„Wszyscy musimy bezwarunkowo popierać Ukrainę. Inaczej nie będziemy demokratami, chrześcijanami, Europejczykami” – wzmógł się (po angielsku) Donald Tusk 20 lutego 2022 r. No i co z tego wzmożenia wynika? Pomińmy już to wszystko, czego Tusk i Tante Angela nie zrobili, by świat nie czekał na napaść Rosji na Ukrainę, a lista jest długa.
Wystarczy przypomnieć to, co 8 grudnia 2021 r. powiedział republikański senator Ted Cruz: „Nord Stream 2 jest po to, by stworzyć alternatywną trasę dostaw rosyjskiego gazu do Europy, dzięki czemu rosyjskie czołgi będą mogły wjechać na Ukrainę”. Tylko ktoś wyjątkowo tępy mógł tego nie rozumieć. Albo sprzedajny.
Za infantylnym i w istocie kamuflującym inne sprawy nabzdyczeniem Donalda Tuska w sprawie Ukrainy stoją rzeczy kompromitujące i jego, i dużą część opozycji. Pomińmy kontekst obiektywnego działania na rzecz Rosji i Putina, czego było wiele i od lat, a czego Tusk bał się nawet tknąć będąc przez 5 lat przewodniczącym Rady Europejskiej i najbliższym współpracownikiem Angeli Merkel. Jeśli spojrzeć na ostatnie ponad 6 lat wojny z Polską i polskim rządem, z zewnątrz i od środka, to jest to wręcz wymarzony scenariusz Putina rozwalania Unii od środka, dzielenia państw członkowskich i wystawiania niektórych z nich na jego agresję.
Istnieje ścisły związek między atakowaniem Polski i ułatwianiem agresywnych planów Putina. I gdyby prezydent Joe Biden nie wyrwał się z tego zaklętego kręgu napędzających się ataków, Polska byłaby znacznie bardziej zagrożona niż jest. Wielu mądrali w tym miejscu wyciągnie zapewne przykład Węgier: też atakowanych z zewnątrz i od wewnątrz, a jednak nie stanowiących obiektu agresji ze strony Putina. Tyle tylko, że wpychanie Węgier we współpracę z Rosją, co w wypadku Polski jest niemożliwe przede wszystkim ze względów historycznych, jest także działaniem w istocie wrogim. Wikła bowiem Węgry w taki sposób, że wzmacnia podziały w Europie. Zresztą warto sobie przypomnieć, że Tusk jako premier chciał mieć podobne jak Orban relacje z Moskwą. Przykład Węgier nie zaprzecza więc temu, że wojna z Polską jest „wystawianiem” naszego kraju.
Zamiar polskiej opozycji i tych wszystkich Timmermansów, Verhofastadtów, Jourovych czy innych Reyndersów jest jasny: osłabić Polskę i uwikłać w wiele konfliktów, a będące tego skutkiem „wystawianie” naszego kraju ma być tylko skutecznym środkiem nacisku, żeby odpuścić sobie wszelkie suwerennościowe ambicje. Wtedy Polska byłaby do „sprzedania” w pakiecie: w jakimś dealu z Rosją czy jako element niemieckiej polityki wobec Rosji. Powiedzieć, że to zabójczo krótkowzroczne, to nic nie powiedzieć. No, ale wtedy nie czepiałaby się nas Komisja Europejska ani TSUE. A że bylibyśmy baranami, którymi się gra z Rosją (oczywiście naszym kosztem) to sprawa oczywista.
Dlaczego Niemcy, Francja czy Holandia miałyby grać własnymi interesami? Potrzebują jelenia. A nie było lepszego w Europie jelenia niż Polska za rządów Donalda Tuska (i epizodu Ewy Kopacz). I wszyscy możni tego jelenia obracali, jak chcieli. To a propos tego, czym byłoby pełne poddanie się w sprawach spornych z instytucjami unijnymi. Byłoby powrotem do jelenich czasów Tuska, tylko bardziej.
Te wszystkie sabaty czarownic przeciw Polsce w Parlamencie Europejskim, te kolejne rezolucje i zbiorowe wymioty na nasz kraj to element „wystawiania” Polski. Komu jak nie Rosji? Obok takich obiektywnych czynników jak Nord Stream 2 czy ogromna rzesza przyjaciół Rosji na Zachodzie, agentura wpływu Putina i miliony użytecznych idiotów. Bardzo mocno przykłada do tego rękę opozycja w Polsce, w tym opozycyjni eurodeputowani. Przykładają rękę media, które tak walczą z Putinem, że nie ma on w Europie lepszych sprzymierzeńców, gdy chodzi o efekty działań.
Wielkie ściemnianie na temat tego, jak to PiS sprzyja interesom Putina, np. uczestnicząc w tworzeniu nowej, konserwatywnej opcji w Europie, to tylko zasłona dymna i odwracanie uwagi od siebie, czyli prawdziwych sprzymierzeńców Putina, a przynajmniej użytecznych idiotów na jego usługach. Cóż te partie realnie zrobiły dla Putina? Nic. A bardzo dużo zrobiła Europejska Partia Ludowa (szefem jest oczywiście Donald Tusk) i jej poszczególni krajowi członkowie, choćby w Niemczech, Austrii czy Francji.
Putina do agresji na Ukrainę zachęca nie tylko Nord Stream 2, ale dzielenie Unii na lepszych i gorszych, łamanie unijnej solidarności i używanie rzekomego prawa UE jak maczety i maczugi jednocześnie. Instytucjom UE kompletnie wisi to, co faktycznie rozbija wspólnotę i pomaga „dzielić i rządzić” Putinowi, a mają obsesję w sprawie „prostowania” polskiej nieprawomyślności. To polityczny obłęd o opłakanych skutkach. A jednocześnie atakowana bezpardonowo Polska broni na wschodniej granicy tyłki tych wszystkich ideologicznie zaczadzonych „naprawiaczy”.
Najwyższy czas zauważyć, że wojna z Polską to był jeden z najważniejszych elementów ułatwiania Putinowi jego agresywnej polityki. Atakowano bowiem najsilniejsze państwo regionu, które nie tylko hamowało agresywne plany Putina, ale też studziło niemieckie plany wobec Rosji w stylu Rapallo, o układzie Ribbentrop – Mołotow nie wspominając. Atakowanie Polski to z tego punktu widzenia skrajna głupota. Nie pierwsza i nie ostatnia. A że uczestniczy w tym polska opozycja? A czy jest coś szkodliwego albo głupiego, w czym by nie uczestniczyła?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/586424-atakowanie-polski-bylo-zachecaniem-putina-do-wojny