Putin znajduje się w takim momencie panowania jak Stalin na początku 1953 r. Tylko nie ma za sobą jego osiągnięć i nie wzbudza takiego strachu.
Putin sam nic nie zmieni. Im bardziej mu nie wychodzi w Ukrainie, tym bardziej się wścieka. I jest gotów mordować cywili, kobiety, dzieci. Bo nie może pokazać, że jest niezwyciężony. Ale im bardziej się wścieka oraz grabi sobie jako zbrodniarz wojenny i ludobójca, tym ma mniejsze pole manewru. Bo ze zbrodniarzem nikt nie będzie się układał. A tu z każdym dniem dopadać go będą skutki sankcji nałożonych na Rosję. I wściekłość tych jego koncesjonowanych i próbujących się usamodzielnić oligarchów, którym kończy się świat, a właściwie dwa światy: ten rosyjski i ten za granicą.
Dopadać Putina będzie też wściekłość biedniejących Rosjan. Na razie wielu żyje ułudą imperialnej potęgi i lubieżną pychą tych, których się nienawidzi – tacy są straszni i źli. Ale to imperium zła Putina sypie się w konfrontacji z armią Ukrainy, która miała być rozbita w pył w 2-3 doby. Na razie w pył bywają rozbite całe rosyjskie oddziały – jak ten na ulicy Dworcowej w Buczy niedaleko Kijowa, gdzie „wspaniała” rosyjska technika obróciła się w złom i zgliszcza.
Zbrodniarz wojenny Putin wciąż czeka na bezwarunkową kapitulację Ukrainy. Wtedy by przykrył swoje klęski i swoją strategiczną tępotę. Typową dla średniego szczebla politruka, który podnieca się na widok kolumny czołgów czy kompanii śmigłowców. Któremu rozum miesza dużo złomu atakującego niewinnych cywilów. Już jest dla świata stracony, ale jeszcze może się zamknąć w twierdzy jak Kim Dzong Un i może czasem odważyć się wybrać do Chin.
Prędzej niż później Putin cało z wojny i zbrodni w Ukrainie nie wyjdzie. Będzie izolowany i napiętnowany, i będzie coraz większym obciążeniem dla Rosji. A nawet dla tych, którzy jeszcze trzęsą przed nim portkami i tracą mowę – jak szef wywiadu zagranicznego Siergiej Naryszkin, w końcu kompan czekista jeszcze z Leningradu. Po twarzy Siergieja Szojgu, ministra obrony mało widać, taka jest opuchnięta, ale nawet on musi sobie zadawać pytanie, czy jego wódz czasem nie ciągnie go na szafot. A tym bardziej szef sztabu generalnego Walerij Gierasimow, który wygląda, jakby nie tylko portki mu się trzęsły, ale już coś w nie popuścił.
Czy ta banda miernot, która otacza miernotę największą, dlatego tak agresywną i bezwzględną, jest w stanie coś zrobić z szambem, w jakim się znaleźli? Nie ma sensu liczyć na jakiegoś mściciela z kręgów umoczonych, choć w miarę odważnych w stylu Stauffenberga, bo w moskiewskim systemie paranoi na punkcie bezpieczeństwa to nie zadziała. Putin się boi nie mniej niż Hitler, więc wszystko wielokrotnie sprawdza. Ale Stalin miał jeszcze większą paranoję i jeszcze bardziej wszystko sprawdzał, ale jednak nie okazał się nieśmiertelny.
Wszystko jedno, czy otruli Stalina czymś podobnym do warfaryny czy spowodowali wylew dawką adrenaliny czy jakoś inaczej go dopadli, ale działo się to w czasie (na początku marca 1953 r.), gdy jego kumple współzbrodniarze uważali, iż paranoja wodza może ich kosztować życie i dłużej w takim napięciu żyć się nie da. Faktem jest, że razem ze Stalinem zagrożenie zniknęło, choć jeszcze przez jakiś czas trwała dintojra w tej bandzie, ale już nie tak mocno podszyta paranoją.
Putin znajduje się w takim momencie swojego panowania jak Stalin na początku 1953 r. Tylko nie ma za sobą jego osiągnięć i nie wzbudza strachu, jaki wzbudzał Stalin. Ale doprowadził system władzy w Rosji do takiego stanu, że może nie skończy jak car Paweł I (długo i okrutnie duszony przez arystokratów i wojskowych z najbliższego otoczenia, ze zmiażdżoną twarzą i wybitym okiem – 11 marca 1801 r.), ale teraz już nie powinien być pewny dnia ani godziny. Nie dlatego, że znajdzie się jakiś desperat, bo się nie znajdzie, a jeśli to się nie dostanie w pobliże. Tylko to będzie spisek. Taki jak przeciwko Pawłowi I. To całe obmierzłe i tchórzliwe towarzystwo musi dojrzeć do tego, że z Putinem gorzej skończą niż bez niego.
Podniesienie ręki na satrapę dziś jest dużo trudniejsze niż w czasach Pawła I czy nawet Stalina, ale spisek nie jest niemożliwy. Zawsze u podstaw jest rachunek kosztów. I strach. Żeby samemu nie stracić głowy nadstawiając ją za satrapę. Oni wprawdzie odwagi nie mają za grosz, co było widać po spietranych Naryszkinie czy Gierasimowie, ale czasem taka banda nie ma wyjścia. W każdym razie dla Putina bezpieczne czasy się skończyły. Bo jeszcze jest wariant Ceaușescu (dyktator i jego żona zostali zastrzeleni 25 grudnia 1989 r. po skazaniu na śmierć). I on wcale nie jest taki niemożliwy. Tym bardziej że odrobinę przypomina mord cara Mikołaja II i jego rodziny przez bolszewików, w nocy z 16 na 17 lipca 1918 r. w Jekaterynburgu. W Rosji to już zatem ćwiczono.
Putin byłby wielkim szczęściarzem, gdyby udało mu się dożyć naturalnej śmierci. Albo chociaż politycznej emerytury. Bo przecież może go jeszcze czekać los Slobodana Miloševicia, byłego prezydenta Serbii i Jugosławii, który nie doczekał wyroku trybunału karnego w Hadze i zmarł w więzieniu (11 marca 2006 r.; data jak u Pawła I i niewiele późniejsza od daty śmierci Stalina). I Putin to wie. Dlatego jest taki wściekły i dlatego przekracza kolejne granice. Ostateczna granica istnieje i trudno sądzić, że najbliżsi pomocnicy Putina nigdy o tym nie pomyśleli. Na razie paraliżuje ich strach. Ale może go pokonać jeszcze większy strach. Tym bardziej że idy marcowe to niebezpieczna pora.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/587686-putin-juz-wie-ze-moze-skonczyc-jak-car-pawel-i