Kolejny już raz możemy przekonać się jak straszliwie prowincjonalni są nasi rzekomi „Europejczycy”. W rzeczywistości to ludzie, którzy operują pozorami, nie ogarniają prawdziwej natury świata i mechanizmów polityki. Główną ich cechą pozostaje infantylizm, skoki emocji, brak precyzyjnej analizy i wyobraźni politycznej.
Dlatego właśnie tak łatwo weszli w niemiecko-moskiewskie resety, partnerstwa, odprężenia. Dali się ograć jak dzieci. Współodpowiadają, a Tusk szczególnie, za tragedię, która rozgrywa się na ziemi naszego sąsiada. W obliczu morza okrucieństw, których dokonują tam siepacze Putina, nie ma większego znaczenia czy zrobili to tylko z cynizmu, za kariery i medale, tylko z głupoty, co też możliwe, czy też wystąpiły oba motywy.
Na ich tle ci politycy, którzy widzieli i przestrzegali, są jeszcze większymi mężami stanu. Niektórzy, najodważniejsi, zapłacili za to życiem.
Ale jak po tragedii smoleńskiej, tak i teraz, po wybuchu tragedii ukraińskiej, spowodowanej przez to samo imperium zła, obóz cynizmu i głupoty przystępuje do kontrofensywy. Krótka chwila oddechu, przegrupowania i maszyna propagandy rusza znowu, odwracając znaczenia wydarzeń, wyolbrzymiając nieistotne szczegóły, przemilczając fakty realnie kluczowe dla rozwoju sytuacji.
Kiedy w Kijowie, w czasie wyprawy czterech odważnych premierów, Jarosław Kaczyński zgłosił postulat misji pokojowej na Ukrainie, zareagowali swoim głupkowatym rechotem.
Po co była ta misja?
— pytała gazeta Michnika. Sikorski ogłosił, że też by pojechał, ale czeka na zgodę pryncypałów. A tak w ogóle - stwierdzili - misji nie będzie, to misja niemożliwa, a sama propozycja zła.
To się jeszcze okaże. W świecie polityki międzynarodowej i poważnych mediów propozycja premiera Kaczyńskiego jest jak najbardziej rozważana. Oficjalnie wsparli ją Duńczycy. W amerykańskich stacjach telewizyjnych dziś sporo debatowano o tym, że powinien ją omówić w trakcie nadchodzącej wizyty w Europie prezydent Joe Biden.
Tam rozumie się, że plan Kaczyńskiego wyrasta z dobrej analizy sytuacji. Wiadomo już, że Rosja nie złamała szybko - co planowała - Ukrainy. Jest jednak także jasne, że Ukraina krwawi, a dzielnie walcząc, mierzy się jednak z przeciwnikiem mającym broń atomową. Bezpośrednia interwencja NATO nie jest dziś (niestety) możliwa, bo oznacza otwartą wojnę NATO-Rosja. W tej sytuacji - obok toczących się rozmów politycznych, także Rosja-Ukraina - trzeba szukać rozwiązań mieszczących się w ramach tego, co możliwe. A więc działanie jak najbardziej zdecydowane, ale nie otwarta wojna.
Przypomnijmy raz jeszcze słowa premiera Jarosława Kaczyńskiego:
Potrzebna jest misja pokojowa, humanitarna, przygotowana przez NATO i może inne organizacje, ale osłonięta zbrojnie i odbywająca się na terytorium Ukrainy. Ukraina jest państwem suwerennym i jeśli zgodzi się na taką misję, to zupełnie wystarczy w świetle prawa międzynarodowego i nie będzie casus belli, chyba że chodzi o tych, dla których casus belli jest istnienie innego świata niż ich własny
— mówił w Kijowie.
To elastyczna propozycja, to wskazanie na możliwości, które są - choć wymagają odwagi. Może powinna misję zorganizować NATO, a może inna organizacja, może kilka wspólnie. Ukraina to państwo suwerenne, nie ma potrzeby pytania Rosji czy kogokolwiek innego o zgodę na obecność sił pokojowych na jej terytorium. Są też tereny ambasad, eksterytorialne.
Jasne, takie działania niosą ryzyko, tak jak ryzykiem była wyprawa premierów. Ale to daje też jasne korzyści, oddala główny cel Rosji: wyizolowanie Ukrainy, uczynienie z jej tragedii, walki, z całej tej brudnej putinowskiej wojny sprawy wyłącznie rosyjskiej.
Sytuacja jest zmienna, inna niż tuż po wybuchu wojny. Mimo dramatyzmu sytuacji są okna możliwości i warto z nich korzystać.
Bo w gruncie rzeczy każdy z nas musi odpowiedzieć na pytanie: czy nadal bezradnie patrzymy na rzeź dokonywaną przez Rosjan na Ukrainie czy coś robimy? A lepszej propozycji niż pokojowa misja na Ukrainie na stole nie ma.
W tym sensie wszyscy ci, którzy w imię polityki odrzucają sensowny i dobry plan, dają Rosji wolną rękę. Bo jak nic nie zrobimy, będzie źle. Samo emocjonalne poruszenie nie wystarczy, trzeba działać i trzeba formę tego działania stworzyć jak najszybciej.
Misja pokojowa wychodząca z Zachodu byłaby na to poważną szansą.
PS. Polecam ważny tekst Marka Pyzy i Marcina Wikło w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/590771-patrzymy-bezradnie-na-rzez-czy-wspieramy-plan-kaczynskiego