W pełnej zgodzie i z absolutnym rozumieniem można odnotować komentarze w Polsce, dotyczące wywiadu, jakiego Zełeński udzielił dla rosyjskich mediów. Słychać więc opinie o niewdzięczności Kijowa czy też o faktycznym odrzuceniu planu misji pokojowej NATO. Opinia publiczna nad Wisłą cmoka i kręci głowami, ocenia i przerabia konteksty, by pasowały do politycznych utarczek. Piękna jest ta nasza perspektywa, w której wszystko się jakoś z Polską wiąże i Polski zawsze dotyczy - nienapisany felieton „Słoń o sprawa polska” wciąż jest aktualny. Tymczasem inwazja rosyjska wymaga od Ukraińców zupełnie innego spojrzenia, dynamicznych uników a także mimikry, wyczuwania gdzie zastawione są kremlowskie pułapki i reagowania tak, by je ominąć.
Wywiad Zełenskiego. Specyficzy kontekst
A Zełenski w tym wywiadzie rozmawiał z Rosjanami. Niby tymi nie z Kremla, bo to kanał „Dożd”, łotewska „Meduza”, ale jednak Rosjanami, więc i prezydent Ukrainy mówi z nimi w języku rosyjskim. Przywódca wykorzystał okazję, by porozumieć się z Rosjanami, jak wtedy gdy na początku wojny wezwał ten naród do protestów, tak teraz dostał na chwilę tubę, przez którą mógł zakomunikować coś poddanym Putina. Opowiadał więc o młodziutkich żołnierzach rosyjskich, o tragedii poszczególnych miast Ukrainy, o wywózkach ludności cywilnej. Zełenski dostał 92 minuty, które przedrą się niekiedy przez zasłony zombirowanych Rosjan, dlatego głowa państwa mówiła kodem kulturowym zrozumiałym w jaskini Kremla: wspominał o Czeczenii, faszyzmie i okupacji. Odwoływał się do postsowieckiej nostalgii pt. „pokój na świecie jest najważniejszy”, nadawał przekazy dla rosyjskiej mentalności.
I pomiędzy tymi słowami padł komentarz o pomyśle Jarosława Kaczyńskiego. Pomysł z 15 marca został skrytykowany 28 marca - uradowali się oczywiście Konfederaci - mogąc tu dokopać Ukrainie, ucieszyła się liberalna opozycja - bo można zadrwić z Prawa i Sprawiedliwości. Zachowują się oni jak ci Rosjanie, których mniemaniem aktor Zełenski obracał w półtoragodzinnym wywiadzie. Tymczasem dla Rosjan wkroczenie sił NATO dalej na Zachód od obecnych granic uruchamia alarm konstruowany od czasów późnego Stalina. Zełenski więc zbagatelizował tę ideę wobec rosyjskiego audytorium, tyle. Urabiając rosyjskie ciasto na antyputinowski placek trzeba uspokajać wroga, że wcale a wcale tu sojusznik silnie z wojskami nie wejdzie. Zresztą Zełenski zgrabnie ominął temat czy propozycję odrzuca - nie zadeklarował tego i sprawę zostawił otwartą.
Zełenski a sprawa polska
Taktyka polityków podkopujących szansę polsko-ukraińskiego zbliżenia jest tylko obrzydliwa, patrzę na identyczną nutę Tomasza Lisa i Roberta Winnickiego i dostrzegam to bliźniacze pochodzenie, ale zawód Rodaków należy rozumieć. Taki mamy już kod kulturowy - szlachetne oczekiwanie wdzięczności. W tym myśleniu nie miała sensu odsiecz wiedeńska, bo sto lat później Austria wzięła udział w rozbiorach. Obrona Rzeczpospolite we Wrześniu była nieadekwatna, bo nas nie zaprosili na defiladę w Londynie 6 lat później. Ta sentymentalna nuta nakazuje też obrazić się za sformułowaną pod koniec marca krytykę koncepcji z połowy marca. Krytykę sprzedawaną Rosjanom jako uspokajaczkę ich imperialnej histerii.
Spokojnie, Rodacy, sprawa nie jest tak czarno-biała. W wojennych warunkach, między kłami i pazurami niedźwiedzia, w tak dynamicznej sytuacji, słowa broniącego się trzeba odczytywać z większym dystansem. Zamiast wyciągać ręce po wdzięczność, trzeba się zbroić i zbroić tych, którzy już wpychają Rosję na skraj kompletnej degradacji. Interesy, nie sentymenty - na odcinanie politycznych kuponów przyjdzie jeszcze czas.
OBEJRZYJ TAKŻE RELACJĘ SPOD CZERNIHOWA:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/591976-zelenski-wobec-misji-nato-a-polski-paradygmat-wdziecznosci