Marszałek Senatu spędził kilka dni w Miami, uczestnicząc m.in. w polonijnym Kongresie 60 milionów, ale formuła plażowo-wypoczynkowa wzburzyła nawet polityków Platformy Obywatelskiej, wzmacniając pogłoski, że Donald Tusk chętnie by się pozbył obciążonego podejrzeniami o korupcję i narcyzm senatora z prestiżowego stanowiska. Jednak marszałek Grodzki poprzez media społecznościowe oraz wypowiedzi dla portalu Onet przekonuje, że poza uczestnictwem w wydarzeniu odbył jeszcze kilka innych spotkań. Wszystko wskazuje na to, że był to jednak zwykły pretekst, by spędzić w gronie bliskich współpracowników więcej chwil na słonecznej Florydzie.
CZYTAJ WIĘCEJ:
GRODZKI WYBRAŁ SIĘ DO MIAMI. NAWET W PLATFORMIE SĄ NIEZADOWOLENI
Marszałek Senatu na spotkaniu ledwie z burmistrzem hrabstwa?
Przede wszystkim ranga tych spotkań budzi wątpliwości. Burmistrz hrabstwa Miami-Dade Daniella Levine Cava nie jest adekwatnym rozmówcą dla trzeciej osoby w suwerennym państwie. Hrabstwo jest jednostką lokalną, czymś w rodzaju dużego powiatu. Wyobrażacie sobie Państwo, że przewodniczący izby parlamentu z jakiegoś mniejszego państwa, niech będzie Albania czy Armenia, spotyka się ze starostą powiatu gdańskiego Marianem Cichoniem? Ale mało tego, pani burmistrz nie odnotowała w mediach społecznościowych spotkania z marszałkiem - profesorem, próżno też szukać notatki na ten temat na stronie internetowej hrabstwa. Dla porównania - wcześniejszym o miesiąc spotkaniem z Markiem Magierowskim pani burmistrz pochwaliła się na twitterze. Ambasador więc okazał się ważniejszy niż reprezentacja senatu z marszałkiem na czele - jakież to wymowne! Już tylko wisienką zażenowania na torcie kompromitacji jest fakt, że w dniu spotkania z Grodzkim pani burmistrz wyraziła publicznie wsparcie dla nowego prawa wspierającego weterynarzy w opiece nad zwierzętami domowymi. Kot ważniejszy od gigantycznego ego Marszałka Grodzkiego!
Udawanie pracy
Marszałkowi Senatu czasu nie poświęcił ani gubernator stanu Floryda, ani rektor miejscowej uczelni. W mediach społecznościowych senatu pochwalono się enigmatycznie spotkaniami z „przedstawicielami”, nie zaś z władzami Florida International University. Relacjonowanie tego jako rozmów o zacieśnieniu współpracy i wzajemnych podziękowaniach jest typowo urzędniczym wodolejstwem i nowomową, kryjącym wielkie merytoryczne: nic.
Słoneczne niebo pod palmami
Za to pogoda dopisała! 9 i 11 lutego co prawda padało, ale 10 i 12 lutego nie tylko świeciło słońce, ale też temperatura była idealna na kąpiel w Atlantyku - kolejno 24 i 27 stopni. Dwa kurtuazyjne spotkania dziennie w obrębie jednego miasta mogły trwać do dwóch kwadransów każde - reszta cudownie 24-godzinnej doby mogła posłużyć ojczyźnie, by delegacją marszałka Grodzkiego, spłacić mu choć część trudów w kraju, który dla pokolenia Profesora jest hollywoodzką legendą.
Żeby było jasne - zagraniczne wyjazdy wysokich urzędników państwowych zawsze organizowane są tak, by znaleźć czas na krajoznawstwo i prywatne zwiedzanie. Oficjele używają tego przywileju, ale już od dekad nie zdarzyło się tak, by robiono to w tak groteskowy i przerysowany sposób. Na wschodzie o krok od wojny, w Unii Europejskiej napięcia, Platforma Obywatelska chce szarżować na PiS, a jeden z jej liderów jedzie pod palmy i niezdarnie maskuje chęć wypoczynku biedaspotkaniami z urzędnikami daleko niższymi rangą.
Marszałku, trwaj, jesteś wielki!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/585865-wyprawa-grodzkiego-na-floryde-jest-faza-politycznej-groteski