Od kiedy doszedł do władzy, nieustannie parł w tym samym kierunku – zastraszenia, sterroryzowania świata i odbudowy sowieckiej potęgi. Nie chcieli tego dostrzec i w Waszyngtonie (za rządów Obamy i Clintonów) i w Berlinie (nigdy) i w Warszawie (za rządów Tuska). Rozwijano mu czerwony dywan, a on dziarsko kroczył po nim w buciorach umazanych krwią. Następny przystanek – państwa bałtyckie. A później?
Blisko godzinę pułkownik KGB de facto groził światu, jawnie zapowiadał, że dąży do restauracji Związku Radzieckiego (którego upadek był dla niego „największą katastrofą XX wieku”), wziął na celownik Pakt Północnoatlantycki, potwierdził trafną diagnozę Lecha Kaczyńskiego z 2008 r. Był niezdrowo nakręcony, co w połączeniu z tym, co mówił, przywołuje wspomnienia wydarzeń w Europie sprzed ponad 80 lat. W swoim bezczelnym, kłamliwym i niezwykle agresywnym występie ani razu nie sięgnął po wodę. Nawet jej przy sobie nie miał. To był świetnie zaplanowany spektakl w stylu sowieckim. Chciał przestraszyć Zachód. I pewnie przestraszył. Choć trudno przypuszczać, by ten strach zaowocował należytą reakcją.
Rozbiór Ukrainy
Szczególnie niepokojące są opinie, że wczorajsze decyzje Putina to wyraz kapitulacji, bo rzekomo „zdobył” to, co i tak już miał, czyli kontrolę nad Donbasem. Że amerykańska administracja „będzie się przyglądać sytuacji” i nie uzna tej agresji za „dużą inwazją”, bo wojska rosyjskie i tak przecież znajdowały się w okolicach Doniecka i Ługańska. To nieprawda.
Wczoraj sąsiad NATO otwarcie zaatakował zbrojnie innego sąsiada NATO, przy niezwykle ostrej retoryce wymierzonej w Sojusz. Dokonuje się rozbiór Ukrainy, który w krótkim terminie zapewne będzie postępował.
Putin ogłosił swój militarny plan. W zasadzie wyśmiał zapowiadane sankcje, a pierwsze decyzje Waszyngtonu pokazują, że jego podejście jest uzasadnione – cóż to bowiem za retorsja w postaci nałożenia sankcji ekonomicznych na samozwańcze republiki wschodniej Ukrainy?
Postsowiecki satrapa wskazał, że nie godzi się na zbrojenia wschodniej flanki NATO. Wznowił tym samym Zimną Wojnę. Już otwarcie. Orędzie Putina powinno obudzić zachodnich liderów, jeśli nie chcą przejść do historii jako grabarze międzynarodowego pokoju. Ale czy obudzi? Jeśli nie zatrzymają Putina teraz, to problem dopadnie ich znacznie bliżej – na dużo dłuższej niż dziś granicy NATO z Rosją.
Mamy do czynienia z nieobliczalnym bandytą, który będzie szedł dalej. Bandytą wyrafinowanym, który planuje swoją ekspansję długofalowo. Być może znów zanuci światu kołysankę, np. nie rozmieszczając swoich baz w Donbasie. I w ten sposób zrealizuje kolejny etap swojego planu.
Reakcja polskich władz
Naszą racją stanu jest żądać na forum UE, NATO, ONZ i każdym innym najostrzejszych odpowiedzi. I polskie władze to robią. Reagują szybko i stanowczo. Bo wiedzą, że jesteśmy już na etapie „pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na nasz kraj, na Polskę…”.
Nie łudźmy się, że Zachód zareaguje skutecznie. Zbyt wielu polityków siedzi w kieszeni Putina, za bardzo oddano mu pole, za bardzo dano się uśpić. Dlatego niezależnie od najbliższych decyzji wspólnoty międzynarodowej konieczne jest skokowe inwestowanie w nasze bezpieczeństwo – legislacyjnie, finansowo, militarnie.
Potrzeba też szerokiej zgody politycznej w Polsce, natychmiastowego zaprzestania walki z własnym rządem, zwłaszcza w Brukseli. Nie ma sprawy ważniejszej. Stawką jest nasza nasza niepodległość.
Putin wam to mówi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/586571-putin-pojdzie-dalej-polska-jest-na-jego-drodze