„Jestem w drodze do Waszyngtonu. Mam dobre informacje dla Polski” - zapowiedział w niedzielę wicepremier Jacek Sasin. Szczegóły wyprawy nie są tajemnicą: w poniedziałek weźmie udział w podpisaniu umowy między polskim KGHM i amerykańskim NuScale Power w sprawie budowy małych reaktorów atomowych. Wcześniej inwestycję w reaktory SMR - możliwe do postawienia w osiem lat, nadające się do podłączenia do już istniejącej infrastrultury energetycznej - zapowiedział Orlen.
To są rzeczywiście dobre informacje. Pamiętajmy jednak: tego typu inwestycje są możliwe tylko dlatego, że Polska zachowała kilka przedsiębiorstw zdolnych do podejmowania dużych przedsięwzięć, do inwestowania. Gdyby liberałowie, postkomuniści, i także niestety ludzie AWS-u, rządzili dłużej, nie mielibyśmy nic. Państwo polskie byłoby bezradne, bezbronne, biedne. Nie miałoby żadnych sensownych narzędzi. Wszystko trzeba byłoby budować od nowa.
Sprzyjało nam szczęście, ale nie tylko. Szalonej prywatyzacji sprzeciwiało się w latach 90. i 2000. wielu ludzi rozumiejących, że to droga donikąd, że to pułapka, która przyniesie Polsce co najwyżej bardzo podrzędną rolę w systemie gospodarczym Europy i świata. Mówił o tym w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” Bogdan Pęk - były poseł i europoseł, obecnie radny PiS. Człowiek, który w bardzo trudnych czasach walczył o polski majątek narodowy. Komentując protesty polityków PO - w tym Janusza Lewandowskiego - wobec fuzji Orlenu i Lotosu, stwierdził:
To są zarzuty nawet nie śmieszne, ale tragikomiczne. Nieprawdopodobna obłuda, wielkie zakłamanie. Ale problem jest szerszy, bo majątek narodowy wyprzedawali także postkomuniści oraz rząd AWS-u. Mówię to jako człowiek, który w latach 1993-1994 przewodniczył sejmowej komisji ds. przekształceń własnościowych, i który to wszystko, co się działo, widział na własne oczy. Zresztą fakt, że powierzono mi taką funkcję, był niemalże cudem.
Jak do tego doszło?
Zostałem wybrany tylko dlatego, że poparła mnie nieoczekiwanie grupa posłów SLD wywodząca się z OPZZ, z ówczesnym wiceprzewodniczącym tej organizacji Maciejem Manickim na czele. Wybrano mnie wbrew stanowisku Aleksandra Kwaśniewskiego, szefa klubu SLD, i Bronisława Geremka, szefa klubu Unii Demokratycznej. Dzięki tej funkcji widziałem, jakie były skutki tego, co robili Lewandowski, Jan Krzysztof Bielecki, i co chciała robić liberalna frakcja postkomunistów, z Wiesławem Kaczmarkiem i Markiem Borowskim na czele.
Co chcieli robić?
Zasadnicza koncepcja była taka: musimy zapłacić zachodowi, zwłaszcza najbogatszym państwom Europy, haracz w postaci oddania części naszego majątku produkcyjnego i oddania naszego rynku. Jeśli tego nie zrobimy - przekonywali - to oni nas nie przyjmą ani do Unii Europejskiej, ani do NATO. I to robili. Jak wyliczyliśmy z Januszem Szewczakiem, obecnie wiceszefem Orlenu, w czasie tej prywatyzacji Polska straciła nie mniej niż 500 mld dolarów. Powtarzam: 500 mld dolarów. Suma wręcz niewyobrażalna.
Bogan Pęk tak opisuje proces prywatyzacji, który zafundowano Polsce:
Firmy wyceniono absurdalnie: często wartość przedsiębiorstw była niższa niż rynkowa wartość gruntów, którymi one dysponowały! Oddawano firmy, nie jakieś upadłe, ale te, które sobie dobrze radziły w nowych warunkach, za kwotę mniejszą niż pogotowie kasowe, czyli niż suma, która musi znajdować się w kasie przedsiębiorstwa jako zabezpieczenie codziennych wydatków. Albo słynna prywatyzacja Banku Śląskiego, zorganizowana przez postkomunistów, który sprzedano za kwotę niższą niż wartość jego 56 nieruchomości, położonych w centrach dużych miast. Do tego tak wyceniono akcje, które dostali m. in. członkowie zarządu i pracownicy, że na pierwszym giełdowym notowaniu ich cena wzrosła trzynastokrotnie. Kilkadziesiąt osób zostało z dnia na dzień milionerami.
Takich skandali było więcej. Mój rozmówca twierdzi, że to był celowy plan: Polacy mieli żyć z pracy, a nie z kapitału. Jakikolwiek sprzeciw wobec tego kursu spotykał się wręcz z furią:
Agresja i wściekłość były ogromne. To były prawdziwe wojny prywatyzacyjne. Próbowaliśmy np. wprowadzić do kluczowej ustawy o prywatyzacji zapis, że nie można sprzedawać większości akcji przedsiębiorstw strategicznych. Chodziło o stworzenie listy firm ważnych dla państwa, które byłyby chronione. Wówczas „wielki działacz robotniczy”, mówię to z przekąsem, Władysław Frasyniuk, omal nie zemdlał na posiedzeniu komisji sejmowej, bez końca zadając pytania i żądając wyjaśnień. Robił to celowo: chciał przedłużyć obrady, żeby zerwać kworum i zablokować przyjęcie naszej propozycji.
Warto przeczytać ten wywiad, bo przypomina on nam o rzeczywistości, o której powoli zapominamy, o której nie wie młode pokolenie.
Ale warto także powiedzieć „dziękuję” tym ludziom, którzy wówczas odważyli się pójść pod prąd, i walczyli o to, by w polskich rękach zostały przynajmniej najważniejsze przedsiębiorstwa paliwowe, energetyczne, ubezpieczeniowe, telekomunikacyjne, i oczywiście banki. Dużo stracono, dużo jednak uratowano, choćby opóźniając działania doktrynerów, alarmując opinię publiczną, zadając podstawowe pytania. Konkretni ludzie zapłacili za to wysoką cenę, często złamano im kariery, wypchnięto z polityki, obsadzono w roli szaleńców. Dla Polski zrobili jednak naprawdę dużo. I choć również dziś to nie oni dostają ordery, to w historii naszego państwa mają bardzo ważne miejsce. Im więcej czasu upływa, tym wyraźniej to widać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/585461-trzeba-podziekowac-ludziom-ktorzy-ocalili-rodowe-srebra