Pan Marko na konferencji nie zwracał na siebie uwagi. Spokojny, kulturalny, w średnim wieku, do nikogo nie zagadywał pierwszy, uczestnicząc w rozmowach czy posiłkach zupełnie na drugim planie, ba, nawet w tle. Na Forum Bukaresztańskim, gromadzącym ponad stu przedstawicieli środowisk konserwatywnych z całej Europy, łatwo było pozostać przezroczystym. Zwłaszcza że politycy obecni na zjeździe należą do grona ludzi przebojowych, niekiedy charyzmatycznych, na pewno wyrazistych. To nie organizatorzy wystąpili z inicjatywą zaproszenia pana Marko do Rumunii, to jeden z działaczy kręcących się wokół organizatorów zarekomendował go jako gościa. „Ciekawy analityk polityczny” - powiedział. „Z Wielkiej Brytanii” - poinformował, co przecież brzmiało bezpiecznie i wiarygodnie. Miał do Bukaresztu przylecieć z tłumaczem.
Pan znikąd
Nikt nie zwrócił uwagi, że tłumacz pana Marko nie pełnił w ogóle roli tłumacza - językiem konferencji był przede wszystkich angielski i „analityk polityczny” jako Brytyjczyk mówił na wydarzeniu najpiękniejszą angielszczyzną ze wszystkich gości - lepszą niż jego tłumacz. Po rumuńsku nie rozmawiał wcale. Wystąpienia w innych językach były przekładane symultaniczne i nadawane w słuchawkach. Zresztą tłumacz - przedsiębiorca w poważnej niemieckiej firmie (jak się sam przedstawiał) rzadko kiedy towarzyszył „analitykowi”. Ale póki pan Marko nie zwracał na siebie uwagi, trudno było odnotować, że jest to człowiek bez pisanego dorobku. Gdy jeden z uczestników spotkania zapytał go w przerwie programowej jakie prace gość z Londynu opublikował, ten spokojnie zapewnił, że tak, że zamierza właśnie, że absolutnie, tak, koniecznie. Ostatniego dnia konferencji pan Marko wybrał jako wariant zwiedzania nadmorskie miasto Konstanca. Pojechał tam wedle planów ale nie towarzyszył innym uczestnikom podczas uroczystości otwarcia nowej, lokalnej siedziby prawicowej partii AUR, ani podczas spaceru po mieście. A jednak nie próżnował - o tym za chwilę.
Maska opadła
Momentem przełomowym był panel dyskusyjny poświęcony agresji rosyjskiej na Ukrainę. W debacie ostatecznie nie wziął udziału polityk z Belgii, przy stole panelistów pozostało dwóch polityków z Polski, jeden z Estonii, moderator (piszący te słowa) i naukowy głos - pan Marko. Rozpoczęło się bardzo spokojnie, skoro pan Marko neutralnie stwierdził, że 99% Brytyjczyków stanowczo opowiada się przeciw Rosji, Polacy nie znajdywali ni pół głoski zrozumienia dla polityki Putina, również delegat z Estonii - choć eurosceptyczny - podkreślał zagrożenie ze strony Kremla. Wtedy pan Marko poprosił taktownie o głos i z ujmującym spokojem opowiedział nam o rosyjskich obawach. Mówił o tym jak brutalnym ciosem dla Moskwy był rozpad Układu Warszawskiego, dalej Związku Sowieckiego, jak bardzo wojska NATO przybliżyły się do rosyjskich granic. Apelował o zrozumienie rosyjskiej troski wobec własnego bezpieczeństwa, ale przede wszystkim zaapelował do przedstawicieli państw z Europy Środkowowschodniej: dlaczego wolicie być ofiarami Rosji, a nie wolicie być przyjaciółmi Rosji?
Delegaci belgijsko-flamandzcy o słabo udowodnionej przenikliwości, zareagowali na te słowa oklaskami, zaś na jednoznacznie przeciwne tej tezie odpowiedzi - pytającymi spojrzeniami. Nawet goście z Serbii, choć przecież ich kraj nie zaznał ani rosyjskiej okupacji, ani agresywnej retoryki, byli wobec Moskwy krytyczni.
Syn uchodźcy z Europy Wschodniej
Niedorzeczne argumenty pana Marko zachęciły do szerszego rozpytania o gościa z tak osobliwą wiedzą. Jest, jak twierdzi, Serbem z pochodzenia, a jego ojciec walczył w rojalistycznej partyzantce Jugosławii i później uciekł z kraju wraz z nadejściem komunistów Josipa Tito. Urodził się w 1957 roku w miejscowość Ilkley w Anglii. Studiował nowożytną historią Europy na Uniwersytecie Sussex. Jak wspominał wcześniej - nad książką, ów polityczny analityk, jeszcze pracuje. Jak na sześćdziesięcioletniego komentatora to taka deklaracja wydaje się być o kilka dekad spóźniona. W internecie dało się odnotować jego wykład nie z własną treścią, ale z omówieniem książki o późnym imperium Habsburgów. Nie znalazłem profilu pana Marko w opiniotwórczych mediach społecznościowych, w serwisie dla pracodawców występuje jednak jako… specjalista od mediów, public relations i od… budowania dobrych relacji z dziennikarzami.
Jedyna aktywność pana Marko
A jednak jest miejsce, gdzie pana Marko można zobaczyć jako wylewnego i szczerze zaangażowanego komentatora. Od pierwszych lat istnienia kanału rosyjskiej stacji dezinformacyjnej Russia Today nasz ekspert wypowiada się na różne europejskie tematy. Ubolewa nad „rusofobią Anglików”, krytykuje brytyjskich konserwatystów za twardą politykę wobec Putina, oraz że Zachodowi brakuje zrozumienia Rosji. W Russia Today jest podpisywany jako „ekspert ds. międzynarodowych”, zawsze tam krytykuje USA i oczywiście własny (?) kraj. W 2018 roku namawiał w programie do budowania mostów porozumienia Zachodu z Rosją. Wykazał też duże uznanie dla kanclerza RFN Olafa Scholtza, za to, że ten dał szansę Rosji. W 2010 roku pan Marko wypowiadał się dla arabskiej telewizji Al Jazeera, gdzie usprawiedliwiał dawniejsze działania Serbii na Bałkanach.
Obrona fakenewsów
Co mówi o obecnej agresji Rosji na Ukrainę? 10 lutego mówił o tym, że Ameryka prowokuję Ukrainę do wojny i że sprzedając Ukrainie broń zagraża rosyjskiemu bezpieczeństwu. 15 lutego potwierdzał kremlowskiego fakenewsa o rzekomym wycofaniu rosyjskich wojsk znad granicy - dziś wiemy jak wielkim kłamstwem to było. Pan Marko mówił też, że Rosji zależy na pokoju, a Ameryce - na wojnie. Wiemy też dlaczego analityk zniknął nam z oczu w Konstancy w niedzielę 20 lutego - tego dnia łączył się z Russia Today z rumuńskiej plaży, by krytykować premiera Borisa Johnsona za antyrosyjską retorykę. Oskarżał Zachód o kłamstwa, ostrzegał przed wzrostem cen energii z powodu ograniczania Rosji i krytykował Ukrainę za deklarację wzmocnienia swojej obronności.
Gdzie był przez resztę czasu? Nie wiemy.
Rosyjskie środki aktywne
Wiemy za to, że Russia Today jest kanałem rosyjskiej dezinformacji, której finansowanie osobiście załatwia Władimir Putin. Znany jest także system rosyjskich środków aktywnych, czyli wpływania na społeczeństwa, na polityków. Jak to specjalni „eksperci” legendowani przez media, przez innych ekspertów i przez zaprzyjaźnionych lobbystów są umieszczani w różnych środowiskach by prowokować ich do decyzji, by intoksykować kłamstwami i dezinformacją, a także by szukać nowych sojuszników fałszywej narracji.
Pan Marko Gasic pojawił się na konferencji konserwatystów, by nadać swój przekaz środowiskom prawicowym w Europie. Zgodnie z jego profilem w serwisie Linkedin nie zna się jednak an Rosji, na Ukrainie, na polityce - jedynie na mediach i na Public Relations. Ale w końcu chodzi o kreowanie rzeczywistości a nie jej rozumienie czy poznawanie. Marko Gasic pokazuje Rosję jako ofiarę agresji Zachodu i przekonuje, że z Moskwą trzeba się porozumieć - rozmija się przy tym z faktami i opiera się na fakenewsach. Jak John Cornwell przerabiał komunistyczne tezy Piscatora czy Brechta i popularyzował tezy o rzekomej współpracy Piusa XII z Hitlerem, jak duński pisarz Arne Herløv Petersen promował rozbrojenie Europy dla pojednania ze Związkiem Sowieckim, tak pan Marko Gasic oczernia Ukrainę oraz Zachód i wybiela Rosję. Nie wiem czy bierze za to pieniądze czy motywuje go coś innego, ale że ekspert Russia Today był rzecznikiem rosyjskiej narracji, agentem rosyjskiego przekazu i wpływu - to pewne. Tym razem jego pole działania zostało ograniczone. Poza niezbyt lotnymi Belgami spotkał się z krytyką, a jego prorosyjska tyrada została wycięta z publikowanego nagrania konferencji. Takie przypadki trzeba odnotować i szeroko opisywać - bo niejedno środowisko polityczne w Europie jest w ten sposób, choć z większą starannością i rozmachem, rozpracowywane i intoksykowane kremlowską dezinformacją.
Tekst zostanie przetłumaczony na język angielski. Farewell, Mr. Marko!
CZYTAJ TAKŻE:
Arne Herløv Petersen. Historia sowieckiego agenta wpływu w Danii
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/586771-jak-pan-marko-kaptowal-konserwatystow-do-wspolpracy-z-rosja