To, że kłamstwo jest metodą polityczną Platformy Obywatelskiej wiadomo od dawna. Gdy jednak pojawia się kompulsywne zacieranie własnej przeszłości i przypisywanie konkurencji politycznej własnych poglądów, które chciałoby się wymazać z publicznej pamięci, zaczyna być kontrowersyjnie, a wręcz klinicznie. Ostatnie popisy Donalda Tuska budzą obawy o stan jego świadomości.
Zjawiska przeniesienia, zaprzeczenia czy wyparcia znane są w psychologii doskonale, także tej politycznej. Kiedy jednak towarzyszy im silnie rozwibrowana frustracja, robi się groteskowo. Lider Platformy Obywatelskiej od lat pisze własną legendę, a od pewnego czasu zaczyna w tym procederze doganiać Lecha Wałęsę. Jego wczorajszy wpis na Twitterze wypadł w tej konkurencji naprawdę imponująco. Zarzucić Prawu i Sprawiedliwości prorosyjskość, podczas gdy było się szefem rządu przodującego w uległości wobec Rosji to spory rozmach.
A to dopiero początek. Dziś w wywiadzie dla „Polityki” czytamy, że jego niezłomność wobec Rosji nie miała sobie równych.
Paradoks polega na tym, że to ja w Brukseli miałem opinię rusofoba. Tam się za głowę łapali, nazywali mnie monomaniakiem, że ja wciąż tylko o Ukrainie i o zagrożeniu rosyjskim. Dla Europy byłem zbyt antyrosyjski, w Polsce PiS obrzucał mnie konsekwentnie błotem smoleńskich insynuacji — żali się Donald Tusk, przekonując jednocześnie, że jego rząd „w sprawie polityki energetycznej Niemiec był zawsze w kategorycznej opozycji wobec Angeli Merkel”. Mówi też, że nie jest głodny stanowisk, ale poświęci się dla Polski, by odsunąć od władzy obecny rząd, bo jak twierdzi, ma „doświadczenie, jak wygrywać wybory z PiS” i „podchodzi do tego wyzwania bez najmniejszych kompleksów”.
Być może ten brak kompleksów wynika z wprost z braku pamięci i wyparcia dotychczasowych porażek wyborczych? Przypomnijmy więc Donaldowi Tuskowi kilka jego wypowiedzi, obrazujących politykę rządu PO.
Już na samym początku formowania swojej rządowej linii politycznej, zapowiedział zmiany w polskiej polityce wschodniej, co zapowiedział w exposé wygłoszonym w Sejmie 23 listopada 2007 roku:
Choć mamy swoje poglądy na sytuację w Rosji, chcemy dialogu z Rosją, taką, jaką ona jest. Brak dialogu nie służy ani Polsce, ani Rosji. Psuje interesy i reputację obu krajów na arenie międzynarodowej. Dlatego jestem przekonany, że czas na dobrą zmianę w tej kwestii właśnie nadszedł. Jestem zadowolony, że sygnały ze strony naszego wschodniego sąsiada potwierdzają, że także tam dojrzewają do tego poglądu.
W 2008 roku, tuż przed wizytą w Rosji, podkreślał chęć ocieplenia relacji obu krajów:
Polska osłabia swoją pozycję tak długo, jak jest awangardą niechęci do Rosji. Kaczyńscy byli przekonani, że wystarczy mówić: Ukraina musi być w Europie. Rosja stanowi wyłącznie zagrożenie. Ale to już na nikim nie robi wrażenia
— mówił w wywiadzie dla „Polityki” w 2008 roku. Z kolei w „Przekroju” przekonywał, że choć większość krajów traktuje Rosję z polityczną nieufnością, to jednak równocześnie nawiązuje z nią kontakty gospodarcze. Krytykował tym samym nieprzychylne Rosji stanowisko rządu PiS:
Czasami mam wrażenie, że przez nadgorliwość czy zapalczywość polskich polityków, szczególnie w ostatnich dwóch latach doszło do sytuacji dla nas niebezpiecznej. Polska wzięła na siebie obowiązek surowego krytyka, który ciągle napomina Rosję. Dzięki temu Europa miała czyste sumienie i mogła z nią handlować, a my nie.
Ale rząd PO-PLS nie tylko Rosję tolerował i nie śmiał krytykować, ale także handlował i to z szerokim wobec niej gestem. To jego rząd podpisał najbardziej niekorzystny kontrakt gazowy z Rosją, uzależniający nas od rosyjskiej energetyki do 2037 roku. To jego rząd umorzył Gazpromowi 1,2 mld długu, czemu wcześniej sprzeciwiał się prezydent Lech Kaczyński.
Optyka Donalda Tuska nie zmieniła się nawet po agresji Rosji na Ukrainę w 2014 roku i po aneksji Krymu. Kontynuował swoją prorosyjską politykę, a krytykom tego szokującego kierunku politycznego oświadczył jasno:
Ja bym nie chciał, żeby Polska była w jakiejś awangardzie antyrosyjskiej czy krucjacie antyrosyjskiej. Póki ja będę o tym decydował, Polska nie będzie krajem agresywnej koncepcji antyrosyjskiej.
Smoleńsk był wystarczającym sprawdzianem dla postawy Tuska wobec Rosji. Mając na sumieniu tak potężne obciążenie, każdy zdrowy i świadomy polityk, trzymałby się od tematu z daleka. Lider PO idzie w zaparte, najwyraźniej wierząc że kłamstwo ma moc sprawczą. Tak przecież radził Platformie Janusz Palikot, duchowy syn Jerzego Urbana.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/595213-tusk-rozpaczliwie-zaklamuje-swoja-uleglosc-wobec-rosji