Jaka jest polska edukacja? Panuje wiele mitów.
Pogląd Polaków jest według mnie zbyt krytyczny, bo nie doceniamy faktu iż każde dziecko w Polsce ma szansę, niezależnie od miejsca zamieszkania i zamożności rodziców, na solidne wykształcenie podstawowe i średnie. Szkoły są oczywiście różne. Obok siebie potrafią funkcjonować placówki doskonałe i słabe, aktywne i bierne, ale wiedza o tym jest zwykle wśród mieszkańców powszechna, a wybór możliwy. W sumie zdolne, chcące się uczyć dziecko, ma szansę w systemie bezpłatnej opieki rozwijać swoje talenty, pójść dalej.
Nawet w Europie nie jest to takie oczywiste. W wielu krajach pieniądze są bezwzględnym kryterium odebrania dobrej edukacji. W Polsce tak nie jest.
Drugi mit - przekonanie o silnej pozycji nauczycieli wobec rodziców i rzekomej konieczności dalszego demokratyzowania szkoły, uwalniania energii uczniów, zrywania krępujących pęt. Jest odwrotnie - poszło to wszystko za daleko, nauczyciele wszystko już muszą negocjować, pełni obaw przed zarzutem a to nadmiernej ostrości, a to szkodliwego zaniechania, nie zareagowania na jakąś patologię.
Trzecie złudzenie polega na postrzeganiu samorządności jako wyłącznie dobra w edukacji. Tak nie jest. Pochodzę z rodziny w dużej części nauczycielskiej więc sporo się nasłuchałem o arbitralnych decyzjach wójtów i burmistrzów, którzy - bywa - traktują szkołę jako kolejne stanowisko do obsadzenia według klucza towarzyskiego. Kryterium fachowości często jest zupełnie w tle. Choć są i tacy dla których edukacja jest oczkiem w głowie, którzy rozumieją, że mogą to być także ośrodki kreujące lokalną kulturę, środowisko społeczne, rozwój.
Piszę te słowa także jako ojciec dzieci w wieku szkolnym. Z racji pokoleniowej mam też wielu znajomych, przyjaciół, którzy są w takiej sytuacji. Dużo o tym rozmawiamy i te relacje są zwykle podobne. Pojawia się w nich na przykład niepokój przed wchodzeniem na teren szkół organizacji o których nikt nic nie wie, które niosą nieznany lub nie akceptowany przez rodziców przekaz. Rozbija to wspólnotę, upolitycznia często już podstawówki, a szkoły średnie notorycznie. Zarzucanie tym, którzy chcą to powstrzymać rzekome upartyjnianie szkoły, jest kłamstwem. Szkoła jest dobrem wspólnym.
Ale i oddanie wszystkiego w ręce szkolnej demokracji nie jest dobrym rozwiązaniem. Bo np. w ośrodkach wielkomiejskich rodzice o poglądach nieco bardziej konserwatywnych, nie chcący eksperymentów na swoich dzieciach, szanujący tradycję, są zwykle w mniejszości. Oni mają prawo oczekiwać ochrony ze strony kuratorium, które powinno pilnować elementarnych standardów, nie dopuszczać do szkół radykałów i eksperymentatorów.
Uważam, że nowelizacja prawa oświatowego zaproponowana przez ministra edukacji profesora Przemysława Czarnka dobrze wyważa te wszystkie sprawy. Wbrew histerycznym zarzutom nie ma nic wspólnego z jakąś ideologiczną krucjatą, ale jest obroną podejścia zdroworozsądkowego, umiarkowaną próbą zakreślenia jasnych linii tego, co dopuszczalne, co może być inne, a co musi pozostać wspólne.
Oczywiście, wpisuje się to w szerszy spór dotyczący tego, czy państwo polskie pozostaje podstawową płaszczyzną życia społecznego czy też decydujemy się na jakąś landowość, jakieś współczesne rozbicie dzielnicowe. Przypomnę, że kilka lat temu samorządowcy związani z opozycją liberalną przedstawili projekt takiej właśnie rozczłonkowanej konstrukcji państwa, z Senatem składającym się z nich samych jako wisienką na torcie. Zwolennicy takiego podejścia nie mają w mojej opinii racji, ale mają oczywiście prawo takie koncepcje głosić. Nie powinni jednak udawać, że reprezentują jakąś obiektywną rację, którą przeciwstawiają rzekomo oszalałym ideologicznie przeciwnikom.
Czyni to Donald Tusk.
Na koniec rzucili się na polską szkołę i przyszłość naszych dzieci. Najwyższy czas, aby wszyscy zrozumieli, że odsunięcie PiS od władzy to nasze wspólne być albo nie być
— napisał w środę na Twitterze Tusk.
Bardzo przepraszam, ale na przyszłość naszych dzieci rzucają się ci, którzy na przykład próbują, bez zgody rodziców, zajmować się ich płciowością.
Warto tu przywołać słowa ministra Czarnka, który podkreśla, że w ustawie chodzi przede wszystkim o „transparentność w stosunku do tego, co jest przekazywane dzieciom w szkole”.
Nic więcej. A opozycja jest przeciwko ustawie, ponieważ dotyka ona sedna sprawy. Opozycja nie chce, żeby wszyscy rodzice wiedzieli, czego uczy się dzieci w szkole
— podkreśla minister. Wedle nowego prawa to Rada Rodziców będzie decydowała czy dopuścić jakąś organizację na teren szkoły, a wzmocniony kurator oświaty będzie miał możliwość poinformować o tym rodziców, a gdy trzeba, skutecznie wnieść sprzeciw.
Jak podaje PAP:
Zgodnie z nowelizacją, której projekt przygotowało Ministerstwo Edukacji i Nauki, dyrektor szkoły lub placówki będzie miał obowiązek – nie później niż na dwa miesiące przed rozpoczęciem zajęć prowadzonych przez stowarzyszenia lub organizacje – uzyskać szczegółową informację o planie działania na terenie szkoły, konspekt zajęć i materiały wykorzystywane na oferowanych zajęciach, a także uzyskać pozytywną opinię kuratora oświaty dla działań takiej organizacji w szkole lub w placówce. Kurator będzie miał 30 dni na wydanie opinii. Udział ucznia w zajęciach prowadzonych przez stowarzyszenia lub organizacje będzie wymagał pisemnej zgody rodziców niepełnoletniego ucznia lub pełnoletniego ucznia. Z procedury tej wyłączono organizacje harcerskie.
Zmiana generalnie wzmacnia pozycję kuratorów oświaty - czyli przedstawicieli państwa polskiego. Jest to w pełni zgodnie z programem Zjednoczonej Prawicy, ale i tym, co głosił w kampaniach wyborczych prezydent Andrzej Duda. W myśl ustawy kuratorzy będą mieli wpływ na obsadę stanowiska dyrektora szkoły, ich opinia w wielu sprawach będzie wiążąca. Samorządom trudniej będzie też zlikwidować szkołę, a prywatne znajdą się pod mocniejszym nadzorem kuratorium. Przepraszam, ale to żadne cudo, to przywrócenie normalności.
Szkoła publiczna jest w Polsce dobrem wspólnym, musi być związana z państwem polskim, a uczniowie w całej Polsce powinni mieć podobne standardy. Nie ma w tym żadnej skrajności, jest umiarkowana korekta systemu, wynikająca z doświadczeń ostatnich lat i dobrego rozpoznania tego, co za rogiem.
Dla polskiej szkoły ta zmiana to duża szansa na podniesienie jakości i stabilizację, odsunięcie wojny kulturowej i politycznej od dzieci. Zyskają na niej także rodzice i nauczyciele, a mogą stracić tylko ci, którzy z zewnątrz chcieliby wejść do szkół w nie zawsze dobrych intencjach.
Jeżeli tę szansę zmarnujemy, kolejnej może długo nie być. Bardzo liczę, że prezydent Andrzej Duda nie da się w tej sprawie okłamać i zaszantażować lewicowym mediom próbującym i tu wywołać atak paniki moralnej, że spojrzy obiektywnie na istotę zaproponowanych zmian. Są one podyktowane dobrem wspólnym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/585035-jesli-ta-szansa-zostanie-zmarnowana-pozalujemy