Niemiecka prokuratura może odkryć, jakich polityków, także w Polsce, korumpował Gerhard Schroeder za pieniądze od Putina.
Jest oczywiste, że w obliczu wojny w najbliższym sąsiedztwie Polski europosłowie PO i PSL (z frakcji Europejskiej Partii Ludowej) się wystraszyli i zapowiadali, że wstrzymają się od głosu w sprawie kolejnej antypolskiej rezolucji. Pewnie wykombinowali, że to dużo, choć byłoby to tylko zatrzymanie ręki przed popełnieniem niewybaczalnego błędu, ale nie byłaby to rezygnacja z używania tej ręki w niecnych celach. Ale słowo niektórych polityków PO tyle znaczy, co „prawda Ławrowa” ujawniona 10 marca 2022 r. po rozmowach w Antalyi z szefem MSZ Ukrainy Dmytro Kułebą. Więcej o tym sługusie Putina i patologicznym kłamcy nie mogę napisać, bo klawiatura odmówiłaby posłuszeństwa.
Trzeba przyznać, że przyzwoicie i po polsku zachowali się tym razem eurodeputowani PSL Krzysztof Hetman i Adam Jarubas, którzy głosowali przeciw rezolucji. Na to samo nie sposób było liczyć w wypadku byłego wicepremiera i szefa PSL Jarosława Kalinowskiego, bo na niego właściwie nigdy nie można było liczyć. Niczego dobrego nie można się było spodziewać po Magdalenie Adamowicz, Sylwii Spurek, Róży Thun czy Łukaszu Kohucie, bo doświadczenie uczy, że tego nigdy nie można było od nich oczekiwać. Podobnie jak oczekiwania, że będą się kierować etyką w polityce. To okropny wstyd dla Polski, no ale ktoś takie osoby wybiera.
Osobna kategoria to „stare komuchy” (określenie polityków Lewicy Razem): Leszek Miller, Włodzimierz Cimoszewicz i Marek Belka. „Stare komuchy” zawsze muszą płynąć z prądem, bo są w polityce, szczególnie tej demokratycznej, tym, czym martwe ryby. Mogą tylko zatruć i zasmrodzić wodę, ale dopóki płyną – istnieją (nawet jako zombiaki). Nie mają już nic do powiedzenia w polskiej polityce, ale dzięki nieodpowiedzialności Grzegorza Schetyny dostali się do europarlamentu. I oczywiście przynoszą wstyd Polsce, ale to samo robili będąc w polskiej polityce, szczególnie przed 1989 r. Wstyd jest tym większy, że wszyscy oni byli premierami. A premier demokratycznej Polski, choćby się wywodził z paskudnej partii, powinien mieć jakiś elementarny etos państwowy. Tyle że najpierw musiałby wiedzieć, co to jest w ogóle etos.
Ci, którzy się wstrzymali od głosu, m.in. Ewa Kopacz, Radosław Sikorski, Andrzej Halicki czy Bartosz Arłukowicz, może mają resztki sumienia albo są praktyczni. Może więc przypomnieli sobie, że jednak muszą w Polsce funkcjonować, spoglądać ludziom w oczy, i to w czasie, gdy wrażliwość moralna Polaków niepomiernie wzrosła. Z powodu wojny tak się stało i wyczulenia na podłość oraz zaprzaństwo. I w takim czasie zwykłe paskudztwo jest dużo gorzej odbierane. Mogli się więc realnie spodziewać, że ktoś napluje im w twarz. Wiadomo, że generalnie to taktyka, ale dobre i to. Ale część i tak miała to gdzieś.
Najtrudniej zrozumieć byłego solidarnościowego premiera Jerzego Buzka. W Parlamencie Europejskim jest zresztą dwóch Buzków. Jeden robi różne pożyteczne rzeczy, szczególnie w kwestiach energetyki i uniezależniania Unii od Rosji. Drugi głosuje tak, jak polityczna mętownia europejska, tak jakby był bezwolny. Te dwie formy funkcjonowania są z sobą absolutnie sprzeczne, bo ktoś, komu w konkretnych sprawach zależy na dobru Polski nie może być przeciw własnej ojczyźnie w kwestiach zasadniczych, dotyczących wartości. To się nijak nie łączy.
Każda wojna jest testem moralnym, także ta u naszych granic, ale przecież na co dzień nas dotycząca, choćby z powodu 1,5 mln uchodźców wojennych. Jeśli kogoś, kto formalnie przecież Polskę reprezentuje, nie stać na zrobienie nawet mało wymagającego gestu dla własnej ojczyzny, to kim jest? W czasie pokoju często macha się na to ręką, bo nie ma tego dodatkowego moralnego wyzwania. Ale w czasie próby to jest po prostu zdrada. To jest nie tylko złamanie obowiązku „wierności Rzeczypospolitej” zapisanego w 82 artykule konstytucji, ale także „przestępstwo przeciw Rzeczypospolitej Polskiej”, opisane w rozdziale XVII kodeksu karnego, który ściśle z art. 82 się wiąże.
Patrzymy na kolejne akty zdrady, tym razem drastyczne, bo w czasie wojny, i uznajemy, że nic się na to nie poradzi. Tak być nie może. Tym bardziej że w wypadku niektórych nie chodzi tylko o głupotę czy zanik jakichkolwiek moralnych i realnych zobowiązań wobec własnego państwa. Mamy połączenie tego z realnym wysługiwaniem się obcym państwom. Nie miejsce tu na rozwijanie tego wątku, bo to kwestie wrażliwe prawnie, ale nadszedł czas, by wyjaśnić choćby to, kto i jakie brał pieniądze z zagranicy. Nie z jednej stolicy.
Obecnie w Niemczech toczy się postępowanie przeciwko byłemu kanclerzowi Gerhardowi Schroederowi, kupionemu przez Władimira Putina. Jeśli niemiecka prokuratura się do tego śledztwa przyłoży, to może odkryć, jakich polityków, także w Polsce, korumpował Schroeder za pieniądze od Putina. Sygnałów o takim korumpowaniu w naszym kraju jest całkiem sporo, a nawet niektórzy nieostrożni beneficjenci przy alkoholu chwalili się, jak odbierali od Schroedera grube pliki euro w wypchanych teczkach. I jak dzięki tym brudnym pieniądzom Putina finansowali kampanie oraz własne zachcianki. Nasz kontrwywiad i prokuratura powinni w tej sprawie zacząć współpracować z Niemcami i mieć do dyspozycji niektórych świadków. To jest dobry punkt zaczepienia do rozliczenia zdrajców, szczególnie tych, którzy korzystali z zakrwawionych pieniędzy zbrodniarza wojennego Putina.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/589330-glosowanie-przeciw-polsce-w-europarlamencie-to-zdrada