„Trzeba spojrzeć, że pani prezydent wybrała dwa najważniejsze punkty, czyli zarówno Polskę, która jest znakiem wschodniej flanki i Rumunię, która jest znakiem południowej flanki i oczywiście też ma powody obawiać się rosyjskiej interwencji na swoim terenie, więc widać, że są to bardzo przemyślane punkty. Myślę, że tych ustaleń będzie bardzo dużo. One będą miały wpływ na wojnę na Ukrainie i w przypadku próby eskalacji tego konfliktu na terytorium NATO także te ustalenia zostały tam podjęte” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl mjr rez. inż. Mariusz Kordowski, prezes Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wiceprezydent USA pełna podziwu: Świat obserwuje Polskę, przywódców i ludzi. Widzimy coś absolutnie niesamowitego
wPolityce.pl: Jakie są Pana wnioski po dzisiejszej wizycie wiceprezydent USA Kamali Harris w Warszawie?
Mjr Mariusz Kordowski: Przede wszystkim musimy mieć świadomość, że ta wizyta i informacje, które zostały przekazane na konferencji prasowej, to jest część powodów, dla których ona tutaj przyjechała. Jest wiele ustaleń, o których nie dowiemy się publicznie, dotyczących zarówno kwestii pomocy dla obywateli Ukrainy, a także kolejnych działań militarnych wewnątrz Sojuszu w przypadku rosyjskiej agresji na Polskę lub inny kraj oraz takich tematów, jak właśnie przekazanie myśliwców MiG-29, czy chociażby to, jak przekazywać pomoc wojskową Ukrainie, bo Polska jest jak by nie patrzeć głównym hubem i główną bramą dla wszelkiej pomocy zagranicznej, która płynie dla Ukrainy. Tych ustaleń na pewno było bardzo dużo. Ta wizyta była potrzebna, bo jest to jednak szczebel prezydencki, szczebel głowy państwa. Widać, że jest tu zacieśnienie współpracy. Jest to także – to, co zostało pokazane – deklaracja dla całego świata, wobec całego świata, także wobec Rosji, amerykańskiej obecności w Polsce, amerykańskiej obrony NATO, obrony Polski. To są dla nas bardzo ważne rzeczy, dla wszystkich krajów, jak i dla Rosji, która przygląda się temu wszystkiemu bacznie i te ruchy były konieczne.
Jeszcze oczywiście jest ten aspekt dotyczący samej Ukrainy, czyli informacje, które pani prezydent przekazała dotyczące pomocy dla Ukrainy - 50 mld dolarów, które wpłyną, to jest także konkretny, bardzo wyraźny sygnał mówiący o tym, że Ameryka nie chce pozostawić Ukrainy samotnej mimo tego, że nie wyśle tam wojsk, nie stworzy strefy „no fly” nad Ukrainą, to jednak chce w sposób wymierny jej pomóc i to trzeba doceniać. Myślę, że to jest także pójście krok naprzód w wielu naszych wspólnych działań, bo jednak w pewnym sensie Polska powiedziała „sprawdzam” jeśli chodzi o wojnę na Ukrainie, a Ameryka powiedziała „jesteśmy z wami”. My byliśmy z Ameryką wszędzie, byliśmy w Iraku, w Afganistanie, a Ameryka dzisiaj jest z nami, więc te deklaracje były ważne, były potrzebne, ale nie są to tylko deklaracje i znaki, ale są to także konkrety: amerykańska obecność – żołnierze będą walczyć w Polsce, deklaracja obrony, a także kolejne ustalenia, których nie znamy, a są ważne dla tej wojny.
Czy ta wizyta w Polsce, a potem w Rumunii, bo przecież pani wiceprezydent Kamala Harris udaje się potem do Rumunii będą miały wpływ na to, co się dzieje na froncie na Ukrainie?
Myślę, że będą miały bardzo wymierny wpływ. W najbliższym czasie zobaczymy tego efekty. Wiadomo, że te informacje nie mogą być upubliczniane. Trzeba spojrzeć, że pani prezydent wybrała dwa najważniejsze punkty, czyli zarówno Polskę, która jest znakiem wschodniej flanki i Rumunia, która jest znakiem południowej flanki i oczywiście też ma powody obawiać się rosyjskiej interwencji na swoim terenie, więc widać, że są to bardzo przemyślane punkty. Myślę, że tych ustaleń będzie bardzo dużo. One będą miały wpływ na wojnę na Ukrainie i w przypadku próby eskalacji tego konfliktu na terytorium NATO także te ustalenia zostały tam podjęte.
Mieliśmy wczoraj sygnały z Pentagonu mówiące o tym, że Rosja być może użyje broni masowej zagłady – mam na myśli broń chemiczną i biologiczną. Nie są to niesprawdzone informacje, ale muszą pochodzić z pewnego źródła. O poziomie desperacji Putina świadczy to, w jakim punkcie i położeniu on stawia swoją armię, którą zmusza do użycia takich środków. Jeżeli to zagrożenie jest realne, to my także musimy działać realnie. Myślę, że ta wizyta nie jest kurtuazyjna, ona pojawiła się nagle w związku z wymogami tej sytuacji, w której dzisiaj żyjemy. Ta wizyta jest dowodem tego, że wojna znajduje się w kluczowym momencie i albo dojdzie do jej eskalacji, a ponieważ Rosja nie ma dzisiaj już sił i środków do konwencjonalnego uderzenia, dokona tego albo poniżej progu wojny, czyli tworząc jakieś działania hybrydowe, albo powyżej progu wojny, czyli używając broni masowej zagłady i dlatego ta wizyta była tak ważna. Myślę, że tam padło bardzo wiele ważnych słów na wszystkie warianty, które mogą nas czekać.
Kiedy w Pana ocenie trzeba się spodziewać definitywnego rozstrzygnięcia, czy eskalacja, czy uspokojenie i rozwiązanie kryzysu?
To jest kwestia dni. Nakładając na to jeszcze rosyjską bezwładność, czyli tej wielkiej rosyjskiej machiny wojennej, która jest bardzo skomplikowana, to możemy mówić o tygodniu. Dlatego, że w ciągu najbliższego tygodnia, czyli w ciągu najbliższych kilku dni dojdzie do takiego rozstrzygnięcia. Rosja dzisiaj oszukuje samą siebie, bo wysyła żołnierzy na pewną śmierć. Oni są tego świadomi. Oni idą na pewną śmierć, bo mają świadomość tego, jak silnie Ukraińcy są przygotowani do obrony, dlatego sami popełniają wiele błędów strategicznych – posyłają całe ugrupowania na zagładę, bo wiedzą, że inaczej się nie da zdobyć terenu Ukrainy. A dobre przygotowanie, dobre ufortyfikowanie formacji obronnych, dobre ich uzbrojenie w broń przeciwpancerną sprawiają, że one zbierają tam żniwo. Dlatego rosyjska armia ma świadomość tego, że naprawdę nie ma już skąd czerpać rezerw, naprawdę jedzie już na ostatnich swoich siłach i te działania, które wykonuje obecnie pokazują dwie rzeczy. Z jednej strony rzeczywiście nie ma już tych zasobów, a z drugiej strony cały czas wykonują ryzykowne i bardzo nieostrożne ruchy, czyli cały czas próbują prowadzić natarcie na wybranych wąskich kierunkach. One są coraz węższe, coraz mniejsze, bo tych sił jest coraz mniej. I teraz dojdzie do takiego punktu, w którym już naprawdę nie będzie z czego brać tych sił, które mogą to tzw. natarcie kontynuować, albo padnie gospodarka i dojdzie do jakiegoś przewrotu wewnętrznego państwa, albo dojdzie do eskalacji, gdzie Putin sięgnie po broń masowej zagłady. I to jest kwestia najbliższych dziesięciu dni – czyli trzech w tym tygodniu i kolejny tydzień – to jest ten czas, w którym się wszystko może zaważyć na jedną bądź drugą stronę.
To, co robi rosyjska armia od początku tej inwazji, to jest trochę takie rozpoznanie przez atak. Rodzi się zatem pytanie, czy Władimir Putin już od początku wojny nie zakładał sięgnięcia po takie środki, jak broń masowej zagłady, skoro w ten sposób poprowadził tę operację militarną?
My wiemy o tym, że Federacja Rosyjska prowadziła różnorodne analizy w zakresie użycia broni masowej zagłady, broni atomowej, w tym przeciwko państwom NATO-wskim. Wiemy o tym. Rozważali różne warianty, trwało to lata, więc jakiś wariant posiadają. Jaki wariant mają przygotowany? Przeciwko komu będzie użyty? Czy do tego dojdzie? Zobaczymy. To też nie może być tak, że wszyscy będą milczeć wobec działań Putina, dlatego że wszyscy się boją, że on może użyć broni atomowej. Też nie możemy pozwolić na to, żeby Ukraina się wykrwawiała, żeby ludzie ginęli, dlatego że boimy się o to, że Putin użyje broni nuklearnej. Nie. Gdzieś tę granicę trzeba postawić Rosjanom – to jest też naród, który ma swoje granice. Oczywiście nie mówię o zwykłych obywatelach, którzy są urabiani przez propagandę przez ostatnie dwadzieścia lat i mają już dzisiaj wyrobione zdanie po linii partii, tylko mówię o służbach specjalnych, które są inteligentne, które mają rozeznanie i które być może już dzisiaj są na tyle zdeterminowane, aby taki ruch wykonać. To się okaże. Zobaczymy. Te dni będą kluczowe.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/589325-nasz-wywiadkordowski-ustalenia-harris-duda-wplyna-na-wojne