Najnowsza wersja doktryny Gierasimowa oznacza, że dla Rosji to wojna jest stanem „naturalnym”, a nie pokój. We wszystkich sferach życia i z wszystkimi.
To, że rząd Niemiec i jego polityczne elity rżną teraz głupa w kwestii tego, jak Putin ich oszukał albo jak byli naiwni, łatwowierni, a wręcz głupi, to tylko dziecinne usprawiedliwianie się. Każdy, kto chciał, mógł wiedzieć dostatecznie dużo. A rządy i ich służby (w tym wywiady oraz ośrodki analityczne) to nie jest pierwsza naiwna. Ale nawet ona miałaby wiele okazji, by się dowiedzieć, kim jest Putin, jaką politykę prowadzi w imieniu Rosji i czym to grozi. Naiwnym albo głupim można było być wyłącznie na własne życzenie. Albo celowo.
Cele Rosji są znane od lat nawet z oficjalnych dokumentów. Cel polityczny: utrzymanie, a nawet rozszerzenie statusu supermocarstwa. Cel militarny: powstrzymanie, a nawet cofnięcie procesu ekspansji NATO w pobliżu granic Rosji i połączenie potencjału wojskowego z innymi instrumentami. Cel ekonomiczny: forsowanie inicjatyw gospodarczych opartych o zasoby naturalne, z uwzględnieniem Arktyki jako obszaru priorytetowego, z uzależnieniem jak największej liczby państw. Cel informacyjny: stworzenie własnego globalnego systemu informacyjnego, promującego poglądy państwa rosyjskiego, własnej perspektywy historycznej i ideologicznej oraz narzucenie światu rosyjskiej narracji – poprzez skalę i wielkość nakładów, w tym na kupowanie agentury wpływu, łącznie z edukacją i uniwersytetami. Kupowanie agentury dotyczy też niestety Polski, o czym będzie jeszcze mowa.
Cele Putina i Rosji można było znaleźć w „Doktrynie Bezpieczeństwa Informacyjnego Rosji” (2016), gdzie szczególne znaczenie przypisano atakom na infrastrukturę krytyczną przeciwnika, tworzeniu specjalistycznych grup hakerów do prowadzenia ataków. Te założenia można znaleźć w „Doktrynie Wojennej Federacji Rosyjskiej” (kilka razy nowelizowanej), gdzie do najważniejszych zagrożeń́ dla bezpieczeństwa Rosji zaliczono wzmacnianie potencjału militarnego NATO i przybliżanie infrastruktury Sojuszu do granic Rosji oraz działania pośrednie i asymetryczne, np. stosowanie nowych technologii oddziaływania informacyjnego na społeczeństwo. W doktrynie wojennej usankcjonowana została wojna hybrydowa, czyli użycie „instrumentów o charakterze nie siłowym”. Dodatkowo otwarcie założono, że podmiotem wspierającym działania rosyjskich władz i dyplomacji będzie Rosyjska Cerkiew Prawosławna.
W doktrynie wojennej Rosji i Putina najważniejsza jest koncepcja gen. Walerija Gierasimowa, szefa sztabu generalnego, która cały czas ewoluuje. To kontynuacja koncepcji marszałka Michaiła Tuchaczewskiego, gen. Gieorgija Issersona i gen. Władimira Triandafiłowa. Gierasimow zaczerpnął od nich ideę wojny głębokiej, czyli takiej, która absorbuje właściwie wszystkie aktywa przeciwnika, wszystkie sektory życia, nie pozwala atakowanemu państwu mieć nawet chwili wytchnienia.
Najnowsza wersja głębokiej wojny totalnej oznacza, że dla Rosji to wojna jest stanem „naturalnym”, a nie pokój. Wojna we wszystkich sferach, szczególnie (dez)informacyjnej, kulturowej, historycznej, ale też gospodarczej, finansowej, energetycznej. Państwa, którym Rosja wypowie taką wojnę, mają się obawiać najazdu zbrojnego, ale mogą też latami być dezorganizowane i konfliktowane działaniami dezinformacyjnymi, propagandowymi, hakerskimi, ofertami ideologicznymi i kulturalnymi, a nawet gotowymi światopoglądami. Wojna nigdy nie ma końca, zaś pokój jest tylko epizodem między wojnami, gdy trzeba zaktualizować stosowane środki i zasoby wojenne.
Poza gen. Walerijem Giersamiowem, który sformułował cele doktryny wojennej obejmującej także czas pokoju, mózgiem Putina jest Aleksander Gielewicz Dugin. Wskazali na niego m.in. (na łamach „Foreign Affairs”) Hannah Thoburn i Anton Barbashin. To ojciec nowej rosyjskiej geopolityki, hołubiony profesor Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego, człowiek kształtujący rosyjskie elity władzy i wojska, którego idee wdraża rosyjska dyplomacja i najważniejsi dowódcy armii, z którego podręczników uczą się dowódcy. Okazuje się też, że od ponad dekady Dugin, a przez niego władze Rosji, dysponują też bardzo oddanymi „żołnierzami” w Polsce. Mają oni na swoim koncie akcje i przedsięwzięcia, którymi już dawno powinny się zająć polskie służby kontrwywiadu. Bo to dużo więcej niż agentura wpływu Rosji.
Dla Aleksandra Dugina Polska „nie ma racji bytu, jest zbędna”. Rację bytu ma jedynie rosyjskie imperium, które dla dobra Europy i świata powinno zapanować nad takimi państwami jak Polska. Polska, leżąca na granicy cywilizacji Ziemi i Morza (to koncepcja zapożyczona od Johna Halforda Mackindera oraz twórców idei eurazjatyckiej z lat 20. XX wieku - Gieorgija Florowskiego, Nikołaja Trubieckoja, Piotra Sawickiego i Piotra Suwczyńskiego), nie ma żadnych szans. Dugin twierdzi, że dusze Polaków niszczy katolicyzm, który nie pozwala im być w pełni Słowianami (koniecznie prawosławnymi). To dlatego Polska zniknęła jako państwo pod koniec XVIII wieku. Zaborcy nie są niczemu winni, bo po prostu musieli coś zrobić z „gnijącą Polską”, zawieszoną między Wschodem i Zachodem. Z tego samego powodu dojdzie do nowego rozbioru, a właściwie zaboru Polski – przez wielką Rosję.
Rosja, osobny kontynent, „szósta część świata”, „wieczny Rzym”, „Cywilizacja Lądu”, ma powierzoną specjalną misję – walkę z Cywilizacją Morza, czyli z Zachodem, a szczególnie ze Stanami Zjednoczonymi, współczesnym wcieleniem szatana. Euroazjatycka Cywilizacja Ziemi to poszanowanie tradycji, konserwatyzm, bardzo silna władza centralna, kolektywizm, prymat duchowości, wola mocy i pewien rys barbarzyństwa, który zapewnia żywotność i dynamizm.
Zachodnia Cywilizacja Morza to liberalny kapitalizm, materializm, indywidualizm, moralny relatywizm, globalizm, płaski racjonalizm i konformizm. Wielkim historycznym zadaniem Rosji jest pokonanie Cywilizacji Morza. Stało się to możliwe i realne dzięki przywództwu Władimira Putina, przedstawianego jako prawdziwy konserwatysta, tradycjonalista, z krwi i kości Człowiek Lądu. Gdy się czyta programowy manifest Putina, zamieszczony we wrześniu 2012 r. w „New York Times”, ma się wrażenie, że jest to tekst Aleksandra Dugina. Polska, uważa Dugin, stanęła po stronie zła, gdy wstąpiła do NATO, a zacieśniając więzy z USA po zajęciu Krymu i wschodniej Ukrainy przez Rosję, jeszcze bardziej się uwikłała w zależność od Antychrysta. I Polska z własnej woli oraz winy będzie ofiarą wojny cywilizacji, jaką Rosja - „wieczny Rzym” musi prowadzić z „wieczną Kartaginą”, czyli USA i Zachodem. Dlatego Rosja musi dokonać ekspansji i Polskę wchłonąć. A Polacy mają wybór: albo będą trwać przy swoim katolicyzmie i związanej z nim tożsamości oraz narodowej identyfikacji, przez co uwikłają się w wyniszczający konflikt, alby wybiorą słowiańskość i będą się cieszyć wszystkimi prawami obywateli „wiecznego Rzymu”.
Polska postąpiła głupio i wbrew własnym interesom, uważa Dugin, dołączając do zdegenerowanej Cywilizacji Morza (NATO, UE), bo ta nic jej nie gwarantuje, poza słowami, przez co jesteśmy słabi i eksploatowani. Ani my nikomu nie pomożemy ani nam nikt nie pomoże, bo słabym nie opłaca się pomagać. W jeszcze gorszej od Polski sytuacji jest Ukraina, która dla Dugina nie jest państwem, a Ukraińcy nie są odrębnym narodem. Ale Polska ma jeszcze szansę – może się sama włączyć w tworzenie cywilizacji euroazjatyckiej, czyli poddać rosyjskiej ekspansji, która i tak nastąpi, tylko na znacznie gorszych warunkach. Ekspansja już zresztą trwa, twierdzi Dugin, i polega na walce z Kościołem i katolicyzmem w Polsce, na rozbijaniu katolicyzmu od wewnątrz.
Ważną rolę w wojnie na zniszczenie polskiej tożsamości narodowej, kulturowej i religijnej Dugin przypisuje wszelkiego typu antyklerykałom, postępowcom, ruchom homoseksualistów i tolerancjonistów, anarchistów, lewaków czy masonerii. To ma być argument za poparciem jego paranoicznych koncepcji. Dugin uważa wszystkie te grupy za wrogów Cywilizacji Lądu i w przyszłej Euroazji nie będzie dla nich miejsca, a nawet nie będą tolerowani. Ale doraźnie są bardzo użyteczni, dlatego należy ich wspierać, nagłaśniać ich akcje, pomagać im finansowo - poprzez organizacje, fundacje czy stowarzyszenia zarejestrowane na Zachodzie, żeby nie wskazywały na pochodzenie pieniędzy z Rosji.
Zanim koncepcje Aleksandra Dugina stały się oficjalną ideologią Kremla, co podkreśla stworzone dla niego Centrum Analiz Geopolitycznych przy Dumie Państwowej Federacji Rosyjskiej, były one podstawą działania Międzynarodowego Ruchu Euroazjatyckiego. Jego „bojowym” ramieniem jest Euroazjatycki Związek Młodzieży, utworzony 26 lutego 2005 r. i mający swoje filie w państwach powstałych po upadku dawnego ZSRS, ale także w Polsce i Turcji. EZM powstał, by „kolorowe rewolucje” na obszarze byłego ZSRR nigdy się nie powtórzyły. W 2008 r., podczas wojny Rosji z Gruzją, EZM nawoływał do wysłania „czołgów na Tbilisi”. EZM jest oficjalnie wspierany przez Kreml i wykorzystywany do realizowania „bojówkarskich” celów rosyjskiej polityki zagranicznej, których nie może realizować MSZ Rosji.
Pierwszym szefem polskiej filii EZM był Mateusz Piskorski, były poseł Samoobrony, rzecznik tej partii, później sekretarz generalny Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych, który trzy lata spędził w areszcie pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji i Chin. Po Piskorskim EZM kierował Przemysław Sieradzan, określający się jako „rewolucjonista, poganin, narodowy bolszewik, wróg NATO i USA, wielbiciel Feliksa Dzierżyńskiego, Ericha Honeckera i Che Guevary”. Wcześniej Sieradzan publikował na internetowej stronie Lewicy Bez Cenzury im. Feliksa Dzierżyńskiego. Prokuratura prowadziła śledztwo przeciwko jej autorom za „nawoływanie do przemocy i propagowanie ustroju totalitarnego”. Chodziło o zachęcanie do zabijania polskich żołnierzy służących w kontyngentach w Iraku i Afganistanie oraz do wieszania polityków, którzy o tym zdecydowali. Na portalu można było przeczytać też, że „dla uszczęśliwienia milionów ludzi pracy, uzasadnione były mordy w Katyniu”.
Polska filia EZM zorganizowała 22 sierpnia 2008 r. pod ambasadą Rosji w Warszawie pikietę, aby poprzeć agresję Rosji w Gruzji. Na rosyjskiej stronie EZM tak opisano tę akcję: „Dwóch członków polskiego MED - Kornel Sawiński i Przemysław Sieradzan, a także bliski przyjaciel Euroazjatów Mateusz Piskorski wystąpili z przemówieniami, w których wyrazili poparcie, w imieniu wszystkich samodzielnie myślących i uczciwych obywateli okupowanej przez NATO Polski dla kaukaskiej polityki prezydenta Miedwiediewa i premiera Putina. Zabierający głos jednoznacznie oskarżyli reżim Saakaszwilego o zbrodnie wojenne i ludobójstwo narodu osetyjskiego, a marionetkowy rząd Polski o wiernopoddańczy stosunek wobec tyrana świata - Stanów Zjednoczonych Ameryki, a także o podżeganie do wojny”.
O Mateuszu Piskorskim zrobiło się głośno podczas tzw. referendum w sprawie oderwania Krymu od Ukrainy. Okazało się, że to on zorganizował grupę 135 „zagranicznych obserwatorów” (rusofilów, agentów wpływu i separatystów z różnych krajów) tej parodii demokracji. A potem stwierdził: „Referendum było zorganizowane bardzo profesjonalnie i zgodnie nie tylko z prawem Autonomii Krymskiej, ale i międzynarodowymi standardami”. Agencja ITAR-TASS napisała, że Piskorski działał „na prośbę władz Autonomii Krymskiej”. Telewizja Russia Today przedstawiła go jako „reprezentanta polskiego parlamentu”.
Jak w styczniu 2013 r. ujawnił „Newsweek”, Piskorski już w 2005 r. związał się z Rosjaninem Aleksiejem Koczetkowem, szefem organizacji CIS-EMO, która za „pieniądze Kremla jeździ po terytorium byłego Związku Radzieckiego i obserwuje wybory”. Piskorski włączył się w te akcje. Po konflikcie z Koczetkowem, Piskorski związał się z Modestem Kolerowem, później założycielem Instytutu Nowych Państw, byłym doradcą Putina, entuzjastą Dugina i jego euroazjatyzmu. Organy bezpieczeństwa państw nadbałtyckich uznały Kolerowa za agenta rosyjskich służb, który inicjował działania „antypaństwowe” wśród rosyjskich mniejszości. INP Kolerowa był hojnie finansowany przez władze Rosji, a jednym z głównych celów jego działalności były „misje obserwacyjne”, legitymujące konkwistadorską politykę Kremla.
W listopadzie 2021 r. za antysemickie wystąpienie podczas marszu w Kaliszu zatrzymano, a potem aresztowano aktora Wojciecha Olszańskiego, występującego pod pseudonimem Aleksander Jabłonowski. Już w czerwcu 2012 r. Olszański apelował o pojednanie z Rosjanami. Oskarżył Antoniego Macierewicza o działania przeciwko interesom Polski „dla chwały Ameryki”, zamiast szukać zbliżenia z Rosją. Olszański gromadzi wokół siebie zwolenników sojuszu z Rosją, występując jako miłośnik NSZ, Związku Jaszczurczego, organizator rekonstrukcji historycznych.
W 2017 r. Olszański założył Narodowy Front Polski oraz stowarzyszenie Braterstwo Polsko-Rosyjskie (powiązane ze Sputnikiem). Pomagał Olszańskiemu Damian Bieńko, lider prorosyjskiej organizacji Narodowa Wolna Polska, znany z antyukraińskich prowokacji. W Telewizji Narodowej, w której występował Olszański (razem z Maciejem Porębą, Eugeniuszem Sendeckim czy Adamem Czeczetkowiczem), chwalono Władimira Putina oraz wszystkie jego posunięcia związane z pandemią, zachęcając do strategicznego sojuszu z Rosją.
Jedną z konsekwencji napaści Putina na Ukrainę powinno być zrobienie porządku z działającą w Polsce agenturą rosyjskiego zbrodniarza wojennego. Z agenturą w innych państwach muszą sobie poradzić one same. Politycy i polityczne elity tych państw, szczególnie Niemiec, nie mogą się infantylnie tłumaczyć, że nie wiedzieli, kim jest Putin i do czego dąży. Wiedzieli i często mu pomagali, a bywało, że za dużo większe pieniądze niż miała agentura. W demokratycznej Europie, w tym w Polsce, nie ma miejsca ani na naiwniaków, ani na wspólników, a tym bardziej na agentów Putina. To się musi skończyć: szybko i radykalnie. Skoro Putin postawił się na tym samym poziomie, co inni zbrodniarze wojenni, jego apologeci muszą się zamknąć albo trzeba ich zamknąć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/587346-apologeci-i-agentura-putina-w-polsce-musza-sie-zamknac