Codziennie sprawdzam czy cena zwykłego firmowego chleba, który kupuję dla rodziny w lokalnej piekarni, przekroczyła już barierę 4 złotych za bochenek. Na razie nie, ale jest blisko i nie mam niestety wątpliwości, że ten moment nastąpi w tym roku.
Inflacja, wzrosty cen, możliwe reakcje władz – obok wojny na zaatakowanej przez Rosję Ukrainie te właśnie tematy są dziś w centrum uwagi na całym świecie. Oczywiste, że pojawiły się także w środowej debacie przed wyborami we Francji, choć tam jest niższa niż w pozostałych krajach. Problemem jest za to wyraźnie spadająca siła nabywcza pracujących obywateli. Co z tym zrobić? Emmanuel Macron proponował rodzaj czeków dla najbardziej potrzebujących. Marine Le Pen – obniżenie podatku VAT, nawet do zera, na kluczowe produkty. Czyli drogę przyjętą w Polsce.
Co ciekawe, choć debata była ostra, a kandydaci prezentują przeciwstawne światy, nikt nikomu nie zarzucał odpowiedzialności za wzrost cen. Jest oczywiste, że wynika ona z pandemii, wojny, kłopotów na rynku surowców energetycznych, porwania łańcuchów dostaw. W Polsce poszło to jednak w inną stronę. Inflacja została wybrana przez opozycję jako temat dużej kampanii politycznej, zarówno przeciw rządowi jak i Narodowemu Bankowi Polskiemu. Pojawia się przy okazji wiele tez zadziwiających, jak choćby ta o przynależności do strefy euro jako zabezpieczeniu przed wzrostem cen. Naprawdę? To spójrzmy na Litwę i Estonię, bliskie nam geograficznie państwa, które są na czele listy liderów inflacyjnych, z wynikami około 15 procentowymi. U nas w marcu, licząc rok do roku, było to niecałe 11 procent.
Ciekawe światło rzuca na sprawę raport Biura Analiz Makroekonomicznych Banku Pekao S. A.
Poziom inflacji ‘oczyszczony’ z wpływu Putina to 6-7 proc. I ona wynika z czynników wewnętrznych, ale jednak także zewnętrznych, bo wzrost cen paliw przed jesienią to kwestia rosnącego globalnego popytu
— mówi w DGP Ernest Pytlarczyk, ekonomista banku.
Analityk podkreśla, że wokół inflacji „wszystko będzie się kręciło”. To skutek działań Rosji.
Nazwaliśmy to „Putinflacją”, nazwa efektowna, ale też uzasadniona. Najpierw był rosyjski szantaż gazowy, potem wojna. Skutki to wzrosty cen gazu i paliw, nawozów sztucznych, co na żywność zaczęło się przekładać już teraz
— mówił Ernest Pytlarczyk.
Sięgam też w tym momencie do moich notatek z rozmowy z profesorem Norbertem Maliszewskim, szefem Centrum Analiz Strategicznych.
Gdyby nie tarcze antyinflacyjne, szybka obniżka podatków, dziś paliwo byłoby o ok. 1–1,50 zł na litrze droższe. A co za tym idzie, ceny większości produktów. Obniżono także VAT na gaz i energię elektryczną. Elementem tarczy antykryzysowej są dopłaty do nawozów dla rolników, na które przeznaczymy nawet 4 mld zł, aby zmniejszyć wzrost cen żywności w przyszłości
— stwierdza profesor.
Opozycji to jednak nie przekonuje. Jej flagowym postulatem stała się 20 procentowa podwyżka dla wszystkich pracowników budżetówki. I oprocentowane na 20 procent „obligacje antyinflacyjne”, i ustalenie wysokości rat kredytów na poziomie z grudnia zeszłego roku. Słowem, dla każdego coś miłego i wprost z księżyca.
Czytając precyzyjnie, ma to być rzucenie na rynek jeszcze większych pieniędzy, pochodzących – czego politycy PO nie ukrywają – właśnie z podatkowych wzrostów inflacyjnych. Taką tezą błysnęła posłanka Leszczyna.
Jaka by była wartość złotego za rok, gdybyśmy w taki korkociąg zdecydowali się wejść, możemy przewidzieć – żałośnie niska. Taką spiralę łatwo uruchomić, trudno zatrzymać. Dlatego nie sądzę, by sami autorzy traktowali to poważnie. Tym bardziej, że znamy ich przecież z turboliberalnego, balcerowiczowskiego podejścia. Nagła maska wrażliwości społecznej niespecjalnie przekonuje. Szybo tez zapomnieli, że niedawno domagali się od NBP radykalnej podwyżki stóp procentowych. Co zbiłoby inflację ale kosztem wzrostu bezrobocia do poziomu kilkunastu procent.
Jak na propozycję opozycji odpowiada premier?
Mateusz Morawiecki stawia tezę, że jest „sprawą absolutnie fundamentalną, żebyśmy mogli odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: komu warto zaufać w trudnym czasie gospodarczym”.
I dalej:
Czy tym, którzy w poprzednich kryzysach nie robili nic, praktycznie nic, żadnych tarcz antykryzysowych czy rządowi Prawa i Sprawiedliwości, który zawsze stara się zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby złagodzić przebieg kryzysu
Każdy oczywiście musi sam zdecydować, co go przekonuje. Ale warto pamiętać jeszcze o jednym. Inflacja jest jedną z broni uruchomionych przez Putina. Jego żołdacy palą, gwałcą i mordują na Ukrainie, jego fabryki trolli sieją w Europie dezinformację i kłamstwo, a jego analitycy liczą iż wystarczy 10-procentowy wzrost cen, a społeczeństwa zachodnie się zmęczą, porzucą wsparcie dla Ukrainy, pozwolą mu spokojnie kontynuować rzeź i szykować ataki na kolejne państwa. To też warto wziąć pod uwagę gdy patrzymy na rosnącą cenę naszego chleba. I na opozycję, która i ten kamień tak ochoczo podejmuje, próbując obarczyć tym rząd i NBP.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/595545-inflacja-jest-jedna-z-broni-uruchomionych-przez-putina