Połowa Irpenia zajęta jest przez Rosjan, którzy zaproponowali merowi miasta, Aleksandrowi Markuszinowi, przyjęcie łapówki w zamian za poddanie miasta. Samorządowiec odmówił, miasto jest nadal bronione i ewakuowane. Mostem i drogą na Kijów ciągną rzadkim strumyczkiem mieszkańcy niewielkiego miasta. Spod domów, czasem pod ostrzałem rosyjskich żołnierzy, cywili odbierają kierowcy-ochotnicy. Widziałem kierowców autobusów ze Stawiszczy, 150 km od Kijowa, którym powiedziano: ludzi trzeba wywieźć z bombardowanego miasta, a ci kierowcy wrzucili kolejny bieg i skierowali się do stolicy. Są też i samochody osobowe, dziesiątki, które zabierają uchodźców pojedynczo. Wśród ukraińskich żołnierzy, okopanych wzdłuż ulic Irpienia, znany jest już brawurowy kierowca białego Renault, który wjeżdża w niebezpieczne dzielnice, zabiera rodziny i odwozi je do mostu, dalej zawraca po następnych. Mignął mi tylko z piskiem opon, wysadził garstkę ludzi i pognał w głąb kolejnego osiedla,
Most do Kijowa
Z pojazdów wylewa się strumień ludzi obładowanych bagażami - do domów już być może nigdy nie wrócą. Idą przez most, który Rosjanie niekiedy ostrzeliwują, choć obiecali „korytarze humanitarne”, a tym traktem idą przecież bezbronni, uciekający cywile. Jakim człowiekiem może być ten snajper, który wczoraj mierzył do irpieńczyków? Nie sposób pojąć.
Mostem ciągną ludzie - niektórzy z bielizny czy kawałka prześcieradła zrobili sobie białą flagę, mały znak, że jest się, do cholery, niewinnym niczemu cywilem.
U końca mostu, zniszczonego ostrzałem sprzed kilku dni, czekają już żołnierze Obrony Terytorialnej, pomagają nieść bagaże, a starym przejść przez kładkę, pomiędzy strzępami zniszczonej infrastruktury. Starsi ludzie z trudem stawiają kroki po zaimprowizowanych stopniach, osoby na wózku inwalidzkim są przenoszone po chybotliwych deskach.
Ochotniczy Batalion „Mobilny Szpital”
Dalej już ulga - czekają karetki pogotowia. Służy tam I ochotniczy batalion „mobilny szpital” (PDMSz), który zjawia się zawsze tam, gdzie potrzeba pomagać rannym, uchodźcom, potrzebującym.
Korsa jest lekarzem, urodził się we Lwowie, od lat przebywa na emigracji we Włoszech, mając swój własny, prywatny gabinet. - Kiedy wybuchła wojna, zeszło mi kilka dni na pozamykanie swoich spraw i ruszyłem bronić kraju. Okazało się, że moje medyczne wykształcenie przyda się w „mobilnym szpitalu”. Korsa (to jego pseudonim na czas wojny) rozpromienia się promiennym uśmiechem okalanym bielusieńką brodą.
Opowiada o tym jak rosyjskie rakiety uderzyły w budynek u wylotu z Kijowa na Irpień. Budynek zapłonął, ale huk był tak duży, że z sąsiedniej cerkwi wypadły szyby z okien. Jak ziemia się trzęsła od wybuchów, gdy uchodźcy uciekali z domów.
Starszym ludziom najtrudniej było pomóc. Często samotni, bez internetowej łączności, zrezygnowani, bezradnie obserwowali jak walą się domy wokoło, a matki z dziećmi biegną do żółtych autobusów. Teraz gdy do Irpienia przyjechały setki wolontariuszy nieomal do każdego mieszkania może dotrzeć prośba, ba, naleganie: spakujcie się, pojedźmy, wrócicie po wojnie.
Tak pustoszeje Irpień. Tak pustoszeje Ukraina pod rosyjskim ostrzałem.
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/589197-ochotniczy-batalion-mobilny-szpital-ewakuuje-irpien