Gdyby po Ukrainie jeździć wedle eksperckich map ilustrujących skalę inwazji rosyjskiej, człowiek by nigdzie nie zajechał. Zachodni analitycy tej wojny zdają się niewiele wiedzieć o tym co tu się naprawdę dzieje. Najtęższe teorie nie sprawdzają się w najprostszej praktyce.
Taka na przykład mapka Ministerstwa Obrony Wielkiej Brytanii, przedstawiająca stan ruchów wojsk rosyjskich z 22 marca. Sytuacja wokół Charkowa jest dużo lepsza dla Ukraińców niż przedstawia to ośrodek w Londynie.
Maleńka miejscowość Lisne na północ od tej metropolii nie jest w rękach rosyjskich - no chyba że liczyć ten spalony but rosyjskiego żołnierza, który przykleił się do asfaltu. Lisne nie jest miejscem bez znaczenia - to stąd rozchodzą się drogi okrążające Charków i jeśli kontrolują je Rosjanie to mogą rozlewać się wokół metropolii. W Lisnem spotkałem ukraińskich żołnierzy, którzy otwarcie przyznali, że okupant obecny jest kilkaset metrów dalej - w Ruskiej Łozowie. Ale i z otrzymanych tam wiarygodnych świadectw nie wynika, by istniało tam poważne zagrożenie ze strony najeźdźcy.
Rosjanie nie trzymają także miejscowości Izium na południowy-wschód od Charkowa. Nie kontrolują drogi E-40 ani M03. Nieprzerwany ostrzał Sałtiwki, północno-wschodniej dzielnicy Charkowa, jest właśnie wyrazem rosyjskiej frustracji wobec zatrzymania ich postępów wokół Charkowa. Podobnie The New York Times zbyt pesymistycznie zobrazował układ sił wokół drugiego co do wielkości miasta Ukrainy - kluczowy węzeł komunikacyjny na północy jest u nich pod rosyjską kontrolą.
Te informacje są kluczowe dla zrozumienia sytuacji na wschodniej Ukrainie, wokół drugiego co do wielkości miasta zaatakowanego kraju. Spojrzenie na prawdziwą geografię wojny zmienia wydźwięk oceny sytuacji wojennej.
Na bazie takich danych - zupełnie oderwanych od rzeczywistości - tworzy się kolejne analizy i kalkulacje. Oblicza się kto wygra, kiedy nastąpi zwrot w tej wojnie, jak siły przeciwnika będą rozwijać ofensywę. Na bazie raportów eksperckich wypowiadają się następnie generałowie i szefowie think-tanków - przewidują ruchy wojsk i skutki tej wojny. Na bazie błędnych informacji buduje się błędne diagnozy i proponuje błędne recepty. Potem ktoś sufluje inną teoretyczną mapkę albo grafikę obrazującą rosyjskie zagrożenia. Następnie opinia publiczna decyduje jak bardzo się schować pod kołdrę, w mediach brylują realiści, w normalnych czasach nazywani kunktatorami, agentami lub tchórzami. Starodawni kuglarze mogą pozazdrościć ekspertom żonglerki kolorowymi infografikami i mapkami, internauci rozkręcają dyskusje, jutuberzy podkręcają strach. Bicie piany jeszcze nigdy nie było tak proste.
Tylko tam na miejscu z tej teoretycznej trwogi nic nie wynika. Sasza z Javielinem siedzi w Lisnem i odpalając papierosa za papierosem opowiada o tym jak usmażył rosyjskiego orka, po którym został but na asfalcie. Gdyby oprócz Javielina miał jeszcze czołg i samolot, na wszystkich tych mapkach trzeba by wygumkować rosyjską obecność w ciągu paru dni. Czym wtedy zajęliby się eksperci straszący rosyjską siłą?
ZOBACZ TAKŻE RELACJE Z CHARKOWA:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/591295-od-wojny-ognia-glodu-i-ekspertow-zachowaj-nas-panie