Ileż pracy włożono, by przekonać Polaków, że wracający do Polski Donald Tusk ma jasny plan na wygranie wyborów i przemyślaną, ambitną propozycję na czas po ewentualnym zwycięstwie.
Już w sierpniu 2021 roku „Polityka” donosiła, iż „Donald Tusk ujawnia swoją strategię”, a tytuł wywiadu przeprowadzonego przez samego naczelnego pisma brzmiał poetycko:
Najpierw walka, potem pokój.
Lider PO przekonywał, że ma program („Jak ja mówię, że szuflady są pełne, to nie na odczepnego”), ale podkreślał, że najważniejsze iż wie „jak wreszcie przeskoczyć do tego XXI wieku”.
A to był początek pracy. Kilka dni temu zaledwie „Tygodnik Powszechny” zamieścił naprawdę wzruszającą, też poetycką, sylwetkę przewodniczącego PO, który z okładki patrzy na nas zamyślony, poważny i mówi: „Nie po Kaczyńskiego tu przyjechałem”. Znaczy - po Polskę, bo mam dla niej wielki projekt.
Zacytujmy byłego „króla Europy”:
Chcę jeszcze raz podjąć walkę, a jest o co i z kim. Przed lustrem mówię sobie: „Teraz trzeba tylko wygrać”.
Karolina Lewicka nie kryje podziwu:
Pojawił się w Polsce, kiedy o jego powrocie przestano już dywagować, a najwierniejsi z wiernych przestali nań czekać. Stąd wrażenie było ogromne. (…)
Zdaniem Tuska, Platforma przed jego powrotem była partią po licznych przejściach, bez gotowości do narzucania własnej narracji i tempa. Ta sytuacja wymagała psychologicznego treningu. - Pierwszą potrzebą było odzyskaniu virtu. Męstwo jest najważniejszą cnotą w polityce, plus zdrowy rozsądek - twierdzi Tusk.
Pojęcie virtu odsyła nas do Machiavellego.
Słowem - wielka polityka, największa. Mąż stanu i jego dylematy.
Na liczonych pewnie w dziesiątkach okładkach pisma Michnika w tym tonie nie warto się zatrzymywać dłużej. Tam Tusk był, jest i będzie Wybitnym Mężem Stanu.
Ten kontekst jest konieczny by zrozumieć wagę tekstu Tomasza Lisa w ostatnim „Newsweeku”. Mam wrażenie, że mało kto go przeczytał, bo gdyby sympatycy opozycji naprawdę by przeczytali, już tworzyliby Komitet Obrony Tuska przed Lisem. To artykuł szokujący.
Nikt bowiem nie obnażył lidera Platformy obywatelskiej tak brutalnie, boleśnie, wręcz okrutnie. Nikt nigdy z tamtej strony nie powiedział Polakom, że to polityk obecnie pusty, nie mający nic do zaoferowania.
Już okładkowa zapowiedź budzi zdziwienie.
By opozycja pokonała PiS i Jarosława Kaczyńskiego, Donald Tusk musi przestać był wyłącznie przywódcą partyjnym i stać się przywódcą narodowym
— stwierdza naczelny tygodnika.
Cisną się od razu pytania: a więc nie jest? „Król Europy”, patron złotych czasów aparatu PO, mediów związanych z Platformą i mafii vatowskich musi dopiero zabierać się za budowanie czegoś więcej niż przywództwo nad aparatem partyjnym?
Na to wychodzi, a dalej jest jeszcze ciekawiej.
Głównym motywem tekstu jest namawianie Donalda Tuska by ubrał kostium, który na niego nie pasuje, ale - zdaniem Lisa - jego włożenie jest konieczne by Polską rządzić. Czytamy:
Musi nauczyć się odwoływać do patosu, którego nie lubi i do idei narodu, do której prawie zawsze miał pewien dystans, i do postępu, choć budził on jego sceptycyzm. Musi chwycić i wznieść w górę biało-czerwoną flagę i jednocześnie (…) „osiodłać kobyłę historii”.
Przez siedem lat był premierem. Sprawował międzynarodową funkcję (…). Ale nie naznaczył jeszcze Polski, nie podstemplował jej swoim pomysłem i wizją.
By być postacią historyczną, Tusk musi nałożyć kostium, którego nie uznaje ani za naturalny, ani za wygodny. Lubi nacechowane słowa, anie nie patos, lubi idee, ale nie ideologie, woli bardziej pragmatyzm niż zamaszystą kreskę dalekosiężnych koncepcji i odległych horyzontów. Ale jeśli chce tryumfu, musi być narodowym przywódcą jak Piłsudski w czasie wojny, jak Gomułka w październiku ‘56, a Wałęsa w sierpniu ‘80.
Dalej jest jeszcze o Kennedym i Churchillu, o „rendez-vous” z historią, o monumentalnych wyzwaniach, ale daruje państwu te i pozostałe grafomańskie i nieprawdziwe analogie.
Zostawię też na boku fakt, że publicysta radzi liderowi politycznemu, by ubrał się w wyjęty z wypożyczalni kostium - czyli by oszukiwał wyborców. Ciekawy standard.
Najważniejsze jest bowiem to rozbite na setki zdań przekonanie, że Tusk nie ma dzisiaj żadnego pomysłu na Polskę, jest pusty i widać to tak bardzo, tak boleśnie, że sam pan Lis uznał za stosowne zabić w dzwon trwogi. Ale myli się sugerując, że to jest jakiś tam niewielki deficyt, który da się uzupełnić za pomocą przebieranki. Nie. To czynnik zwykle rozstrzygający.
Co ważne, powielana wielokroć propozycja by Tusk stał się „ojcem i dziadkiem narodu” (dosłowny cytat) nie prowadzi do żadnej puenty.
Załóżmy bowiem, że Tusk uznałby rady pana Lisa za warte rozważenia. Na czym konkretnie ta przemiana z przywódcy partyjnego w przywódcę narodowego miałaby polegać? Jak miałby stać się (też dosłowny cytat) „narratorem i przewodnikiem”?
Lis odpowiada nam banałami od których bolą zęby:
Ludzie muszą poznać istotę projektu.
No dobrze, ale konkretnie?
Gdy będzie czytelnie nakreślony i zręcznie opowiedziany, [ludzie] zrozumieją
— odpowiada autor.
Wciąż prosimy o cokolwiek mniej okrągłego.
[Musi to być] plan rozwoju dla wszystkich i dobrobytu dla każdego
— ciągnie autor swoje pustosłowie.
Ale uparcie czytamy raz jeszcze. I jest, jednak jest, jedna podpowiedź.
Tusk musi grać na kilku fortepianach jednocześnie. Musi być otwarty na wiatr progresywny, bo zdobyć głosy młodych, bez których trudno o falę zmian. Ale musi być przyjazny tradycjonalizmowi, by nie pozbawić poczucia komfortu starszych Polaków, bez których wyborów się nie wygrywa. Musi być trochę wszystkim dla wszystkich i nadzieją na spełnienie oczekiwań każdego. Musi być politykiem europejskim, ale w swej istocie bezdyskusyjnie polskim.
Uff! Nie wiem po co pisać takie banały, a już zupełnie nie rozumiem, po co je drukować. To pewnie pułapka naczelnego, któremu nikt nie powie, że farmazony opowiada, za to wszyscy klaszczą (ja mam na szczęście w redakcji brata, który mi prawdę w oczy mówi - i wzajemnie).
Ale pójdźmy na chwilę tą ścieżką i spróbujmy przekuć na konkret wizję Lisa. To pewnie musiałaby być wspólna z Martą Lempart wyprawa do kościoła, wyjątkowo nie w celu jego podpalenia, ale krótkiego ekumenicznego spotkania, w koszulkach z orłami i spodniami w kolorach unijnej flagi oraz w tęczowych czapeczkach.
Tak tylko można być „wszystkim dla wszystkich i nadzieją na spełnienie oczekiwań każdego”.
Naprawdę (zwracam się do ludzi opozycji): jak chcecie powalczyć na serio to szybko zabierzcie Lisowi klawiaturę. Nikt nie obnaża pustki Tuska tak jak on.
Żeby jednak nie kończyć tak pesymistycznie. Stwierdza też Lis:
Może i projekt Kaczyńskiego nie był absolutnie zły (…).
Nie musiał tego pisać. Zdanie do tekstu w ogóle nie pasuje. Ale napisał. I to też dużo mówi. Wie, jak jest naprawdę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/586216-zabierzcie-lisowi-klawiature-to-artykul-szokujacy