Węgierski dystans wobec wojny na Ukrainie jest z punktu widzenia polskiego nie do przyjęcia. Wszyscy w Polsce czujemy, że te bomby i rakiety lecą dziś na Charków, Mariupol, Kijów i setki miejscowości ale za jakiś czas mogą polecieć i na nas. Wojna Putina, wojna Rosjan jest wyzwaniem rzuconym całemu cywilizowanemu światu, wszystkiemu, co osiągnęliśmy po 1989 roku, od wolności przez rozwój gospodarczy po przynależność do NATO. To powoduje, że trudno nam akceptować polityczne czy biznesowe kalkulacje, zwody i niechęć do pełnego zaangażowania się po stronie państw demokratycznych. Dlatego też, jako państwo i naród, dajemy z siebie wszystko dla wsparcia Ukraińców tam, na froncie, i tutaj gdzie dotarli bliscy żołnierzy czy po prostu ludzie szukający bezpiecznego życia.
Z ukraińskiej, bałtyckiej i polskiej perspektywy, ale to też prawda obiektywna, sytuacja jest czarno-biała. Odwieczny wróg znów ruszył, by palić i mordować, zniewalać i gwałcić. Nie chcemy kupować w firmach, które w Rosji pozostały, nie chcemy ani baryłki ich ropy, ani tony ich węgla. Nie chcemy ich w naszych mediach, nie chcemy mieć z takimi zbrodniarzami nic wspólnego.
Stąd zrozumiała jest reakcja głębokiego rozczarowania wielu środowisk w Polsce wobec Węgier, których postawa jest mocno zachowawcza. Węgry odmawiają mocnego, przyjacielskiego stanięcia przy naszym boku w tej próbie. I to boli.
Nie zgadzamy się z polityką Węgier wobec agresji rosyjskiej, ale to, co przy tej okazji jest wygadywane, jest często krzywdzące, niekiedy obrzydliwe. Próbuje się rysować Węgry i premiera Orbana niemal jak sprawcę rosyjskich zbrodni, kogoś, kto jest sojusznikiem Putina. To kłamstwo.
To nie Węgry napadły na Ukrainę, to nie Orban finansował Putina, to nie Budapeszt ma moc by tę wojnę zakończyć. Węgry przyjmują za to uchodźców z Ukrainy, wysyłają hojnie pomoc humanitarną, wszystko proporcjonalnie w stopniu nie mniejszym niż Polska, z nie mniejszym zaangażowaniem. Potępiają jasno agresję rosyjską i wsparły sankcje europejskie - choć nie są zwolennikiem ich zaostrzania w stopniu takim, jak Polska. Nie są za całkowitym zakazem importu energii z Rosji, ale wspierają wszystko, co rosyjską przewagę zmniejsza. Wspierają państwowość ukraińską na forum międzynarodowym, lobbują za jej przyjęciem do UE.
Napisał o tym kilka dni temu na tych łamach Zsolt Németh, węgierski ekonomista i polityk, były poseł do PE, były wiceminister spraw zagranicznych, obecnie przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Zgromadzenia Narodowego Węgier. W ważnym tekście przedstawił kompleksowo stosunek swojego państwa do wojny.
Warto zapoznać się z całością: Głos z Budapesztu. Jaka jest węgierska polityka zagraniczna po 24 lutego 2022 roku? Pisze przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Zgromadzenia Narodowego Węgier.
Na potrzeby tego komentarza zacytuję trzy fragmenty:
Podstawą dla stanowiska węgierskiego rządu i parlamentu jest § 3. artykułu 2. Karty ONZ, w którym członkowie organizacji światowej oświadczają, że swoje nieporozumienia będą rozwiązywać środkami pokojowymi. Agresją na Ukrainę Rosja twardo naruszyła ten paragraf. Nawiązując przede wszystkim do tego, premier Węgier parę dni temu oświadczył, że po agresji na Ukrainę wcześniej poprawnie działające węgiersko-rosyjskie relacje nie mogą być już takie same, jakimi były dotychczas.
Wiele osób ze strony polskiej zwykło mówić z lekceważeniem, że dla Węgier jest to ważne z powodu zamieszkującej pewną część tego terenu, 150 tysięcznej mniejszości węgierskiej. Nie chciałbym oceniać moralnej strony takiego bagatelizowania. Tak, dla nas zachowanie życia 150 tysięcy Węgrów i ponad miliona Ukraińców mieszkających na Zakarpaciu jest szczególnie ważnym czynnikiem. Ktoś, kto czuje się moralnie upoważniony, aby z tego powodu potępiać Węgry, niech weźmie pod uwagę przynajmniej strategiczne znaczenie bezpieczeństwa pomocy humanitarnej płynącej na Ukrainę przez ten region. Jest w interesie ogólnoeuropejskim, aby pozostał otwarty co najmniej jeden szlak, którym można w sposób bezpieczny dostarczyć pomoc na Ukrainę.
Nawet gołym okiem widać, że naród ukraiński chce należeć do świata zachodniego, dlatego też, jeśli pozwolą mu żyć w suwerennym państwie, to wcześniej czy później będzie do zachodu należał.
Naprawdę, przy wszystkich zastrzeżeniach, nie jest to zestaw putinowski czy łukaszenkowski. Jeśli już szukać analogii to raczej z Francją czy Niemcami. Nawet oceniając postawę Budapesztu krytycznie, uczciwość nakazuje widzieć tę zasadniczą różnicę.
Polityka węgierska wobec wojny na Ukrainie jest w istocie kopią niemieckiej. Co zresztą nie jest zaskoczeniem, ta różnica była widoczna od zawsze
— słyszę dziś od wysokiego przedstawiciela polskiego rządu.
To prawda. Ale wielu naszych świeżo narodzonych antyrosyjskich jastrzębi (niedawno uparcie resetowali, także na smoleńskich trumnach) wciąż nie ma odwagi by wypowiedzieć choćby słowo krytyki wobec Berlina, który najpierw sfinansował rosyjskie bomby (z pomocą usypiającego Polaków i Europę pana Tuska), a dzisiaj niecierpliwe czeka na powrót do starych biznesów. I który palcem nie kiwnie by na serio pomóc walczącemu z najazdem narodowi.
Wybiera się więc zastępczego chłopca do bicia. Pasuje, bo to państwo dużo mniejsze niż cyniczne Niemcy, a na dodatek rządzone przez siły konserwatywne, z silnym mandatem demokratycznym.
Poseł Platfomy Michał Szczerba jako demonstrant pod ambasadą węgierską i trafiony jakimś świństwem plakat o solidarności Węgier z Ukrainą są tego kuriozalnym przykładem. „Najobrzydliwszy polityk w całej UE” - wołano tam. Znaczy budujący siłę Putina politycy niemieccy to przy nim wzorce cnót europejskich? Wyjątkowa nieuczciwość.
To wybór celu łatwego, ale wybór nieuczciwy.
Powtórzę: nie Węgry napadły na Ukrainę, nie Węgry blokują znacząco większe sankcje (jak Niemcy się na nie zgodzą, zrobią to i Węgry), nie Węgry budowały Nord Stream 1 i 2. Za to Węgry jak mogą, pomagają.
Uważamy, że mogłyby więcej. Sądzimy, że dużo ryzykują bo lepiej w takich sytuacjach stać maksymalnie jednoznacznie po stronie ofiary i prawdy. Zwłaszcza w Europie środkowo-wschodniej.
Ale to jednak nie powód by równać ten dzielny, doświadczony straszliwie w XX wieku naród z barbarzyńskimi najeźdźcami, by zapominać zupełnie o sprawach, które nas Polaków z Węgrami łączą, by przekreślać lojalność i solidarność w wielu trudnych sytuacjach w ostatnich latach i wiele momentów prawdziwej przyjaźni.
To też nie powód by atakować ambasadę węgierską w Warszawie, miejsce od wielu lat pełniące funkcję ważnego centrum przyjaźni polsko-węgierskiej i spotkań kultur obu narodów.
Ochłodzenie relacji jest dziś naturalne. Nie będzie przez kilka tygodni szczytów V4, powstała pewna zadra w tak przyjacielskich dotąd relacjach. Być może do przezwyciężenia, bo po wyborach - które premier Orban ma dużą szansę znowu wygrać - otwiera się pole do jakiegoś przełamania, jeszcze większej korekty węgierskiej polityki.
Krytykujmy, rozmawiajmy, a przede wszystkim używajmy uczciwej miary.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/592328-polityka-orbana-jest-bledna-ale-to-nie-on-napadl-na-ukraine