Struktura francuskiego społeczeństwa i mechanizmy wyborcze sprawiają, że nie ma realnej możliwości odsunięcia od władzy Emmanuela Macrona. Le Pen pozostanie liderką pierwszej siły opozycyjnej. Jak głosują we Francji środowiska imigranckie? O szacunki oficjalne jest oczywiście trudno ponieważ we Francji prowadzenie statystyk etnicznych jest zakazane prawnie i grozi za 300 tys. euro grzywny oraz 5 lat więzienia - mówi z Adam Gwiazda, autor bloga „Tweety znad Sekwany”, publicysta mieszkający w Paryżu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: 2,5 godzinne starcie Macron - Le Pen. Wśród tematów m.in. wojna, UE, islam, a także praworządność. Co piszą media? „Francja bez wizji”
wPolityce.pl: Kto wygra w niedzielę?
Adam Gwiazda: Bez najmniejszych wątpliwości obecny prezydent nie będzie musiał się wyprowadzać z Pałacu Elizejskiego. To ani zaskoczenie, ani spisek „głębokiego państwa”, ale po prostu logiczny wynik arytmetyki wyborczej, który nie pozostawia miejsca na żadne nadprzyrodzone czynniki sprawcze. Jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego naprawdę grubego kalibru, to wszystko wskazuje na to, że powtórzy się scenariusz sprzed pięciu lat: Emmanuel Macron trafi do Pałacu Elizejskiego, a Marine Le Pen pozostanie liderką pierwszej siły opozycyjnej.
Jak to możliwe? Przy niskich wskaźnikach zaufania, pandemicznym stanie wyjątkowym, gwałtownych protestach klasy średniej”?
To prawda, że czytelnik „Doniesień znad Sekwany” od pięciu lat może się dziwić jak Francuzi mogą wybrać kogoś kto strzelał do nich z broni gładkolufowej na Polach Elizejskich, zamykał bez sensu w domach na długie tygodnie, powiększył dług publiczny o ponad 600 miliardów euro etc. Jednak struktura francuskiego społeczeństwa i mechanizmy wyborcze sprawiają, że nie ma realnej możliwości odsunięcia go od władzy.
Kto zagłosuje na obecnego prezydenta? Czy jego potencjalny elektorat jest zmobilizowany?
Jak pokazują wszystkie sondaże oraz wynik pierwszej tury (28 proc.), Macron ma swój wierny elektorat w postaci nieco ponad jednej czwartej społeczeństwa. Składają się nań kategorie, które socjologowie określają mianem beneficjentów globalizacji: osoby o wysokich dochodach, bobos (bourgeois bohemes) czyli dobrze sytuowani spadkobiercy ideowi maja 1968, którzy mają serce po lewej stronie, a portfel po prawej, mieszkańcy metropolii, a także emeryci, którzy chcą zachować poziom życiowy zyskany dzięki efektywności francuskiej gospodarki z okresu sprzed pokolenia. Kadra kierownicza i managerowie głosowali na Macrona w 32 proc., a tylko w 21 proc. na Le Pen, natomiast robotnicy w 42 proc. na Le Pen i 18 proc. na Macrona.
Warto zauważyć, że obostrzenia sanitarne, które stanowią dla większości społeczeństwa argument przeciw zarządzaniu kryzysem sanitarnym przez ekipę Macrona, dla jego elektoratu stanowią dodatkowy powód utwierdzający w ich wyborze. Macron jawi się jako pogromca epidemii, który składając ofiarę z własnej popularności uratował emerytów przed pewną śmiercią wprowadzając radykalne środki „za wszelką cenę”, jak się sam wyraził. Głos na Macrona w tej grupie społecznej zyskał dodatkowy aspekt, aspekt soteriologiczny: grupa wiekowa 65+ głosuje w 40% na obecnego prezydenta nie tylko ze świadomego wyboru politycznego, ani z obawy przed dojściem do władzy fikcyjnego „faszyzmu”, ale z wdzięczności zbawcy przed pandemią.
Żadne doniesienia o rozlicznych skandalach, w tym skandalach finansowych m. in. z zatajaniem własnego majątku, nie psują reputacji Macrona w oczach jego elektoratu, o którego wierność nie musi się on frasować.
Czy na Macrona zagłosuje lewica?
To stanowi największą niewiadomą drugiej tury. Bez wątpienia na Macrona zagłosują wyborcy kandydatki socjalistycznej, mer Paryża Annę Hidalgo, która uzyskała w pierwszej turze groteskowy wynik poniżej 2 proc., albo sympatycy ekologów, których kandydat Yannick Jadot już wezwał do głosowania na obecnego prezydenta „bez przyjemności, ale i bez wahania”. Ich profil ideowy, kapryśnych i silnie przywiązanych do obyczajowych postulatów obyczajowy postępowców, jest całkowicie kompatybilny z głosem na Macrona.
Ale to pytanie o wyborców Mélenchona?
Nie wiadomo jak zagłosują wyborcy trybuna skrajnej lewicy, Jean-Luca Mélenchona, który dzięki wynikowi 22 proc. jest „trzecim wygranym” tych wyborów. Ustępujący prezydent jest dla nich symbolem neoliberalnego dzikiego kapitalizmu, prezydentem bogaczy, bankierem od Rotszylda i wielu z nich nie widzi istotnej różnicy między nim a Marine Le Pen. Zamieszki, które wybuchły w wielu miastach po ogłoszeniu wyniku pierwszej tury, gdzie Mélenchonowi zabrakło raptem 400 tysięcy głosów, żeby wejść do finału, były właśnie pod hasłem „Ani Macron, ani Le Pen”.
Front Narodowy wychodzi z getta do którego został zapędzony kilkadziesiąt lat temu?
Przez wiele lat we Francji funkcjonował ketman „frontu republikańskiego”, kiedy to wszystkie partie systemu, od komunistów po liberalna centroprawicę, głosowały jak jeden mąż przeciw wyimaginowanej „groźbie faszyzmu”. Przez całe lata owa dyscyplina republikańska uniemożliwiała Frontowi Narodowemu sukcesy w wyborach krajowych i lokalnych, ale wygląda na to, że owa strategia zaczyna się sypać. Z sondaży wynika, że 43 proc. z nich zagłosuje na Macrona. 28 proc. na Marine Le Pen, a 29 proc. wstrzyma się od głosu. Moim zdaniem bojkotujących drugą turę na lewicy może być więcej.
Jak głosują we Francji środowiska imigranckie?
O szacunki oficjalne jest oczywiście trudno ponieważ we Francji prowadzenie statystyk etnicznych jest zakazane prawnie i grozi za 300 tys. euro grzywny oraz 5 lat więzienia. Jednak socjologowie potrafią obejść ten zakaz i już od kilkunastu lat konstatują silną tendencję populacji imigranckiej, zwłaszcza wyznania muzułmańskiego, do głosowania na lewicę. W tych wyborach Jean-Luc Mélenchon otrzymał 69 proc. głosów elektoratu islamskiego. To o ponad 32 proc. więcej niż w 2017. Imigranckie przedmieścia zagłosowały nań naprawdę masowo. W podparyskim departamencie Seine-Saint-Denis zagłosował na niego co drugi wyborca (49 proc.), a w miastach o szczególnie wysokiej populacji pochodzenia imigracyjnego jeszcze więcej np. 65 proc. w Villetaneuse, 61 proc. w Saint-Denis czy 60 proc. w Aubervilliers.
Dlaczego na skrajnie lewicowego kandydata?
Można to starać się tłumaczyć po marksistowsku, wskazując że populacja imigrancka to klasy źle sytuowane materialnie na tle ogółu społeczeństwa, w części bliskie prekariatowi, ale moim zdaniem poprawne wytłumaczenie jest raczej natury tożsamościowej. Według sondażu Ifop z 23 marca, Jean-Luc Mélenchon jawi się jako kandydatem na prezydenta najbardziej sprzyjający islamizmowi. To nieco paradoksalne, bo jednym ze sztandarowych haseł francuskiej lewicy była od lat świeckość państwa, ale nastąpiła ostatnio wielka rekonfiguracja ideowa. Świeckość, postrzegana przez lobby imigracyjne jako narzędzie ucisku, jest atakowana pod pretekstem islamofobii.
Sytuacja jest z pozoru paradoksalna, ale właściwie następuje logiczna konsekwencja lewicowej ofensywy?
Mamy do czynienia ze zjawiskiem kolonizacji a rebours, nieco spontanicznej i intuicyjnej, nie zjawiska zaplanowanego i realizowanego świadomie, ale imigranci głosują tam, gdzie jest ich interes, na ugrupowania które pozwolą im żyć zgodnie z ich obyczajami i zachować status uprzywilejowanej mniejszości. Już dziś tzw. nurt dekolonialny, który skupia całą paletę od studentów woke przez czarnych separatystów po radykalnych islamistów, jest w trakcie przejmowania kontroli nad skrajną lewicą.
Czy elektorat imigrancki może zaważyć na wyniku wyborów?
Tak twierdzi np. algierski dziennik El Watan pisząc wprost, że „Francuzi pochodzenia algierskiego, choć stanowią mniejszość, mogą wpłynąć na wynik wyborów”. Pamiętajmy, że w 2012 r. 86 proc. wyborców muzułmańskich zagłosowało na Francois Hollande’a, zaś ogół społeczeństwa w 51,6 proc.. Według niektórych analiz zaważyło to na przegranej Nicolasa Sarkozy’ego. Ta tendencja będzie tylko rosnąć wraz ze rosnącym napływem imigrantów i coraz większą ilością uprawnionych do glosowania obywateli Francji pochodzących z Afryki i Azji.
Rozmawiał Maciej Walaszczyk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/595435-wywiad-gwiazda-nie-ma-realnej-szansy-odsuniecia-macrona