Najpotężniejsza cywilizacja świata - Zachód - myśli czy Ukrainie przekazać kilkanaście samolotów, stanowiących jedną milionową promila sił zbrojnych, gdy w zasięgu ręki jest nie że tylko obrona Ukrainy ale sformatowanie Rosji do jej właściwych i bezpiecznych rozmiarów - zauralskiego magazynu surowców. W takim Tatarstanie czy Czeczenii (bez Kadyrowa) ustanowienie niepodległości byłoby prostym schematem, a deimperializacja Rosji i zrobienie z niej rzeczywistej federacji - naturalnym procesem, no ale gdzie i komu to zrobić, jak szczytem wizjonerstwa „ekspertów” jest wymiana Putina na Nawalnego, czyli przebrania wschodniego zamordyzmu na jakiś lepszy garnitur. Rosji gną się kolana, ukraińskie dzieci wloką tobołki do podziemnych przedszkoli, a Macron nad ostrygami duma co to z tym niebem nad Dnieprem, zaś Scholz trzęsie się na myśl zerwania finansowej współpracy banków niemieckich z rosyjskimi. Wystarczyło że Putin - już wiemy, że słaby, że z czołgami, których pancerze wzmacniane są opakowaniami na jajka (sic!) - nie wypowiedział wojny a zarządził „specjalną operację wojskową” i już doradcy głów państw z pensjami na milion dolarów nie wiedzą jak zatrzymać tę syberyjską swołocz kradnącą kury i kurtki po ukraińskich domach.
Inwazja rosyjska jest klasycznym wyzwaniem dla cywilizacji, nowym zjawiskiem, nie do końca rozpoznanym przez stare instytucje. Bo to przecież nie wojna a jedynie „specjalna operacja wojskowa”, niby jest ofensywa, ale te bombardowania i szturmy to idą nie na całej linii a punktowo, niby to tylko Rosja, ale z terytorium Białorusi - i tak dalej, i tak dalej. Sankcje, stare zachodnie narzędzie oddziaływania na dyktatury, mocno się stępiło a w niemieckim wykonaniu wygląda jak pistolet na wodę podczas prawdziwej wojny. Te dywagacje o zamknięciu nieba czy przekazaniu samolotów, te sprawy, które dla potężnego Zachodu powinny być oczywiste i automatyczne jak poranne włączenie ekspresu do kawy, są dla Macrona, Ruttego i von der Leyen jakąś dramatycznie nierozeznaną kostką Rubika. To już nie jest minimalizm polityczny, to jest jakiś tchórzliwy mikromalizm, ciasnota umysłowa.
Rzeczpospolita albo nic
Tym bardziej więc wizyta premierów Kaczyńskiego i Morawieckiego w Kijowie jest powiewem świeżego politycznego powietrza, jest rozmachem na miarę śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jeszcze trochę tych rosyjskich agresji przy dywagacjach Zachodu, a okaże się, że każdy atakowany przez Moskali kraj będzie mógł oczekiwać wizyty najważniejszych polityków Rzeczpospolitej.
Skojarzenie z Tbilisi nasuwa się samo, ale dziś znajduje ważne uzupełnienia. W 2008 roku Lech Kaczyński przybył tam z przywódcami Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii, dziś jego brat leci w imieniu Unii Europejskiej, w imieniu całej wspólnoty Starego Kontynentu. Oto moc. Rozmach tego pomysłu sprawia, że ćwierćinteligencja polska, słuchacze i czytelnicy Lisów, Kraśków i Wielowieyskich, zostają ze swoimi „polexitami” i „pegasusami” jak jaskiniowiec uparcie trwający w pieczarze, gdy ludzkość już pogalopowała do przodu.
Do tej pory Ukraińcy czuli polskie wsparcie w ratowaniu ich bliskich, w pomocy humanitarnej i niekiedy w uzbrojeniu. Politycznie jednak nie odnotowywali niuansów, że jako część NATO czy Unii Europejskiej Rzeczpospolita nie ma takiej swobody w deklarowaniu każdego, np. militarnego wsparcia. Weź tu ludziom śpiącym z naładowanym karabinem obok materaca wytłumacz, że Komisja Europejska, że Stoltenberg czy Biden, że wiecie, rozumiecie - ten obszar był nazbyt mętny, by naród ukraiński jasno odczuł wsparcie Warszawy dla Kijowa. Teraz będzie inaczej.
Rzecz jasna wiele nam się tu nie mieści w głowie, zastanawia, budzi wątpliwości - o bezpieczeństwo, o efekty, o naszą rodzimą agenturę, która będzie kibicowała fiasku tej wyprawy o rozgrywki ponad naszymi głowami. Ale trudno. Można nam siedzieć cicho jak przykazał Francuz Jacques Chirac albo robić to, co nam pozostało. Tworzyć Rzeczpospolitą - wspólnotę, sojusz, przymierze w tej części Europy. Aut Rzeczpospolita, aut nihil.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/589933-polityka-rzeczpospolitej-contra-mikromalizm-zachodu