Wielu komentatorów w obliczu wojny na Ukrainie pisze, że oto na naszych oczach runął mit „drugiej armii świata”. Warto jednak zapytać, na jakich konkretnych faktach był zbudowany ów mit niezwyciężonej armii rosyjskiej. Najczęściej oczywiście przywoływane jest pokonanie hitlerowskich Niemiec w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Było to jednak, przyznajmy, dość dawno temu. Przyjrzyjmy się więc kolejnym konfliktom zbrojnym, w których po 1945 roku uczestniczyła najpierw armia sowiecka, a później rosyjska.
1956 – inwazja na Węgry i krwawe stłumienie antykomunistycznego powstania w Budapeszcie. Wojsko sowieckie walczyło tam głównie z cywilami, którzy chwycili za broń, lecz w starciu z ponad 30-tysięczną armią dysponującą ponad tysiącem czołgów nie mieli szans. Zginęło około 3500 Węgrów.
1968 – inwazja na Czechosłowację i stłumienie Praskiej Wiosny. Armia Sowiecka wspólnie z czterema innymi wojskami państw Układu Warszawskiego najechała na sąsiedni kraj. Siły zbrojne agresora, liczące 235 tysięcy, nie napotkały żadnego oporu armii czechosłowackiej. Walczyły tylko z cywilami, zabijając ponad sto osób.
1979-1989 – wojna w Afganistanie. Armia sowiecka najechała na ten kraj i walczyła na jego terenie przez niemal dekadę, jednak musiała się wycofać, uznając wyższość miejscowych mudżahedinów. Podczas tego konfliktu, który miał charakter głównie partyzancki, ZSRS stracił ponad 14 tysięcy żołnierzy, zaś około 54 tysięcy zostało rannych.
1994-1996 – pierwsza wojna czeczeńska. Przez półtora roku armia rosyjska nie była w stanie pokonać wojsk autonomicznej republiki czeczeńskiej (republiki liczącej około półtora miliona mieszkańców), która chciała proklamować własne niepodległe państwo. Konflikt, który zakończył się rozejmem i nierozstrzygniętym wynikiem, przyniósł śmierć około 5500 rosyjskim żołnierzom. Symbolem tej wojny stała się masakra w Samaszkach – masowy mord dokonany przez Rosjan na bezbronnej ludności cywilnej.
1999-2009 – druga wojna czeczeńska. Niemal dziesięciu lat potrzebowała rosyjska armia, by ostatecznie zdławić opór Czeczenów, którzy prowadzili walkę partyzancką. Potrzebowała jednak do tego zaangażowania aż 80 tysięcy żołnierzy.
2008 – wojna w Gruzji. Armia rosyjska, dysponując kilkukrotną przewagą sprzętu wojskowego, najechała na Gruzję i pokonała jej wojska. Skutkiem wojny było oderwanie od Gruzji dwóch regionów: Osetii Południowej i Abchazji.
Od 2014 – wojna w Donbasie. Armia rosyjska wraz z miejscowymi separatystami zdobyła część dwóch obwodów: donieckiego i łuhańskiego w Ukrainie. Nie zdołała jednak posunąć się dalej na zachód. Ukraińcom udało się odbić i utrzymać m.in. Mariupol, Słowiańsk i Kramatorsk. Ostra faza konfliktu zakończyła się po pięciu miesiącach zawieszeniem broni. Przez następnych ponad siedem lat wojna miała charakter pozycyjny (ostrzały artyleryjskie na linii frontu).
Od 2015 – wojna domowa w Syrii. Moskwa stanęła po stronie prezydenta Baszszara al-Asada, wysyłając mu na pomoc swoje samoloty. Rosyjskie lotnictwo ostrzeliwało i bombardowało jednostki sił antyrządowych, a także bezbronnych cywilów, np. w oblężonym mieście Aleppo.
Incognito – w niektórych krajach Moskwa nie chciała oficjalnie występować jako jedna ze stron konfliktu zbrojnego. Wysyłała więc tam swoje oddziały incognito. Tylko w czasach komunistycznych w latach 1965-1991 w Angoli, Wietnamie, Laosie, Somalii i Etiopii służyło 46.833 żołnierzy sowieckich, chociaż oficjalnie ZSRS nie miał z tym nic wspólnego. Na miejscu odbierano im wszystkie dokumenty oraz identyfikatory, które wskazywałyby na ich tożsamość. W przypadku trafienia do niewoli nie mogli liczyć na status jeńców wojennych i traktowanie zgodnie z konwencją genewską. Po upadku komunizmu tego rodzaju zadania przejęła prywatna firma wojskowa, związana z rosyjskim wywiadem, tzw. Grupa Wagnera, która walczyła m.in. w Syrii, Sudanie, Republice Środkowoafrykańskiej czy Libii, gdzie dopuszczała się zbrodni, m.in. mordując jeńców czy kobiety i dzieci.
Lekcja Donbasu
Z powyższego przeglądu widać, iż przekonanie o potędze bojowej armii rosyjskiej nie opiera się na faktach. Po 1945 roku nigdy nie walczyła ona z przeciwnikiem dysponującym solidną armią. Bardzo dobrze radziła sobie z cywilami, zarówno uzbrojonymi, jak i nieuzbrojonymi. Nie stanowiło dla niej też trudności pokonanie małego kraju, jakim jest Gruzja. Znacznie większe problemy miała z partyzantami, o czym świadczy klęska w Afganistanie i ciągnące się długo dwie wojny czeczeńskie, okupione dużymi stratami.
Osobny rozdział w tej historii stanowi wojna w Donbasie, która wybuchła w 2014 roku. W momencie jej rozpoczęcia armia ukraińska znajdowała się w stanie rozkładu, do którego doprowadziły ją rządy Wiktora Janukowycza. Wystarczy następujące porównanie: w 2013 roku Rosja na swe 770-tysięczne siły zbrojne wydała 52 miliardy euro, zaś Ukraina na swe 130-tysięczne wojsko zaledwie 1,3 miliarda euro.
Dwaj ostatni ministrowie obrony Ukrainy mianowani przez Janukowycza – Dmitrij Sałamatin i Pawło Liebiediew – byli obywatelami Federacji Rosyjskiej (pierwszy z nich był nawet prywatnie zięciem byłego wicepremiera Rosji Olega Soskowca). Paszporty rosyjskie posiadali także dwaj ostatni szefowie Służby Bezpieczeństwa Ukrainy: Igor Kalinin (były funkcjonariusz sowieckiego KGB, weteran wojny w Afganistanie) oraz Aleksander Jakimienko (do 1998 roku oficer rosyjskiej Floty Czarnomorskiej na Krymie).
Nic więc dziwnego, że pod takim dowództwem armia ukraińska została zinfiltrowana przez rosyjski wywiad. Nie posiadała ona żadnych planów wojskowych na wypadek konfliktu zbrojnego z Rosją. Pod koniec rządów Janukowycza doszło też do zniszczenia kluczowych baz danych w ministerstwie obrony oraz sparaliżowania centralnego systemu kontroli i dowodzenia. Najważniejsze jednostki bojowe rozlokowane były wówczas przy granicy z Polską, natomiast wschód kraju pozostawał praktycznie bezbronny. Przez dwa pierwsze miesiące walk w obwodach donieckim i ługańskim nie stacjonowała żadna ukraińska jednostka wojskowa. Mimo tak olbrzymiej przewagi, Rosjanom nie udało się jednak zająć całego Donbasu, a jedynie część obwodów donieckiego i łuhańskiego.
O wyniku kampanii w Donbasie w 2014 roku zadecydowała więc nie tyle siła rosyjskiej armii, ile słabość ukraińskiego wojska, niedofinansowanego, znajdującego w stanie rozkładu wewnętrznego i częściowo sparaliżowanego. Z tamtych wydarzeń Kijów wyciągnął jednak wnioski na przyszłość, Moskwa natomiast wciąż pozostała przywiązana do swojego mitu niezwyciężonej armii.
To ważna lekcja także dla Polski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/590294-skad-wzial-sie-mit-niezwyciezonej-armii-rosyjskiej