Tomasz Lis jest szczerze niezadowolony, że Polska wyrasta na mocnego partnera międzynarodowego, a rząd i samorząd wzorowo radzą sobie z pomocą humanitarną dla ponad miliona Ukraińców, którzy uciekli do Polski przed agresją Putina. Naczelny „Newsweeka” już rozumie, że dla Donalda Tuska i jego nieudolnej ekipy, postawa polskich władz w obliczu wojennego zagrożenia, może stać się nie lada problemem politycznym. Pewnie dlatego Lis kolejny już raz wpadł w panikę i na ślepo atakuje Jarosława Kaczyńskiego. Pomysły do znudzenia podobne do tych użytych już kiedyś. Naczelny „Newsweek” przekonuje więc, że system polityczny w Polsce przypomina ten panujący w putinowskiej Rosji.
Istnieje uzasadniona obawa, że w efekcie agresji monstrualnego zła ubocznym beneficjentem będzie wygrana zła, używając terminologii marksistowskiej, ilościowo mniej groźnego, ale jakościowo bardzo podobnego, nawiasem mówiąc, z tamtym monstrualnym złem ideowo spowinowaconego. Bo natura systemu władzy putinowskiej i kaczyńskiej jest szalenie podobna, jedynie skala ekscesów różna
– napisał Tomasz Lis w „Newsweeku”.
Czy Putin unieważnił putiniadę w Polsce? Czy wróg wewnętrzny przestaje nim być albo staje się mniej groźny, gdy pojawia się wróg zewnętrzny? Czy wspólna antypatia wobec tego ostatniego ma mieć moc wybielacza win tego pierwszego? Nawet jeśli budzi to moralny sprzeciw, to często efekt jest właśnie taki. Wymuszona jedność zaczyna pełnić rolę cenzora i kagańca
– „przestrzega” naczelny „Newsweeka”.
Jeśli coś ta władza robi dobrego w konkretnej sprawie, to można ją pochwalić i poprzeć. Ale generalnego błogosławieństwa dawać jej nie można. Bo za chwilę będzie tak, że cały naród pomaga Ukraińcom, a w wersji władzy będą to wyłącznie pozujący do zdjęć Dworczyk niosący konserwy i Terlecki taszczący paczki z makaronem
– pisze Tomasz Lis.
Główny ideolog obozu III RP słusznie boi się polityków PiS, którzy w chwili próby zaczął działać. Lisa przeraża obecna pozycja prezydenta Dudy i premiera Morawieckiego. On nie może pogodzić się z faktem, że naród, w oczywisty sposób, lgnie do władzy (każdej) w chwili niepewności. To prawdziwe lęki dziennikarza, który tak bardzo nienawidzi szczerych odruchów społecznych, że woli ryzykować śmieszność, niż obiektywnie uznać, że obóz władzy dobrze radzi sobie z kryzysem. Co mu zostaje? Wściekłość i bezradność, czyli żałosny upadek.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/588751-lis-znowu-w-amoku-czy-kaczynski-wygra-wojne-putina