Tomasz Lis postanowił poświęcić kolejną okładkę swojego tygodnika postaci Donalda Tuska.
Napisał autorski artykuł pod dramatycznym tytułem „Tusk, my, naród”, w którym tłumaczy na kilku stronach, że szef polskiej opozycji, jeśli chce wygrać następne wybory, musi zostać prawdziwym liderem, „ojcem i dziadkiem narodu”.
Artykuł, który na pierwszy rzut oka wydaje się być typowym, pozbawionym kontaktu z rzeczywistością panegirykiem tego dziennikarza dla jego ulubionego polityka, ma w sobie pewną ciekawość.
Mianowicie przedstawia w nim dwie całkowicie trafne tezy. Po pierwsze pisze, że Polska i jej obywatele w tym czasie potrzebują jasnej wizji swojej przyszłości, tego, dokąd ten kraj powinien zdążać.
Inną słuszną tezą Lisa jest to, że opozycja z Tuskiem na czele nie proponuje w tej chwili obywatelom tej wizji. Jedyne, co może im w tym miejscu zaproponować, to absolutna krytyka PiS pozbawiona głębszej refleksji. Lis oczywiście nie jest do końca przeciwny tej krytyce (bo ją akurat praktykuje), ale słusznie zauważa, że to nie wystarczy. Aby wygrać, opozycja musi mieć do zaoferowania coś więcej niż ślepe zniecierpliwienie swoim politycznym przeciwnikiem. Widzimy, że stało się to jasne nawet dla ludzi tego obozu.
I tu dochodzimy do części artykułu, która, niestety jest przewidywalna. Thomas Lis usilnie stara się wypromować Tuska na kogoś kim nigdy nie był – na polityka z wizją.
Tusk musi zostać rzecznikiem polskiej nadziei i agentem polskiego optymizmu, gdy odbiera mu się prawa do polskości. Musi być przywódcą narodowym dokładnie w momencie, gdy propaganda władzy odmawia mu nie tylko patriotyzmu, ale nawet przynależności do narodu. Musi skleić dwie Polski…
I tutaj tekst Lisa staje się już śmieszny. Zadanie „sklejania dwóch części Polski” otrzymuje człowiek, który przez lata nie robił nic poza dzieleniem tego kraju. Człowiek, który po powrocie do Polski twierdził, że podnosi poziom debaty politycznej, a tylko ją jeszcze bardziej obniżył. Jaką „nadzieję” i jaki „optymizm” można zaoferować, używając obraźliwych słów dla swoich przeciwników politycznych i ich wyborców?
Problem jest następujący. System polityczny stworzony przez Tuska i jego intelektualne zaplecze został zbudowany właśnie na pogardzie dla „narodu”, do których Lis się teraz odwołuje i których poparcia szuka. Czy rzeczywiście salon III RP myśli, że polscy wyborcy mają tak krótką pamięć?
Na przykład, Lis słusznie pisze, że Tusk musi budzić w wyborcach katolickich, poczucie, iż „nikt nie odbierze im wolności wyznania”. Jak to zadanie może skutecznie wykonać polityk, który przyjął w swoim brukselskim biurze Martę Lempart, kobietę, która kiedyś podżegała do wandalizmu w kościołach. A przyjmował ją jak bohaterkę, zbawiciela demokracji. Jaki katolik może mu potem zaufać?
CZYTAJ TAKŻE: Czterdzieści sekund pokazujących absurd totalnej opozycji
Tak naprawdę, tekst Lisa mówi nam następującą rzecz. Kręgi opozycyjne uświadomiły sobie, że będą potrzebować ambitnego planu politycznego, aby wygrać następne wybory.
Planu, który obejmuje diagnozę problemów Polaków i proponuje ich rozwiązania.
Sam Lis przyznaje, że jedynym politykiem, który zaproponował wyborcom taki plan w ostatnich latach jest Jarosław Kaczyński. Oczywiście twierdzi, że ten plan jest skompromitowany i zużyty oraz że Tusk może zaproponować alternatywny plan, który zapewni zwycięstwo opozycji.
Ale wszystko, czego jesteśmy świadkami, mówi nam coś przeciwnego. Tusk po prostu nie jest człowiekiem wizji.
I żadna publicystyczna analiza tego nie zmieni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/585728-tusk-przywodca-narodu-litosci