Gdyby nie Tusk, Polacy nie dowiedzieliby się, że 230 ton złota prezes Glapiński kupił dla siebie, Morawieckiego i Kaczyńskiego.
Na tle wielkanocnych palm 14 kwietnia 2022 r. Donald Tusk rozpoczął kampanię wyborczą, choć nadal termin wyborów przypada jesienią 2023 r. Potwierdził, że chodzi o kampanię wyborczą mówiąc: „Nie jesteśmy w czasie kampanii. Nie chcę zawracać głowy partyjną polityką”. Po czym zawracał głowę partyjną polityką, czyli przedstawiał propozycje w sam raz na wybory, których nie ma, ale być powinny. To typowe dla Tuska: chęciami chce wywołać zmiany w rzeczywistości.
Wyborcze wystąpienie przewodniczącego Platformy Obywatelskiej było takie samo jak te niewyborcze, gdyż w deklaracji było niewyborcze. Ale niewyborcze są jak wyborcze, więc na jedno wyszło. Tusk mówił o jakiejś wojnie domowej, która toczy się w Polsce równolegle do napaści Rosji na Ukrainę. I z właściwą sobie miarą zestawił inicjatorów owej wojny domowej z rosyjskimi dowódcami mającymi ręce unurzane we krwi na Ukrainie. Największą bitwą owej wojny domowej było ogłoszenie raportu w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Donald Tusk odkrył jednakowoż, że jego strona wygrywa wojnę domową. Jako siła pokojowa oczywiście, co oznacza, że on i PO toczą wojnę o pokój, tak jak ZSRR walczył przez dekady o pokój. Tak, żeby nie został kamień na kamieniu. Polacy jakoś musieli Tuskowi donieść, że „wstydzą się za to, co Kaczyński, Morawiecki i Macierewicz zrobili w ostatnich kilkudziesięciu godzinach”. Polacy najwidoczniej powiedzieli Tuskowi, że raport w sprawie katastrofy smoleńskiej wywołuje u nich wstyd. Nie powiedzieli natomiast, że Tusk broni własnej dolnej części pleców. Jeśli zrozumiał raport jako akt oskarżenia przeciw sobie, to potrafi słuchać lub czytać.
Polacy oczywiście nie mają żadnego powodu do wstydu, natomiast Tusk jak najbardziej. Dlatego, swoim zwyczajem, własny problem uczynił problemem Polaków. Wprawdzie Polacy nie mają żadnego problemu z tym, co wynika z treści raportu o katastrofie smoleńskiej, ale jeśli ma go Tusk, to muszą go mieć także Polacy. On nigdy nie ma problemów, gdyż przerzuca je na Polaków. I tak się do tej strategii przyzwyczaił, że postanowił Polakom pomóc.
Były premier jeździł po Polsce po to, żeby Polacy osobiście mu powiedzieli, jak trudno się żyje w państwie PiS. On wie, jak się trudno żyje, bo wczuwa się w sytuację tych biednych. Biednych z winy władzy, bo przecież mają kwalifikacje i status społeczny, który biedę wyklucza. Nikt tego nie widzi poza Tuskiem, dlatego on musi im załatwić 20-proc. podwyżkę płac. Wiadomo, że tylko on się troszczy. A jak się troszczy, tego dowodzi decyzja, że Senat przyznał 20-proc. podwyżkę nauczycielom. Muszą ją dostać, gdyż niejaki Glapiński (nigdy nie pada, że uznany profesor ekonomii) im zabrał, zarządzając jako prezes NBP inflację. Gdyby Glapiński nie zarządził, inflacji by nie było.
Tusk jechał też zapewne ostatnio pociągiem, bo odkrył, jak bardzo pokrzywdzeni są kolejarze. I im też trzeba coś dać. Tusk jest na to czuły, bowiem władza sobie podwyższa, a on jako rzecznik pracujących za miskę ryżu musi się domagać podwyżek dla tych od miski. Ukuł nawet hasło: „Kończy się czas, kiedy dla was są sztaby złota, a dla ludzi jest miska ryżu”. Komunikat jest prosty: skoro Adam Glapiński jako prezes NBP powiększył polskie zasoby złota (w latach 2018-2019 NBP kupił 125,5 ton złota tak, że zasób złota sięgnął 230,2 ton), to kupuje te sztaby dla siebie i kolegów. A jeszcze w 2022 r. chce dokupić kolejne 100 ton złota.
Gdyby nie Donald Tusk Polacy nie dowiedzieliby się, że złoto Adam Glapiński kupił dla siebie, Mateusza Morawieckiego, Jarosława Kaczyńskiego i generalnie dla PiS. Za Marka Belki (faworyta Tuska i prezesa w czasie jego rządów), a także za prezesury Leszka Balcerowicza (2001-2007) NBP nie kupował złota, gdyż Donald Tusk nie potrzebował mieć sztab tego kruszcu. Wystarczała mu miska ryżu (taka forma solidarności). Nie to, co obecna władza, której nawet 230 ton nie wystarcza, taka jest łasa na złoto. Ciekawe, czy trzymają je w skarbcu NBP czy już zakopane we własnych ogródkach?
Jak już Donald Tusk wykazał swój wstręt do sztab złota, to postanowił poprawić los tych od miski ryżu, czyli takich jak on czy np. Borys Budka. Rozwiązanie jest arcyboleśnie proste: partyjną uchwałą zobowiązuje się parlamentarzystów PO do załatwienia podwyżek nauczycielom i całej budżetówce (20 proc.). Uchwałą zobowiązuje się też parlamentarzystów PO do załatwienia, żeby raty kredytów hipotecznych były niższe. Wprawdzie jest to sprzeczne z żądaniem podwyżki stóp procentowych, ale to nie problem PO, tylko niejakiego Glapińskiego i Rady Polityki Pieniężnej.
Donald Tusk widział, że młodzi ludzie sprzedają mieszkania, bo nie stać ich na spłacanie rat, więc musi im ulżyć. Tym bardziej musi, że wszystko, co drogie ludziom załatwił ów Glapiński. Ale parlamentarzyści PO złożą rozwiązania legislacyjne dla kredytobiorców (maksymalna rata kredytu nie może być wyższa niż w grudniu 2021 r.) i sprawa zostanie załatwiona.
PO i Tusk rozwiążą również problem inflacji. Wyemituje się (ktoś, kiedyś, jakoś) dwuletnie obligacje oprocentowane tak, żeby od czasu zakupu do wykupu nic nie stracić. Do wartości 50 tys. zł na łebka, bo szanujący się Polak (no, może poza Donaldem Tuskiem) większych oszczędności i tak nie ma. Obligacje będą antydrożyźniane i antyinflacyjne zarazem. A wszystko się uda, gdyż zadba o to posłanka Izabela Leszczyna. Musi zadbać, gdyż rząd okrada tych, którzy mają pieniądze, czyli przede wszystkim Donalda Tuska. Ale on niczego nie chce dla siebie, tylko wszystkiego dla nauczycielek, pielęgniarek czy ratowników, gdyż od nich „zależy przyszłość Polski”.
Skoro 14 kwietnia 2022 r. ruszyła kampania wyborcza, Donald Tusk obiecuje, że zły czas skończy się z dniem wyborów. Nawet nie po, tylko z dniem. Zapewne dlatego, że zadziałają te uchwały, które naprawią zło Glapińskiego, no i o wszystko zadba Izabela Leszczyna. W dodatku wyborcze zwycięstwo jest w zasięgu ręki, skoro spełnia się jednoczenie opozycji, a to za sprawą znanego nawet na Kiribati Ruchu Samorządowego Tak dla Polski. Jak tylko wygra wybory, Tusk od razu ruszy do „odbudowy Polski po pandemii, po drożyźnie i po wojnie”. Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej. Wprawdzie to wymyślił Gierek, ale dopiero Tusk jest w stanie to zrealizować. - To jak, pomożecie? - Pomożemy, drogi Donaldzie! – No.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/594465-tusk-rozpoczal-kampanie-wyborcza-gdyz-nie-prowadzi-kampanii
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.