Kanclerz Niemiec z ramienia SPD Olaf Scholz oświadczył po wczorajszym uznaniu przez Rosję separatystycznych republik „ludowych” w Donbasie i wkroczeniu rosyjskich wojsk na wschodnią Ukrainę, że „projekt Nord Stream 2 nie może być realizowany w obecnej kryzysowej sytuacji”. Proces certyfikacji drugiej nitki gazociągu Północnego został zawieszony. Na czas nieokreślony. Proces certyfikacji był zawieszony oczywiście już wcześniej (w listopadzie 2021 r.), ale z powodów formalnych, które w końcu zostałyby usunięte. Teraz będzie to zależało od politycznej woli Berlina. Jest to bez wątpienia krok we właściwym kierunku, nawet jesli nastąpił pod presją USA. Na długą metę to jednak za mało.
Niemieccy Socjaldemokraci, z których Scholz się wywodzi, związali się na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat na wiele sposobów z Rosją. I nie chodzi bynajmniej o fascynację rosyjska duszą, czy o sentyment związany z tym, że Niemcy byli w pewnym (historycznym) sensie wychowawcą Rosji.
Bo nie to skłoniło ich do budowy gazociągu Nord Stream 2, tylko czysty interes. Niemcy potrzebują gazu, a wraz z realizacją planowanej transformacji energetycznej w kierunku źródeł odnawialnych będą potrzebowali go jeszcze więcej. Rosja to także (potencjalnie) ogromny rynek, grzechem byłoby z niego nie skorzystać. Rosja się w końcu zdemokratyzuje, przekonywali nas towarzysze za Odrą, zbliży się do Zachodu, wystarczy wyeksportować do niej odpowiednią liczbę Volkswagenów. A jeśli to jednak nic nie da, to i tak skorzysta na tym niemiecki przemysł. Lewar na Rosję, którym jest z punktu widzenia Berlina Nord Stream 2 pozwala niemieckim elitom ponadto śnić sen o globalnej potędze. Niemcy jako arbiter, nieuchronny pośrednik między Moskwą, Waszyngtonem i Pekinem.
SPD pozostawała przy tym wciąż mentalnie przywiązana do polityki wschodniej (Ostpolitik) Willy’ego Brandta i Egona Bahra. Zbliżenie Bońskiej Republiki z Moskwą w okresie Zimnej Wojny, które ułatwiło Zjednoczenie Niemiec, wciąż uchodzi u towarzyszy za wzór dyplomacji wobec Kremla. Dlatego, gdy tydzień temu gościł w Moskwie, kanclerz Olaf Scholz mówił o „deeskalacji” oraz budowaniu europejskiego bezpieczeństwa nie przeciwko ale wspólnie z Rosją. Temat Nord Stream 2 zaś ominął szerokim łukiem. I nic dziwnego. W końcu to były kanclerz z ramienia SPD Gerhard Schroeder kieruje dziś radami nadzorczymi zdominowanych przez Rosję koncernów energetycznych Nord Stream, Nord Stream 2 i Rosneft. A premier Meklemburgii-Pomorza Przedniego Manuela Schwesig z SPD utrzymuje bliskie kontakty z byłym oficerem Stasi Matthiasem Warnigiem, obecnie dyrektorem wykonawczym Nord Stream 2. Ten ostatni należy, podobnie jak Schroeder, do osobistych przyjaciół Putina. Jej minister finansów Heiko Geue – jak odnosi „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” - pisał dla Schroedera przemówienia. Jedna wielka rodzina pracująca na rzecz drugiej nitki gazociągu, która kończy się właśnie w Meklemburgii, w malutkiej gminie Lubmin. Pani premier stworzyła nawet specjalną fundację, finansowaną po części z pieniędzy Gazpromu, by chronić Nord Stream 2 przed możliwymi amerykańskimi sankcjami. Schwesig raz za razem jeździła do Moskwy, spotykała się z Schroederem i rosyjskimi dyplomatami. I nikt z kierownictwa SPD, także Scholz, jej tego nie zabraniał. Gdy Scholz świętował zwycięstwo SPD w wyborach do Bundestagu, Schwesig stała na scenie, u jego boku.
Nie oznacza to oczywiście, że niemiecka chadecja nie przyłożyła się do budowy NS2. Wręcz przeciwnie. Kanclerz Angela Merkel parła konsekwentnie do jego realizacji. Ale to socjaldemokraci noszą dziś łatkę „rozumiejących Putina” (Putinversteher). Jest ich w partii zresztą mnóstwo, jak choćby szef frakcji SPD w Bundestagu Rolf Mützenich. Tak więc zawieszenie Nord Stream 2 to dobra decyzja, ale musi za nią pójść szersza refleksja, nie tylko w SPD, ale w całej niemieckiej elicie politycznej, nad stosunkiem do Rosji. I nie może ona polegać na dywagacjach – jak tych w „Die Welt” – czy należy wyrzucić Schroedera i Schwesig z partii, bo na uległą politykę wobec Rosji pracowali wszyscy – od AfD po FDP, chadecję i Die Linke. W zarządzie fundacji Schwesig zasiada m.in europoseł CDU Werner Kuhn. Czasowe zawieszenie procesu certyfikacji drugiej nitki gazociągu Północnego nie jest także równoznaczne z całkowitą rezygnacją z projektu. Za pół roku, za rok, może się okazać, że sytuacja uległa „normalizacji”, albo przez łagodzące działanie Putina, albo przez to, że wszyscy przyzwyczaili się do nowej rzeczywistości w Donbasie, tak jak przywykli do aneksji Krymu, i Nord Stream 2 zostanie odwieszony. Przypomnijmy: Niemcy rozpoczęły budowę NS2 tuż po aneksji przez Rosję Krymu. Trudno sobie dziś wyobrazić by SPD wyszła do wyborców w Meklemburgii-Pomorzu Przednim (z okręgu gdzie kończy się NS2 startowała w wyborach Angela Merkel), i zadeklarowała, że to koniec projektu. Potrzebna jest więc realna debata nad nową polityką wschodnią, o której zresztą mówił Scholz, ale której nigdy nie rozpoczął.
Niemcy pokrywają obecnie 55 proc. swojego zapotrzebowania na gaz za pomocą dostaw z Rosji, i choć dywersyfikacja jest jak najbardziej możliwa, wymaga to szerzej zakrojonych działań. Czas pokaże czy Niemcy je podejmą. Jeśli nie, będzie to oznaczało, że zawieszenie NS2 było tylko próbą zachowania twarzy w chwili kryzysu. Kryzysu, który Berlin ma nadzieję, w końcu minie. Powrót do NS2 będzie dla Niemiec oczywiście kosztowny (także wizerunkowo), ale tak jest przecież od dawna i dotąd Berlin był gotów tę cenę płacić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/586613-berlin-zawiesza-ns2-ale-czy-zmieni-polityke-wobec-rosji