Kilka dni temu dziennikarz amerykańskiej gazety „The Wall Street Journal” przywołał pamiętne słowa śp. Lecha Kaczyńskiego z Tbilisi, z sierpnia 2008-go roku:
Wiemy doskonale, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę.
I podkreślił:
Niespełna dwa lata później Kaczyński zginął w katastrofie lotniczej pod rosyjskim Smoleńskiem. Prezydencka delegacja leciała na uroczystość z okazji 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej, dokonanej w 1940 r. przez Sowietów masowej egzekucji ponad 20 000 polskich oficerów wojskowych, intelektualistów i policji. Spuścizna dyplomatyczna zmarłego prezydenta i okoliczności jego śmierci są w Polsce przedmiotem gorących dyskusji. Ale zdolność przewidywania zawarta w jego ostrzeżeniu w Tbilisi pozostaje niekwestionowana.
To symboliczny moment. Lech Kaczyński miał rację, ostrzegając przed Moskwą. Na zachodzie są ludzie, którzy potrafią to przyznać. W Polsce, niestety, już gorzej. Ale jednak jest przynajmniej jakiś postęp: już nie głoszą geopolitycznych głupot, już nie oskarżają obozu rządzącego o „rusofobię” czy „wymachiwanie szabelką”. Właściwie nie mówią nic. Milczą.
Milczy Donald Tusk. W sprawie Ukrainy głosu nie zabiera, poza paroma rytualnymi, dwuznacznymi zdaniami („Rosja atakuje zachód od wewnątrz”). Rządu nie wspiera, ale i nie atakuje. Właściwie, co miałby powiedzieć? Myliłem się tak bardzo, w sprawie tak zasadniczej, że straciłem mandat do ubiegania się o najwyższe urzędy w państwie? Gdy mogłem walczyć o zablokowanie NordStream2, nie ruszyłem palcem? Tego przecież nie powie, a powiedzieć powinien.
Tusk o Ukrainie i Rosji milczy. Jednocześnie sprzedaje swoją unijną sztuczkę: najpierw namówił Unię do blokowania pieniędzy, a teraz twierdzi, że gdy dojdzie do władzy, to pieniądze odblokuje. Niestety, nie wydaje się, by stadionowy spot wstrząsnął Polakami. Czyżby mentalność żebracza traciła na atrakcyjności?
Gdyby Tuskowi naprawdę zależało na pieniądzach należnych Polsce, to naciskałby Unię Europejską, by zaczęła stosować europejskie prawo i dotrzymała podpisanych umów w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Tam leży źródło problemu. Co więcej, byłby to również akt wsparcia dla Ukrainy: Polska atakowana proceduralnie z zachodu jest mniej skuteczna na wschodzie, niżby mogła być. Tusk tego jednak nie zrobi. Nie jest Jarosławem Kaczyńskim, który w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2014 roku jednoznacznie wsparł ówczesne władze RP. Wsparł, bo jest państwowcem i polskim patriotą. W każdym razie zauważmy ten moment: Tusk milczy o Ukrainie i Rosji, słusznie uznając, że w tej naprawdę nie powinien się odzywać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/585722-tusk-milczy-w-sprawie-rosjiukrainy-coz-mialby-powiedziec