Gdyby nie świetni polscy sportowcy, pozostałoby się tylko pochlastać w reakcji na kolejne wykwity żenady, podłości i kretyństwa.
Jasną stroną polskiej rzeczywistości w ostatnich dniach był tylko sport. W polityce i okolicach chyba na trwałe zapanowały kretyństwo, sprzedajność i infantylizm. Kretyństwo to przede wszystkim forma świętowania 25. rocznicy konstytucji, niekończąca się operacja praworządność, czyli niszczenie Polski w czasie wojny na wschodzie i ponad 2 mln uchodźców z Ukrainy w Polsce. To także przerobienie przez Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego, Waldemara Pawlaka & Co przeszłości tak, że stali się największymi wrogami Putina i Rosji oraz tymi, którzy nigdy nie chcieli uzależnić Polski od rosyjskiego gazu i ropy, a nawet gdyby tak się wydawało, było to działanie dywersyjne w stylu Konrada Wallenroda.
Sprzedajność to w ostatnim czasie przede wszystkim nowe wydanie szmatławca Tomasza Lisa, gdzie całkiem otwarcie (już na okładce) pojawiają się tezy Putina, Ławrowa i Zacharowej oraz innych bandytów z moskiewskiego gangu przestępców wojennych. To także kolejne oskarżenia formułowane wobec Polski przez eurodeputowaną Janinę Ochojską w związku z bombą demograficzną bandyckiej spółki Putin & Łukaszenka. Nawet propagandyści z kanału Rossija 1 lepiej od Ochojskiej nie odpaliliby brudnej bomby i nie zapaskudzili całej okolicy jej odpryskami.
Infantylizm to m.in. kontynuowanie operacji praworządność, czyli brnięcie w to, że nie ma lepszej okazji, żeby odebrać Polsce resztki suwerenności niż napaść Rosji na Ukrainę i miliony uchodźców przybywających do naszego kraju. I nie ma lepszej okazji, żeby sędziowskiej autokracji nadać cechy opresyjnej dyktatury i na dekady uniemożliwić przywrócenie trójpodziału władz, choćby kasta stała się zaprzeczeniem przestrzegania prawa i respektowania elementarnej moralności.
Tylko sport ratuje ducha Polaków, narażonych codziennie na kretyństwo, sprzedajność i infantylizm. Oto piłkarska reprezentacja narodowa wygrała ze Szwecją i już po awansie do mistrzostw świata w Katarze znalazła się w jednej grupie z Argentyną, Meksykiem i Arabią Saudyjską. Czyli mamy awans i istnieją szanse na kolejne wspaniałe doznania. Oto Iga Świątek wygrała trzeci z rzędu turniej WTA 1000 i od 4 kwietnia 2022 r. staje się numerem jeden żeńskiego tenisa na świecie. I staje się tak rozpoznawalną Polką w skali globalnej, jaką przed nią była tylko Maria Skłodowska (polskość Tamary Łempickiej jest bardziej skomplikowana, choć popularność wielka).
Świętowanie 25. rocznicy przyjęcia konstytucji było chyba najbardziej żenującą imprezą rocznicową ostatnich dekad. Przede wszystkim z powodu pustki intelektualnej prezentujących się w Sejmie Donalda Tuska, Władysława Kosiniaka-Kamysza, Szymona Hołowni, Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia. Wspominając dzieło Kwaśniewskiego, Cimoszewicza i innych czerwonych demokratów ostatniej godziny, liderzy opozycji pobredzili o przyszłych wyborach parlamentarnych. Wyszło im, że zdobędą 70 proc. głosów, czyli konstytucyjną większość.
Szymon Hołownia, najbardziej zachwycony konstytucją (nic dziwnego – jako jedyny nad nią płacze), zaproponował ogrodzenie ustawy zasadniczej, czyli stworzenie swego rodzaju elektrycznego pastucha, żeby nikt nie ukradł krów wewnątrz tego ogrodzenia. Czyli, żeby czasem nie zmienił tego świetnego dzieła na lepsze. Bo gorsze już być nie może. Generalnie uczestnicy w jakims sensie nawiązali (trudno orzec, czy świadomie) do wspaniałego 1976 r., gdy pojawił się pomysł wpisania do konstytucji różnych groźnych idiotyzmów, z wieczną przyjaźnią z ZSRR na czele.
Nikomu nie przyszło do głowy, żeby przypomnieć, iż w referendum konstytucyjnym wzięło udział zaledwie 42,86 proc. uprawnionych (53,45 proc. z nich głosowało na „tak”), czyli konstytucja została zatwierdzona głosami niecałych 6,4 mln obywateli. A to dlatego, że wprawdzie ustawa o referendach z 29 czerwca 1995 r. stanowiła, iż w ważnych dla państwa sprawach frekwencja musi przekraczać 50 proc., lecz w referendum konstytucyjnym może wynieść nawet 0,1 proc. i będzie ono ważne.
Ile by nie przypominano cytatów z Tuska i Sikorskiego w kwestii włażenia Putinowi w dużą kieszeń, tym bardziej oni opowiadają o swojej heroicznej walce z rosyjskim bandytą i uniezależnianiu Polski od Rosji. A Waldemar Pawlak stał się już taki hardy wobec mordercy z Kremla, że aż dziw bierze, iż w 2010 r. podpisał beznadziejny kontrakt gazowy z Gazpromem, zamiast dać Putinowi w dziób, jak to zrobił Will Smith z Chrisem Rockiem podczas ceremonii rozdania Oskarów. W latach 2008-2014 byli chyba największymi popychadłami mordercy z Kremla, za to teraz rozgnietliby go jak robala. Chyba żeby ich czymś wystraszył. A oni już dobrze wiedzą – czym.
Żenadę wspominania konstytucji i występowania w roli terminatorów Putina zapragnął błyskawicznie przykryć Tomasz Lis, obwieszczając w imieniu Putina, że prezydent Andrzej Duda ma nowego pana – Joe Bidena. Najbardziej tępi politycy w Rosji i najprymitywniejsi propagandyści w rosyjskich mediach twierdzą to samo, z tym, że nowego pana ma też mieć Wołodymyr Zełenski. Tego samego. Jest to tak oczywiste zrealizowanie zlecenia Putina, że aż dech zapiera. Także z powodu prostactwa uzasadnień.
Zapewne w grę wchodzi tu osobista wendeta: przeczołganie Tomasza Lisa przez Andrzeja Dudę, gdy Lis podał fake newsa o córce ówczesnego kandydata na prezydenta. Rzecz działa się miedzy turami wyborów w 2015 r. i Lis przepraszał w siedzibie swego niemieckiego wydawcy. Przepraszała też TVP, która miała wtedy Lisa na pokładzie i na co dzień mówiła jego głosem. A przeprosiny były dla Lisa wyjątkowo upokarzające, bo Andrzej Duda potraktował go jak powietrze, gdy ten giął się w pas i mamrotał coś na swoją obronę.
Skoro Lis rywalizował z wielbicielami konstytucji, to z nim musiała rywalizować (antycypując, żeby było zabawniej) Janina Ochojska. Ta najbardziej żenująca eurodeputowana z Polski tym razem wydaliła z siebie opinię, że na polsko-białoruskiej granicy „dokonuje się ludobójstwo”, a także „łapanki i wywózki uchodźców z powodu ciemnej skóry i innej religii”. A to „czysty rasizm”. Ponieważ Janina Ochojska wybrała strategię robienia sobie popularki przez tego typu żenadę, pozostaje tylko stwierdzić, że ma jeszcze dużo do osiągnięcia w dziedzinach głupoty i podłości.
O martyrologii sędziego Igora Tulei oraz kolejnych „mądrościach” kasty zwyczajnie nie chce mi się pisać, bo ta durnota infekuje. A donosów do Komisji Europejskiej, europarlamentu i TSUE było już tak dużo, że kolejne akty zdrady i zaprzaństwa na nikim nie robią wrażenia. Trzeba po tym wszystkim wziąć prysznic, żeby zmyć z siebie paskudztwo przyklejające się nawet podczas śledzenia kolejnych aktów żenady, paździerza i obciachu. I żeby w poczuciu elementarnego komfortu cieszyć się z kolejnych sukcesów naszych świetnych sportowców. Bo gdyby nie oni, pozostałoby się tylko pochlastać. Pajaców i zgrywusów odsuwamy na osobną kupkę. Szkoda, że Putin nie chce ich sobie zabrać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/592840-szkoda-ze-putin-nie-chce-sobie-zabrac-tuska-czy-lisa