„Z dystansem podchodzę do tego raportu. Często powstają takie publikacje, a nie wiadomo, jak wygląda metodologia prowadzenia badań, kto to robił, na ile solidnie. Rozmawiałem z Radiem Zet, nie powiem, pytałem o to i nie uzyskałem odpowiedzi na to pytanie, skąd w praktyce wzięli te oceny” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM, odnosząc się do raportu opublikowanego przez Radio Zet.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: W takim czasie?! Polskie media cytują raport, który uderza w polską armię. Celny komentarz i mocna odpowiedź MON
wPolityce.pl: Radio Zet opublikowało raport, który miał zostać stworzony przez byłego urzędnika MON z czasów Antoniego Macierewicza. Wygląda na to, że nie jest to jakiś nowy raport. Wynika z niego, że gotowość bojowa i mobilizacyjna Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej nie istnieje, a nasze Siły Zbrojne nie są zdolne do przeprowadzenia nawet niewielkiej operacji obronnej i prawdopodobnie od roku 1999 nigdy nie były. Warto w tym momencie przypomnieć, że 8 lat rządów PO-PSL to było osiem lat rządów zwijania polskiej armii i polskich zdolności obronnych. Od tamtego czasu trwa reforma Wojska Polskiego. Co się przez te ostatnie lata zmieniło?
Gen. Roman Polko: Z dystansem podchodzę do tego raportu. Często powstają takie publikacje, a nie wiadomo, jak wygląda metodologia prowadzenia badań, kto to robił, na ile solidnie. Rozmawiałem z Radiem Zet, nie powiem, pytałem o to i nie uzyskałem odpowiedzi na to pytanie, skąd w praktyce wzięli te oceny. A już nie mówiąc o takich ocenach, które nadają się na pierwsze strony tabloidów typu, że w trzy dni Rosjanie opanują Warszawę, bo ćwiczenie komputerowe coś tam pokazało. Otóż rzeczywiście wyciąganie wniosków bardzo często absurdalnych na podstawie właściwie sposobu badania, który nijak ma się do realnej oceny rzeczywistości. Takie potępianie, czy mówienie w czambuł o deficytach też samo w sobie nie niesie ze sobą żadnej wartości, bo solidny raport powinien jednak pokazać, w których obszarach są niedomagania, co należy poprawić, co zrobić, żeby te wszystkie elementy dobrze funkcjonowały. Nie wiem kto i w jakim celu ten raport sfabrykował. Trudno mi to oceniać, jak to wygląda.
Natomiast, co się zmieniło od tego czasu? Rzeczywiście minister Klich właściwie nic nie robił dla armii. Minister Siemoniak dwa dni po przejęciu urzędowania rozwiązał 36. Pułk Lotnictwa Transportowego. Obaj właściwie zwijali jednostki. Donald Tusk w tamtym czasie zapewniał, że Wojskowy Pułk Lotnictwa Transportowego nie jest do niczego potrzebny, bo przecież to cywilne samoloty mogą te loty obsługiwać. Całe usytuowanie czy wojska w tamtym czasie jeszcze cały czas przypominało miniony okres, kiedy wróg był po stronie zachodniej, jakby w istocie nic się historycznie w tym czasie nie zmieniło - to były zaniedbania wielu ekip. To, co najbardziej się rzuca w oczy jeżeli chodzi o zmiany, to chociażby Wojska Obrony Terytorialnej - to jest ogromny potencjał, który łączy te elementy niezawodowej służby, czyli właściwie społeczeństwo z tą profesjonalną armią, która sama nie jest w stanie obronić w rzeczywistości. W wojsku zawsze się mówi, że wojny wygrywają rezerwy. Te rezerwy w WOT tkwią i teraz nawet jeżeli popatrzymy na obrazki z Ukrainy, tam też bardzo mocno zwraca się uwagę na ten czynnik społeczeństwa, które niekoniecznie na co dzień związane z wojskiem jednak własnego kraju chce bronić i czyni taką okupację terytorium dla potencjalnego agresora nieopłacalnym.
Powstały wojska do prowadzenia działań w cyberprzestrzeni. W tym roku otrzymamy dwie pierwsze baterie w ramach odbudowy systemu obrony powietrznej kraju, czyli Iskandery już nie będą mogły bezkarnie szaleć nad naszym niebem. Pozyskujemy również inne środki, czy to czołgi, czy systemy przeciwlotnicze krótszego zasięgu, wojska specjalne otrzymały w końcu śmigłowce, bo przez wiele lat było nieosiągalne, aby dla grupy natychmiastowego reagowania, chociażby dla GROM doprowadzić choćby jedną sztukę.
Widzimy duże zmiany. Zwiększono budżet, co przekłada się na realne zdolności i możliwości bojowe armii. Została zbudowana 18. Żelazna Dywizja na wschodniej flance. To wszystko stało się rychło w czas, bo akurat właśnie teraz mamy do czynienia z tym zagrożeniem. Na szczęście ten proces zwijania wcześnie został zatrzymany i ten potencjał został znacząco wzmocniony, co doceniają przede wszystkim też nasi sojusznicy. Pomaga się silnemu, dlatego chyba tak chętnie Amerykanie stacjonują w Polsce.
Wojska Obrony Terytorialnej, o których Pan wspomniał, od dłuższego czasu przecież były solą w oku polityków opozycji, podobnie jak tarcza antyrakietowa była solą w oku Donalda Tuska. Za rządów PO-PSL mieliśmy do czynienia z szeregiem zaniedbań w armii i jest to niestety czas stracony, który można było wykorzystać na rozwój polskiej armii. Czy te zaległości jesteśmy w stanie nadrobić w tak krótkim czasie?
Z pewnością można było zrobić więcej. Z pewnością bylibyśmy znacząco dalej, gdyby jednak w tamtym czasie nie podejmowano takich decyzji, jak tutaj z ministrem Waszczykowskim chociażby rozmawiałem, bo już kwestia chociażby tarczy antyrakietowej była z Amerykanami dogadana i nastąpiła blokada. Słusznie to pani zauważa. Panowało w tamtym czasie takie przekonanie, że właściwie ze strony wschodniej nic nam nie grozi - wbrew oczywistym faktom. To był zły czas dla wojska, dla naszego bezpieczeństwa. Szkoda, że budowano piękne, wspaniałe plany na papierze, które często przedstawiano opinii publicznej, ale z których w praktyce nic nie wynikało, bo to były tylko wizje. Tych rzeczywiście wieloletnich zaległości w krótkim czasie nie da się nadrobić. Na szczęście ten proces już trwa kilka lat i teraz ta sytuacja w naszej armii jest zupełnie inna niż pięć czy sześć lat temu.
Wydaje mi się, że warto wspomnieć o jeszcze jednym problemie, który był w armii za rządów PO-PSL, a mianowicie liczebnej dominacji kadry dowódczej nad szeregowcami.
Jeżeli już tutaj sięgamy, to zapowiedzi słyszeliśmy mnóstwo, mówiliśmy o przeskoku generacyjnym jeśli chodzi o sprzęt. Mnóstwo pięknych słów. To, co było najgorsze w tamtym czasie, to wyrzucanie szeregowych żołnierzy z doświadczeniem bojowym z misji w Iraku i Afganistanie za burtę. To było najgorsze, że łatwiej było zostać podoficerem, czy oficerem w armii przechodząc bezpośrednio z cywila - bo tych absurdów było dużo - niż z doświadczeniem bojowym z Iraku czy Afganistanu. I tu mnóstwu ludzi przetrącono kręgosłupy, bo pojechał młody żołnierz, zasłużył się, wspaniale działał podczas misji i kiedy wracał do kraju okazało się, że po prostu nie ma dla niego etatu. To nie był nawet prymat wyższych rangą nad tymi szeregowymi, tylko takich gryzipiórków, sztabowców, którzy w Polsce okopali się na stanowiskach, nad tymi, którzy zdobywali doświadczenie bojowe w misjach. To był rzeczywiście duży problem, to się udało przywrócić.
Też warto zwrócić uwagę, że wraz z likwidacją tego pułku lotnictwa wyrzucono za burtę mnóstwo doświadczonych pilotów. Czyli pochopne nieprzemyślane decyzje niestety skutkowały utratą tego, co jest dla armii najcenniejsze, czyli odpływem dobrze wyszkolonych kadr. Warto to przywołać szczególnie w kontekście zarzutów stawianych często przez ministra Klicha czy Siemoniaka w stosunku do swoich następców. Przecież oni też robili czystki w armii, robili to samo i nie wykorzystywali tego potencjału, który nieśli za sobą niektórzy oficerowie. Nie chcę tutaj wplatać wątku osobistego, ale minister Klich też mi nie zaproponował żadnego stanowiska, kiedy z Biura Bezpieczeństwa Narodowego szedłem w jego podległość służbową i mógł mi wyznaczyć czy to stanowisko w NATO czy w sztabie generalnym. Zamiast tego, przesunął mnie do rezerwy kadrowej czyli kazał mi brać pieniądze za nic.
Czy nasze Siły Zbrojne są zdolne do przeprowadzenia operacji obronnej?
Zdecydowanie tak. Oczywiście nie fetyszyzowałbym tych różnych ćwiczeń komputerowych, które z natury są po to budowane, żeby pokazać słabości armii, a nie żeby budować poczucie, że jesteśmy silni wspaniali i już nic nie trzeba robić. Na tym polega istota tych ćwiczeń, żeby pokazywać słabości, a nie żeby brać udział w jakichś działaniach propagandowych. Mamy rzeczywiście dobrych, doświadczonych w boju przez Irak, Afganistan, zaangażowanych w realizowane misje żołnierzy. Nawet na granicy, w tych trudnych warunkach też ten poziom zaangażowania był duży. Jestem przekonany, że w obliczu potencjalnego konfliktu te swoje zdolności będą potrafili przekuć w konkretne działania, tym bardziej, że na szczęście nie mamy takich problemów, jak armia ukraińska, z wyposażeniem, doposażeniem i z systemami uzbrojenia, chociaż pewnie mogłoby być lepiej.
Jakie ma wymierne konsekwencje publikowanie tego typu rzeczy, fałszywych zresztą, że nasze Siły Zbrojne nie są zdolne do przeprowadzenia nawet niewielkiej operacji obronnej, w obecnym kryzysie bezpieczeństwa i wobec zagrożenia ze strony Rosji?
To wpisywanie się tak naprawdę w działalność tych rosyjskich trolli internetowych, bo w obliczu kryzysu raczej trzeba zwierać szeregi i być jednak „murem za mundurem”. Natomiast ja się już tyle naczytałem takich różnych bzdur, które chętnie produkują niektóre tabloidy, że „w trzy dni Rosjanie będą w Warszawie” - te cyfry najbardziej mnie śmieszą - „w tydzień będą gdzieś indziej, a w dwa tygodnie jeszcze gdzieś indziej”. Otóż są to absurdy. Nasza armia ma potencjał bojowy na dzisiaj wystarczający, żeby potencjalnemu wrogowi nie opłacało się Polski okupować. Myślę, że nawet bez tego wzmocnienia, które otrzymujemy ze strony Sojuszu NATO, a które jest bardzo ważne, bo to jednak wzmacnia Polskę też w strukturze Sojuszu i to pokazuje też taką spójność, która Putinowi nie pozwala posunąć się za daleko w jakichś prowokacjach, działaniach na naszym kierunku. Wyraźnie widać patrząc na stan naszej armii, przeszkolenie wojskowe WOT-u, że Polska to jest obszar, który dla potencjalnego wroga jest nieatrakcyjny jeżeli chodzi o możliwość wejścia i okupowania jakiegoś obszaru.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/585561-wywiad-polko-potencjal-naszej-armii-wystarczy-do-obrony