„Myślę, że już w tej chwili widać wyraźnie, że Polska stała się dla Stanów Zjednoczonych głównym sojusznikiem na flance wschodniej, a może w ogóle w Unii Europejskiej, bo z wojskowego punktu widzenia nie da się bronić Europy bez silnej Polski” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jan Parys, były minister obrony narodowej komentując rozpoczynającą się wizytę prezydenta USA Joe Bidena w Polsce.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RELACJA. Prezydent Biden jest już w Rzeszowie! „Polska stała się dla USA operacyjnym i rzeczywistym sojusznikiem”
wPolityce.pl: Agresja Rosji na Ukrainę wymusiła wzmożoną współpracę między Polską a Stanami Zjednoczonymi. Czy można powiedzieć, że wraz z tą wizytą ta współpraca wejdzie na wyższy poziom?
Jan Parys: Myślę, że już w tej chwili widać wyraźnie, że Polska stała się dla Stanów Zjednoczonych głównym sojusznikiem na flance wschodniej, a może w ogóle w Unii Europejskiej, bo z wojskowego punktu widzenia nie da się bronić Europy bez silnej Polski. To jest to, co szybko zrozumieli zarówno wojskowi, jak i politycy w Stanach Zjednoczonych, a czego nie chcą zrozumieć politycy w Niemczech. To nie jest przypadek, że Polska była krajem, który w tym roku w ciągu kilku tygodni otrzymało podwojenie o 100 proc. liczebności wojsk amerykańskich. To jest najlepszy dowód, jak jest postrzegana Polska. Można powiedzieć, że wizyta prezydenta jest tylko takim symbolicznym sygnałem, który podkreśla znaczenie Polski.
Czy w Polsce zostaną ulokowane stałe bazy USA? W końcu nie było ich tutaj tylko i wyłącznie ze względu na układ NATO z Rosją, a w tej chwili wraz z inwazją na Ukrainie Rosja ten układ złamała, więc chyba nic nie stoi na przeszkodzie.
Rzeczywiście. Należałoby uznać w tej chwili, że Rosja sama naruszyła układ zawarty wiele lat temu między NATO a Rosją zarówno przez swoje zbrojenia, agresywne ćwiczenia, jak i przez wojnę w Europie, którą wywołała. To porozumienie dzisiaj jest już całkowicie nieaktualne i wiem, że są kraje, które tak uważają, natomiast wiem również, że niektóre państwa Unii Europejskiej, znane z prorosyjskiej polityki, tak jak Francja, cały czas próbują bronić tego układu, więc trzeba by tutaj włożyć wysiłek, żeby wykazać, że trwanie przy fikcyjnym porozumieniu jest po prostu politycznym błędem.
Czy spodziewa się Pan, że podczas tej wizyty Joe Bidena w Polsce zapadną jakieś decyzje, które będą miały jakiś istotny wpływ na układ sił w tej części Europy?
O ile wiem, główne przemówienie Joe Bidena będzie wygłoszone jutro o 17.30 na Zamku Królewskim w Warszawie, zatem trzeba poczekać do jutra z taką oceną. Natomiast myślę, że jest wyraźnie zauważalne to, iż Stany Zjednoczone za prezydentury prezydenta Bidena w tej chwili w tym roku są dużo bardziej zdecydowane, dużo ostrzejsze w polityce wobec Rosji, niż uczestnicy szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego, który się zakończył w czwartek. Jak widzimy, Stany Zjednoczone samodzielnie zdecydowały o przeznaczeniu broni dla Ukrainy na kwotę 2 mld dolarów. To jest bardzo duża kwota, to jest bardzo duża ilość sprzętu. Jednym słowem Stany Zjednoczone stawiają na wspieranie Ukrainy nie tylko werbalnie, nie tylko przez sankcje, ale również przez wsparcie militarne, w uzbrojeniu. Jak wiemy, niektóre państwa w Europie nie chcą tego robić i tutaj na tle takich państw, jak Niemcy, Francja, Włochy czy Holandia, to prezydent Biden jest rzeczywiście bohaterem i politykiem zdolnym do twardej polityki wobec Rosji. Tego oczekujemy dalej.
Czy Joe Biden będzie w stanie wpłynąć na Niemcy czy na Francję, żeby zmieniły wektory swojej polityki?
Rozumiem, że celem Stanów Zjednoczonych jest pokazywanie jedności Sojuszu Północnoatlantyckiego. Chcę tylko powiedzieć, że Sojusz Północnoatlantycki jest można powiedzieć łańcuchem braterstwa, gdzie jest potrzebna jednomyślność przy podejmowaniu decyzji. Otóż to powoduje, iż siła tego łańcucha zależy od najsłabszego ogniwa. Te najsłabsze ogniwa w tej chwili to Niemcy i Francja i to są kraje, które odgrywają rolę hamulcowego w Sojuszu Północnoatlantyckim jeśli idzie o nowe spojrzenie na politykę rosyjską, bo nie da się podejmować twardych decyzji, jeżeli nie ma twardej diagnozy i dlatego właśnie kanclerz Scholz próbuje cały czas tłumaczyć, iż to jest wojna Putina, a nie Rosji. A z kolei prezydent Macron próbuje cały czas telefonować do Putina prosząc go o jakieś ustępstwa. Moim zdaniem to jest właśnie dowód na takie naiwne podejście do polityki rosyjskiej.
Czy w tej sytuacji, biorąc pod uwagę to, co Pan powiedział, nie należy się obawiać, że NATO może mieć problem ze stworzeniem adekwatnej do zagrożeń koncepcji strategicznej?
Moim zdaniem Stany Zjednoczone mają wiele argumentów i politycznych i gospodarczych, które mogą wpłynąć na takie zachowawcze jak dotychczas stanowisko Niemiec i Francji. Szczyt NATO oczywiście nie jest po to, żeby się kłócić, ale po to, by pokazywać jedność. Natomiast oczekując na kolejny szczyt, który będzie w czerwcu w Madrycie, trzeba moim zdaniem prowadzić intensywną pracę dyplomatyczną – to również należy do polskich polityków, bo trzeba przekonywać większość członków NATO do tego, żeby spojrzeli na twarde fakty, a one są takie, że nie można budować systemu bezpieczeństwa w Europie razem z Rosją, która jest agresorem. To po prostu nie ma sensu. Z woli Rosji wróciliśmy do sytuacji, która była w czasie zimnej wojny i musimy z tego wyciągnąć wnioski. Polska jako główny kraj flanki wschodniej musi być bardzo wzmocniona. Nie ma sensu, żeby armia amerykańska stacjonowała we Włoszech czy w Hiszpanii czy nawet w Niemczech w takich ilościach jak dzisiaj potrzebna jest na flance wschodniej, a przede wszystkim u nas.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/591550-parys-polska-stala-sie-dla-usa-glownym-sojusznikiem