Mam doświadczenie, jak wygrywać wybory z PiS – podkreślił w wywiadzie dla „Polityki” przewodniczący PO Donald Tusk. Wydaje mi się, że wygramy, jeśli będziemy razem. Trzeba to zrobić. Pójść razem – powiedział lider PO o jednej liście wyborczej.
Oczywiście chcę wygrać wybory, chcę przekonać ludzi, że mamy patent na lepsze, bardziej bezpieczne, jutro. Bo mamy
— zapewnił Tusk w rozmowie z tygodnikiem.
Mam też, no może nie patent, ale doświadczenie, jak wygrywać wybory z PiS. Podchodzę do tego wyzwania bez najmniejszych kompleksów
— dodał.
Na uwagę, że mówi jak lider całej opozycji, Tusk przyznał, że „ludzie nie wierzą politykom, a szczególnie tym, którzy mówią: ja nic nie chcę dla siebie, nie chcę władzy, ja dla Polski”.
Ale mnie trudno podejrzewać o to, że jestem głodny stanowisk czy politycznej dominacji, bo ja już się nadominowałem. Moim celem i moim marzeniem, mogę powiedzieć: moją misją, jest odsunięcie od władzy tych, którzy niszczą przyszłość Polski
— podkreślił.
Ja każdą cenę jestem gotów za to zapłacić. A jeśli znajdą się ci, którzy będą się lepiej czuli w zagospodarowaniu tej wygranej, to każdemu pomogę
— zadeklarował.
W rozmowie nawiązano również do wyborów węgierskich, w których porażkę poniosły ugrupowania tworzące wspólny obóz opozycyjny.
Stosując elementarne zasady logiki: jakby poszli osobno, dostaliby jeszcze większy łomot
— ocenił Tusk.
Cieszę się, że liderzy polskich partii opozycyjnych zgodzili się ze mną, iż możemy spróbować wspólnie przeprowadzić badania, które pokażą, jaka taktyka jest najlepsza. To będą bardzo szczegółowe badania – w każdym powiecie, w każdej gminie
— zaznaczył.
Dopytywany, czy wierzy, że ambicje nie poróżnią opozycji w Polsce, lider PO odparł:
Ja jestem gotów poświęcić partyjny interes, bo przecież jeśli ktoś straci na jednej liście, to Platforma. I wcale nie jest tak łatwo przekonać wszystkich w Koalicji Obywatelskiej, że należy się otworzyć. Ale jeśli nam wyjdzie czarno na białym – a wydaje mi się, że tak właśnie wyjdzie – że wygramy, jeśli będziemy razem, trzeba to zrobić. Pójść razem
— ocenił.
Rusofob Tusk?
Donald Tusk przekonuje też, że jego rząd sprzeciwiał się niemieckiej polityce energetycznej.
Mój rząd w sprawie polityki energetycznej Niemiec był zawsze w kategorycznej opozycji wobec Angeli Merkel. Kwestia Nord Stream 2: kiedy zaczął się Majdan i pierwsza agresja rosyjska na Donbas, objeździłem wszystkie stolice, min. Berlin, z projektem unii energetycznej
– stwierdził.
Tusk pozwolił sobie też na krytykę Angeli Merkel i Gerhard Schrodera.
To, że ja nie jestem politykiem agresywnym w retoryce, nie oznacza, że Polska za rządów PO nie była surowym krytykiem niemieckiej polityki energetycznej. Były kanclerz Schroder zaczął ten w sumie dość parszywy, podszyty korupcją manewr. Niemcy dały się skorumpować rosyjskim gazem – to obciąża także rządy Merkel, bez dwóch zdań
– powiedział.
To jednak nie koniec jego opowieści. Były szef Rady Europejskiej próbuje przekonać czytelników „Polityki”, że w Europie uznawano go za… antyrosyjskiego.
Paradoks polega na tym, że to ja w Brukseli miałem opinię rusofoba. Tam się za głowę łapali, nazywali mnie monomaniakiem, że ja wciąż tylko o Ukrainie i o zagrożeniu rosyjskim. Dla Europy byłem zbyt antyrosyjski, w Polsce PiS obrzucał mnie konsekwentnie błotem smoleńskich insynuacji
– mówił.
mly/PAP/„Polityka”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/595180-tusk-wybiela-przeszlosc-w-brukseli-mialem-opinie-rusofoba