To mój dziesiąty dzień w Kijowie. Schudłem trzy kilo, jakoś pozmieniałem się na twarzy, jeden z urzędów odrzucił moje zdjęcie, bo jestem „niepodobny” do samego siebie. Nie mam czym się ogolić, a moi ukraińscy przyjaciele w mundurach zwyczajnie zapuścili brody. W tej swojej śmiesznej, niebieskiej kamizelce „press” jestem trochę jak maskotka w oddziale. Chłopaki ze specoddziału na mój widok śpiewają „Ja z Jakubem, dwa bandyty, hej, hej, hej”, a pułkownik W. zabiera mnie na spotkania, które oficjalnie nie istnieją. Gdy wchodzimy do tych tajniejszych miejsc dowódca zaznacza, bym nie robił zdjęć i nic nie nagrywał - i tyle. Żadnej kontroli, sprawdzania, słowo honoru wystarczy. Ambasador Cichocki podnosi wysoko brwi, gdy kolumna wozów uzbrojonych zajeżdża mu przed poselstwo a pomiędzy rosłymi Ukraińcami snuje się niebieska kamizelka polskiego dziennikarza. Andriej Lachowicz, pełnomocnik prezydenta Zełenskiego ds. współpracy z ochotnikami, widząc dziennikarza na naradzie, kategorycznie domaga się jego usunięcia, ale jedno zdanie odmienia jego decyzję.
Mocnemu uściskowi dłoni i spojrzeniu prosto w oczy towarzyszą bowiem słowa - Jestem Jakub, dziennikarz - i tu najważniejsze - z Polski.
Z Polski, tej, która oręduje za większym wsparciem dla Waszej armii, z Polski, która troszczy się o milion Waszych uchodźców, z bezpiecznej Polski, kraju ekonomicznego i politycznego sukcesu, który niektórzy opuszczają, by jechać do Waszego bombardowanego kraju.
Z Polski, rozumiecie? Tej, której prezydent codziennie dzwoni do Waszego przywódcy, tej, której premier jeździ do Berlina i Brukseli, by jewrosajuz przestał wreszcie się cackać z narzucaniem sankcji, z tej Polski, z której pochodzi Wasz sąsiad albo w której rodziła się Wasza babka, tej z której jadą sznury wagonów z pomocą humanitarną, żywnością, odzieżą, środkami czystości.
Narodowość jest tą warstwą człowieka, kośćcem, który obok wiary czyni Cię cywilizowanym człowiekiem. Nie poznali mnie jeszcze na tyle, by mi zaufać i sprawdzić, profesja dziennikarza wcale nie brzmi dumnie a dla obwieszonych karabinami mężczyzn ociera się o śmieszność i zawracanie głowy. W chwilach próby liczy się więc tożsamość. Nie te wymyślone tożsamości i upodobania, ale prawdziwy kod kulturowy, który znaczy coś w każdych czasach. Olek więc mówi mi o Warszawie 1939 roku, Ihor chce powtórki „cudu nad Wisłą”, tyle że tu - nad Dnieprem, Wiktor cytuje „Pieśń Konfederatów Barskich” Słowackiego, Konstantin opowiada mi o Piłsudskim, a ci mniej wyrobieni literacko czy historyczne wspominają Wawel, podobne miejsca we Lwowie i w Krakowie, albo upewniają się, że jestem katolikiem. Takie fakty. Nikogo nie obchodzi tu przecież orientacja seksualna albo wykształcenie, ile masz pieniędzy albo czy segregujesz świeci. Wojna czyni te liberalne wyróżniki, te obywatelskie obowiązki nieistotnym igraszkami, jakąś ekstrawagancją spod znaku noszenia majtek w kropki czy zbierania ceramicznych słoników z podniesionymi trąbkami.
W telewizji przyznają otwarcie - ta wojna odradza naszą narodowość, wiemy kim jesteśmy i czego bronimy. Ludzie są dumni nawet z tego, że niektórych słów w ich języku najeźdźca nie wymówi poprawnie, że mają swoją dowcipną pieśń o tureckich dronach (młodzi tańczą przy tym teledysku, jak wybuchają rosyjskie czołgi, w których okupant smaży się jak kiełbaska w mikrofali), że dziś są właśnie urodziny Tarasa Szewczenki. I my, Polacy, też jesteśmy dumni. Dorastamy do naszych polskich zadań. Monika Andruszewska otoczona jest już legendą, gdy na moście do Irpienia zamiast beznamiętnie nagrywać ucieczkę z ostrzeliwanego miasta, wsiadła do samochodu, kazała swojemu kierowcy wcisnąć gaz do oporu, po czym zabrała napotkane dzieci, by wywieźć je spod linii ognia. Nic więc dziwnego, że gdy Ukraińcy widzą Polaka, to zaraz kojarzą go z odwagą i fantazją.
Naród, tożsamość, kultura, tradycja, język, literatura, historia. Takie proste, takie oczywiste, a na Zachodzie ten wielowarstwowy dar próbują zastąpić walką z ociepleniem klimatu czy zabawami w łóżku. W chwilach wspólnotowej próby wszystko wraca jednak na swoje miejsce.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/589251-polak-w-kijowie-moze-z-godnoscia-patrzec-w-oczy-ukraincom