Myślę, że dziś możemy mówić o wiarygodnym terminie 20-21 lutego, czyli poniedziałek lub w nocy z niedzieli na poniedziałek. To jest dość prawdopodobna data, bo Rosja nadal koncentruje siły, co oznacza, że nie zakończyła tego okresu rozwijania wojsk i potrzebuje jeszcze trochę czasu, ale stawia już most na rzece Prypeć, więc zapewne jest to ostatnia faza. W mojej ocenie to kwestia kilku dni” - mówi portalowi wPolityce.pl mjr Mariusz Kordowski, prezes Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Szef BBN Paweł Soloch powiedział, że zagrożenie rosyjską agresją na Ukrainę jest dziś bardziej prawdopodobne niż wczoraj,a działania wojsk rosyjskich to raczej rotacja, a w każdym razie na pewno nie deeskalacja. Z kolei dziś rano doszło do ostrzelania przedszkola w Ługańsku, a ukraińska armia mówi wprost, że odpowiedzialni są za to prorosyjscy separatyści. Czy rzeczywiście można powiedzieć, że jesteśmy u progu wojny?
Mjr Mariusz Kordowski: Wszystko to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 24 godzin, czyli po takich pierwszych komunikatach, wizycie kanclerza Niemiec w Rosji, orędziu prezydenta Stanów Zjednoczonych jasno wskazuje, że Rosja nadal oszukuje cały świat i kontynuuje swoje przygotowania do wojny.
Znaki i sygnały są jednoznaczne, bo dziś nie mówimy o 120 czy 150 tys. żołnierzy, tylko ponad 150 tys.. Przy takiej liczebności wojsk można przeprowadzić wojnę. Zbliżamy się do wielkości, którą Ameryka uderzyła na Irak 20 lat temu. To wielkość, którą można skutecznie zaatakować państwo.
Wszystkie te zdarzenia wskazują, że Rosja ma inny cel niż pokój czy współpraca i myślę, że dziś możemy mówić o realnym zagrożeniu wojny, które jest wyższe niż było wcześniej.
W Kongresie USA nie ma również zgodności co do sankcji
Jest to pewien problem, choć oczywiście możemy wszyscy się spodziewać, że pewne sankcje będą. To jednak okaże się w praniu, czy Stany Zjednoczone będą jednoznaczne w tej kwestii i czy Niemcy opowiedzą się po stronie sankcji czy przeciw.
Myślę, że Rosja ma swoje pewne ustalenia z poszczególnymi krajami. Nie znamy szczegółów, być może poznamy je, gdy przyjdzie na to czas. Myślę, że wszystko jeszcze może się wydarzyć.
Podawano tez konkretne daty ataku. Mówiono w tym kontekście np. o 16 lutego. Na ile możemy mówić tutaj o - jak sugerują niektórzy komentatorzy - „straszeniu, sianiu paniki. dezinformacji” czy spekulacjach, a na ile - pewnych działaniach wyprzedzających, przewidywaniu kolejnych ruchów Putina?
Było wiele dat. One oczywiście nie padały ze strony Rosji, tylko ze strony zachodnich analityków. Natomiast myślę, że dziś możemy mówić o wiarygodnym terminie 20-21 lutego, czyli poniedziałek lub w nocy z niedzieli na poniedziałek. To jest dość prawdopodobna data, bo Rosja nadal koncentruje siły, co oznacza, że nie zakończyła tego okresu rozwijania wojsk i potrzebuje jeszcze trochę czasu, ale stawia już most na rzece Prypeć, więc zapewne jest to ostatnia faza.
Myślę więc, że atak jest kwestią kilku dni. Zapewne Rosja nie zaatakuje w czasie Igrzysk Olimpijskich, żeby nie eskalować tej złej odpowiedzi, bo będzie to wielki skandal w historii świata. Spodziewałbym się, że może to być poniedziałek, choć oczywiście nie możemy być w stu procentach pewni - to jedynie prawdopodobny termin.
Czy Putin może zaatakować nawet teraz, gdy przygląda mu się właściwie cały świat?
Myślę przede wszystkim, że Putin zaplanował tę inwazję. Właściwe pytanie brzmi, czy oni ciągle się przygotowują, bo spotkali się z odpowiedzią, której się nie spodziewali. Ukraina została bowiem dozbrojona bardzo poważnie. Przez Amerykę i inne kraje, w tym Polskę, w dobre uzbrojenie. To jest jedyna rzecz, która mogłaby wpłynąć na zmianę ich planów.
To, że Rosjanie spodziewają się sankcji, było jasne. To, czego Moskwa mogła nie wziąć pod uwagę, to stopień, w jakim Ukraina została doposażona - Putin musi bowiem wziąć pod uwagę, że to wiązałoby się dla niego z ogromnymi stratami. Dzisiaj jedyne pytanie dotyczy tego, czy Rosja przestraszy się tych potencjalnych starć, uzbrojenia, które znajduje się na Ukrainie. Jak na razie wiele wskazuje na to, że się nie przestraszyła.
Czy w przypadku rosyjskiego ataku na Ukrainę Polska również jest zagrożona?
Taka liczba wojsk nie zdoła zająć nawet całej Ukrainy. Zresztą nawet gdyby Rosja zgromadziła 200 tys. żołnierzy, to taka liczba pozwoli jej zająć teren na wschód od Kijowa, nie dalej niż za Kijów, być może ze stolicą, a być może bez.
Możemy natomiast spodziewać się dalszej wojny hybrydowej, tj. ataków cybernetycznych, które miały ostatnio miejsce na Ukrainie. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa ogłosiło najwyższy stopień gotowości przed atakami cybernetycznymi, co oznacza, że nie kto inny jak Rosja może być odpowiedzialny za te ataki.
Na pewno więc ucierpimy w jakiś sposób na rosyjskim ataku na Ukrainę, chociażby w postaci fali uchodźców, problemów ekonomicznych, prób oddziaływania na Polskę, natomiast nie w bezpośrednich działaniach zbrojnych - tego się nie spodziewamy.
Czy działania podejmowane obecnie przez NATO, UE, także Polskę, są wystarczające?
Myślę, że na pewno są wystarczające jeżeli chodzi o Polskę i NATO. Odpowiedź Sojuszu w kwestii ochrony swoich granic, zwłaszcza wschodniej flanki, południowej flanki, jest adekwatna. Jeżeli chodzi o Ukrainę - nie do końca, bo nadal nie mamy deeskalacji.
Perspektywa, którą dostała Rosja, czyli powrót do współpracy, jest dla niej ogromną szansą. Jest to dużo, choć niewystarczająco. Jeżeli wybuchnie wojna, będzie to oznaczać, że działań było za mało. Jest też jednak pytania, czy NATO mogło zrobić więcej. Bo jeśli Rosja zdeterminowała się na wojnę, a wiele na to wskazuje, to chcąc zmienić obecną sytuację, ma dwie opcje: albo współpraca, albo konfrontacja. Wiele wskazuje, że wybrała drogę konfrontacji.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/585941-wywiad-kordowski-mysle-ze-atak-rosji-to-kwestia-kilku-dni