Tylko Tomasz Lis „potrafi” połączyć bombę atomową, prezesa Kaczyńskiego, Tołstoja, tragedię smoleńską, powiedzonko o paskach tygrysa i prezydenta Dudę! W tym pseudointelektualnym bełkocie mieszają się wszystkie obsesje redaktora naczelnego polskiego „Newsweeka”. To także studium strachu publicysty, który zaczyna rozumieć, że ciągłe ataki na władzę i dziennikarska „totalność” nie przynoszą oczekiwanych skutków politycznych.
CZYTAJ TAKŻE:Wróblewski: Okładka „Newsweeka” wygląda jak „Komsomolskiej Prawdy”. Kreml opowiada, że Polska jest wasalem USA
Czytając wstępniak Tomasza Lisa nie sposób nie pochylić się nad kondycją emocjonalną naczelnego „Newsweeka”. To połączenie szczucia, chaosu, manipulacji i knajackich ozdobników potrafi wprowadzić w osłupienie.
Instrumentalizacja Smoleńska jest ilustracją zupełnie niezwykłego cynizmu. Odkurzają go lub chowają w piwnicy z ostentacyjną dezynwolturą. Raz jest zamach, raz katastrofa, w zależności od bieżących potrzeb Kaczyńskiego
– pisze Tomasz Lis, który zapewne „zapomniał” o słowach prezydenta Ukrainy na temat tragedii smoleńskiej, w których nie brakowało poszlak dotyczących zamachu właśnie.
Tomasz Lis kolejny już raz przekonuje, że rząd Prawa i Sprawiedliwości działa pod dyktando Putina i jego świty. Nawet pełne jadu słowa Miedwiediewa, atak rosyjskiej propagandy na Polskę i fakt, że zbroimy Ukrainę, nie są w stanie zmienić stanowiska Tomasza Lisa.
Z rozpędu próbują jeszcze dobić organizacje pozarządowe, bo putinowska sztanca dokładnie tego wymaga. Oczywiście zrobi się to pod hasłami walki z wpływami Rosji
– pisze Tomasz Lis, kilkukrotnie przekonując, że PiS działa, jako sojusznik putinowskiej reżimu.
Tygrys nigdy nie zmienia pasków. Szczególnie stary. Więc będzie więcej tego samego. Tego, co Kaczyński serwuje od 30, a szczególnie od sześciu lat. Miał być Budapeszt w Warszawie i jest, bo złowrogich obietnic Kaczyński dotrzymuje zawsze. Jest więc Budapeszt nad Wisłą, tylko oblany formaliną, bardziej zramolały, sklerotyczny i odklejony od rzeczywistości. Budapeszt na naszą miarę. A cokolwiek jest nowe, to do złudzenia przypomina to stare. Bo z Kaczyńskim jest jak z dowcipem o kłótniach małżeńskich. Najpierw lecą w niej nowe przeboje, a potem stare kawałki. Estetyka jednych i drugich jest podobna
– pisze naczelny „Newsweeka”, którego ostatnia okładka stałą się, nawet dla przeciwników PiS, szczytem obciachu, złego smaku i zwykłej manipulacji.
Ostatnio w jednym z wywiadów Jarosław Kaczyński powiedział, że chciałby, żeby Polska miała broń jądrową. Ze skromności nie dodał, że już ją ma – on jest tą bronią. Od lat perfekcyjnie prowadzi łańcuchową operację rozszczepiania atomów, z wielką wprawą wywołuje falę uderzeniową i emocjonalne promieniowanie radioaktywne
– pisze Tomasz Lis.
Lew Tołstoj rosyjską epopeję „Wojna i pokój” pisał sześć lat. Jarosław Kaczyński pisowską epopeję „Wojna i wojna” też pisze sześć lat. I jeszcze nie skończył
– kończy swój felieton Tomasz Lis.
Suma wszystkich strachów - taki tytuł powinien nosić komentarz Tomasza Lisa. Ta obsesyjna nienawiść do Prawa i Sprawiedliwości, do elektoratu tej partii i do innego spojrzenia na Polskę, sprawia, że naczelny „Newsweeka” zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. Kolejny już raz.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/592952-lis-w-amoku-kaczynski-jest-jak-bomba-atomowa