Na kijowskim dworcu kolejowym prawie pusto, ale grupka pasażerów biegnie do pociągu na wschód, na Połtawę. Władimir wygląda z pierwszego wagonu z miną niewzruszoną - nikogo nie puszczać, jest zakaz. Kobietom rozwiązują się języki, bo ta musi wrócić po rodziców, tej ostrzelano wioskę i ma sprawdzić czy jej dom się ostał, wpuśćcie, przewieźcie. Nie wolno. - Pociąg nikogo nie bierze i kropka - oświadcza chłodno naczelnik. Na kolejne opowieści Władimir Fiodorowicz Władimir unosi się i doniosłym głosem oświadcza: Ludzie! Mnie w Charkowie już ponad dwa tygodnie temu bomba zniszczyła mieszkanie, wszyscy moi bliscy wyjechali, a ja jestem jak bezdomny, w pociągu mieszkam - chwila ciszy. - Jest wojna. Każdy ma swoją tragedię - ucina kolejarz.
Grady to już nic, naprawdę…
Dziennikarze z Polski to sprawa nieco inna, to wsparcie dla Ukrainy, bo gdy świat poznaje prawdę, to i kraj się może lepiej trzymać. Władimir w przedziale wciąż wygląda surowo, ale powoli się kruszy, zwłaszcza gdy dosiada się do nas - pracująca na kolei już 36 lat - konduktorka Jekaterina. Pani Miroszniczenko szybko wyczuwa w nas dobrych słuchaczy i wnet stają nam przed oczami obrazy bombardowanego Charkowa - Grady to już nic, naprawdę, my przyzwyczajeni, ale te samoloty, bomby, dlaczego, po co? Takie ładne miasto, duże, gmachy wspaniałe a teraz, gruzy, gruzy, gruzy. A naczelnikowi? - dodaje - Ledwie wrócił do domu, usiadł na chwilę i nagle mu połowę mieszkania urwało. Władimir Fiodorowicz próbuje dyskretnie otrzeć łzy. Dopowiada faktycznie, że żona wywiesiła wyprany mundur kolejowy na balkonie, poszli zapalić papierosa w kuchni i wtedy światem zatrzęsło. Okazało się, że rakieta trafiła w sąsiedni budynek, ale urwało też i kawał jego bloku. Zostali z niczym. Mundur naczelnika także już w strzępach Wyprawił kobiety na Zachód, a sam wrócił do pociągu, w którym i tak mieszkał od 1 marca. Płacze Jekaterina, poruszony jest Władimir, ale na posterunku trwają. Ona nie opuściła wagonu od 24 lutego, on - z przerwą na jedno popołudnie - od 1 marca. Gdy dojeżdżają do wschodnich miast zaraz pociąg wypełnia się ludźmi, zwłaszcza kobietami z dziećmi. Załoga oddaje im też swoje przedziały, bo jak tu patrzeć na niepełnosprawnych czy matki z niemowlętami jak tłoczą się na korytarzu? Są wykończeni, osamotnieni, przepracowani. Ich skład - pociąg 1516 - jeździ od Rachowa do Charkowa i z powrotem, dzień, w dzień. 1300 kilometrów pokonywał kiedyś w mniej niż 19 godzin, teraz to i półtorej doby nie starczy. Nie ma już na Ukrainie rozkładów jazdy, wielogodzinne spóźnienia stały się normą, a i nierzadko przekierowuje się skład w zupełnie inne miejsca.
Pociąg 1516
Wojna. Kolejowe tętnice Ukrainy przewożą miliony uchodźców w jedną stronę, a w drugą wielkie tony pudeł pomocy humanitarnej, czasem kurierów, wolontariuszy, żołnierzy. Na wschód od Kijowa słuchać strzały, a pod Charkowem łuny i wybuchy. Niewzruszone pozostanie na kolejowej służbie stało się już cichym bohaterstwem. W pociągu 1516 jeszcze się długo o tym toczą rozmowy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/590483-reportaz-pociag-1516-pomiedzy-ostrzeliwanymi-miastami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.