nawet z zarobkami Donalda Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej (bez żadnych skojarzeń, chodzi tylko o porównanie sum). Jurgielt płacono w dwóch terminach: „na Trzech Króli (6 stycznia) i „na św. Jana” (24 czerwca) i wtedy też wysyłano sprawozdania do Petersburga. Wypłaty dla najcenniejszych jurgieltników zatwierdzała sama imperatorowa Katarzyna II i czasem był to jurgielt dożywotni. Jurgielt wypłacano także wdowom po cennych współpracownikach. Jurgielt dla wdów miał dowodzić, że wysługiwanie się Rosji jest opłacalne w każdych warunkach i w każdym czasie.
Współczesny i historyczny jurgielt łączy to, że zawsze osoby premiowane mogły liczyć na przychylność w sprawach sądowych, na pomoc w awansach, w utrzymaniu bądź zdobyciu urzędów, pozycji społecznej i rangi w hierarchii statusu. Tak wtedy, jak dziś przyłapani na sprzedawaniu Polski odwoływali się do argumentu, że działają dla dobra Rzeczypospolitej. Że bronią podstawowych praw, wolności i wartości. Że obce rządy, dwory i organizacje są dużo lepszymi obrońcami i gwarantami praw oraz wolności Polaków niż własny, legalny rząd.
Trzeba było przełomu podczas insurekcji kościuszkowskiej i ujawnienia dokumentów, żeby naród przekonał się, kto jest kim. Ale i wtedy wielu nie dawało wiary ewidentnym dowodom. A inni uważali, że nie ma w tym nic nagannego. Dziś jurgieltnicy mają tyle możliwości manipulowania opinią publiczną, że mogą nawet uchodzić za czołowych szermierzy walki z jurgieltem i sprzedawaniem Polski. Nawet po ujawnieniu ewidentnych dowodów. A ujawniających prawdę nazywają poplecznikami Putina. Gdyby targowiczanie mieli takie możliwości, nigdy nie zyskaliby statusu zdrajców. Warto o tym wszystkim pamiętać w Dniu Flagi i w przeddzień rocznicy Konstytucji 3 Maja, gdy przynależność do obozu patriotów szczególnie gorliwie manifestują ci, którzy nigdy nic dobrego dla Polski nie zrobili. Także w kontekście tego, co robili dla Putina i co on robił z ich pomocą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/596828-kto-w-dniu-flagi-manifestuje-przynaleznosc-patriotyczna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.