Dziennik „The New York Times” cytuje słowa Bruno Le Maire’a, francuskiego ministra gospodarki i jednego z bliskich współpracowników prezydenta Macrona, który pod koniec ubiegłego tygodnia, a przed dzisiejszą wizytą Prezydenta Francji w Moskwie miał powiedzieć:
Czy chcemy Rosji, która jest w ścisłym sojuszu z Chinami, czy gdzieś pomiędzy Chinami a Europą?
Macron „stylizuje się na światowego lidera”
Ta ocena geostrategicznych wyzwań związanych z postawą Rosji ma być uzasadnieniem dla zadeklarowanej przez Macrona próby poszukiwania „nowego punktu równowagi” w relacjach Europy z Rosją, co zdaniem Paryża musi uwzględniać rosyjskie obawy związane z sytuacją bezpieczeństwa na wschodzie Europy. W wywiadzie jaki Macron udzielił przed moskiewską podróżą „Journal du Dimanche” mówił on o „uprawnionych” obawach Rosji oraz stwierdził, iż jego zdaniem intencją Moskwy nie jest uderzenie i aneksja całości lub części Ukrainy, ale „przeformatowanie” relacji z NATO i z Unią Europejską. W amerykańskich mediach ton komentarzy na temat Macrona jest delikatnie mówiąc dość cierpki, nawet w europejskim Politico komentując jego dyplomatyczna aktywność zwraca się uwagę na to, że francuski prezydent działa bez mandatu państw – sojuszników, jego motywy związane są wyłącznie ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi a jego aktywność opatrzona została ironicznym określeniem, że „stylizuje się na światowego lidera”, który samodzielnie może rozwiązać sytuację kryzysową wokół Ukrainy.
Ocena wizyty Putina w Pekinie
Zostawmy te uszczypliwości, a skoncentrujmy się na ocenie sytuacji geostrategicznej w sposób otwarty sformułowanej przez Bruno Le Maira. Jest ona o tyle ciekawa, że rosyjscy komentatorzy ostatnie wspólne oświadczenie Putina i Xi Jinpinga, generalnie całą podróż rosyjskiego prezydenta do Pekinu, odebrali w zupełnie innych niźli w Paryżu kategoriach. Bardziej jako potwierdzenie obaw, iż Moskwa nie ma co liczyć na realne wsparcie Chin jeśli konflikt ulegnie zaostrzeniu i w sporze z Zachodem jest w istocie osamotniona. I tak, rosyjscy komentatorzy zwracają uwagę, że we wspólnym oświadczeniu nie wspomniano o sytuacji wokół Ukrainy i na Morzu Południowochińskim. Ta zastanawiające, zwłaszcza w obecnej sytuacji milczenie, w zupełnie innym świetle stawia, ich zdaniem, sformułowania które w oświadczeniu się znalazły i wzbudziły niepokój na Zachodzie, takie jak choćby słowa pod adresem NATO za kierowanie się „zimnowojenną mentalnością” i niepotrzebne rozszerzania na Wschód. Eksperci zwracają również uwagę na fakt, że milczeniem w oświadczeniu pominięto kwestię sytuacji na granicy Chin i Indii. Te „opuszczenia” są, ich zdaniem, świadectwem tego, że z jednej strony Moskwa nie chce ryzykować pogorszenia relacji z Wietnamem i z Indiami, z drugiej zaś Pekin nie ma żadnego interesu w zaostrzeniu stosunków z Kijowem. A to, bardziej niźli, ogólnikowe deklaracje, pokazuje, w ich opinii, istnienie realnych barier, jeśli brać pod uwagę interesy, blokujących zawiązanie bliższego sojuszu strategicznego Rosji i Chin. Niektórzy rosyjscy komentatorzy, w rodzaju Aleksandra Łukina, są zdania, że jeśli relacje rosyjsko – chińskie będą rozwijać się tak jak do tej pory, to prawdopodobne jest zawarcie przez oba państwa formalnego „sojuszu obronnego”, jednak obecnie zarówno Moskwa jak i Pekin zadowolone są z faktu, iż mają wojną rękę i jedynie koordynują współpracę wojskową. Dziennik „Moskiewski Komsomolec” zwrócił uwagę na fakt, że Azję Środkową Putin i Xi Jinping określili mianem „wspólnego regionu granicznego”, co zdaniem dziennika dowodzi nie tylko „braku monopolistycznych praw Moskwy wobec regionu, ale także chęci narzucenia tych praw”. To z kolei zestawiane jest z rosyjskim stanowiskiem wobec Ukrainy, gdzie Rosja chce mieć ostatnie słowo w kwestii geostrategicznej orientacji Kijowa. W Rosji zauważono też, i potraktowano to w kategoriach wydarzenia symbolicznego, że liderzy państw postsowieckich z Azji Środkowej, przebywający, tak jak rosyjski prezydent, w Pekinie w związku z inauguracją olimpiady nie spotkali się z nim, za to rozmawiali z prezydentem Chin. Michaił Rostowskich, komentator „Moskiewskiego Komsomolca” napisał, że wspólne rosyjsko – chińskie oświadczenie nie dość, że długie i pełne pustych frazesów, to jeszcze w całości napisane zostało przez pryzmat chińskich, nie rosyjskich interesów. Moskwa pozostaje w gruncie rzeczy osamotniona, a poparcie Pekinu dla jej polityki porównać można do pozdrowień przesyłanych z pozycji leżaka na plaży, raczej przyglądającego się rozwojowi wydarzeń obserwatora a nie podmiotu, który deklaruje gotowość wzięcia udziału w rozgrywce. Słowa otuchy, żadnego realnego wsparcia. Aleksander Gabujew komentator dziennika „Kommiersant” napisał, że obecna wizyta Putina w Pekinie przypominała mu tę, która rosyjski prezydent odbył w 2015 roku. Również wówczas odbywała się ona w sytuacji zaostrzenia relacji Rosji z Zachodem na tle sytuacji na Ukrainie. Jest jednak, w jego opinii, jedna różnica. O ile w 2015 roku rosyjscy politycy i komentatorzy żywili nadzieję, że zwrot ku współpracy z Chinami pomoże Moskwie łatwo i bezboleśnie poradzić sobie z zachodnimi sankcjami, to obecnie, rosyjskie elity wyzbyły się tych nieuprawnionych oczekiwań wobec Pekinu, które są obecnie pragmatyczne i znacznie bardziej umiarkowane. Chińczycy są zainteresowani rosyjskimi surowcami, i będą je kupować. A w związku z tym, jak stwierdza Gabujew, wspólne przedsięwzięcia, zarówno jeśli chodzi o budowę Siły Syberii 2 jak i projekty prywatnego Novateku będą najpewniej realizowane. Ale nie dlatego, że mamy do czynienia z zaostrzeniem wokół Ukrainy. Chińczycy z tego tytułu też nie zrezygnują ze swych korzyści, głównie ekonomicznej natury, jakie mogą być ich udziałem jeśli Rosja izolować się będzie od Zachodu. Ale czy to oznacza wsparcie dla polityki Moskwy? Przejście Rosji i Chin na rozliczenia we wzajemnych walutach, tak aby uniezależnić się od dolara pozostaje na razie w sferze deklaracji, podobnie zresztą jak niejasnymi wyglądają perspektywy dostaw chińskich chipów do Rosji, jeśliby Amerykanie zrealizowali swoje groźby i wprowadzili sankcje. Jak konkluduje swój artykuł komentator „Kommiersanta” „spotkanie liderów uznać wypada tylko za początek rozmowy, która oczywiście będzie długa i nie najłatwiejsza.”
Aleksiej Podbieriezkin, profesor MGiMO, ekspert i analityk hołdujący „twardym poglądom”, opowiadający się za rozegraniem przez Rosję batalii z Zachodem z pozycji siły pytany przez dziennikarzy o perspektywy sojuszu wojskowo – politycznego Moskwy i Chin mówi, że jego zdaniem „Ani my, ani Chińczycy tego nie potrzebujemy. Partnerstwo strategiczne - tak. Porozumienia o wspólnych działaniach - tak. Nawet wspólny system ostrzegania przed atakiem rakietowym – tak. Ale wzajemne zobowiązania sojusznicze najprawdopodobniej nie. W końcu wszelkie związki mają zarówno plusy, jak i minusy. Na przykład, gdybyśmy podpisali taką umowę z Chinami, to nasze relacje z innymi państwami, np. z Indiami, natychmiast by się skomplikowały. Chińczycy też nie są tacy prości we współpracy. Dlatego stosunki sojusznicze są bardzo dobre, ale sojusz wojskowy wcale nie jest potrzebny.”
Dylematy strategiczne, które wyraźnie widać w przytoczonych wypowiedziach rosyjskich komentatorów i publicystów albo nie są dostrzegane na Zachodzie, albo ich znaczenie jest lekceważone. Moskwa jest zainteresowana dobrymi relacjami z Pekinem, ale ma świadomość, że jej uwikłanie w konflikt na Ukrainie, czy choćby zmniejszenie możliwości manewrowania, zostanie bezwzględnie wykorzystane przez Chiny. Nie zmieni tego retoryka o przyjaźni i współpracy, bo w ostatecznym rachunku liczy się relacja potencjałów, sił i możliwości rozwojowych. Przekroczenie przez Rosję „Rubikonu” w relacjach z Zachodem ograniczy możliwości manewrowania Moskwy, per saldo może też wzmocnić Chiny, ale za cenę sprowadzenia Rosji w trwały sposób do roli „junior partnera” na co nikt na Kremlu nie ma ochoty. Wydaje się, że paradoksalnie Putin, w polityce balansowania między Zachodem a Pekinem skazany jest na politykę w stylu Łukaszenki, do momentu sfałszowanych wyborów w 2020 roku. Więcej można uzyskać straszeniem drugiej strony (w tym wypadku Zachodu) zakotwiczeniem w obozie chińskim, niźli rzeczywiście podejmując tego rodzaju kroki. W tym sensie niedawna wypowiedź Joe Bidena, który powiedział, że pekińska deklaracja Putina i Xi Jinpinga „nie jest zaskoczeniem” i „należało się tego spodziewać” jest świadectwem faktu, że dyplomacja amerykańska, lepiej niźli francuska orientuje się w trwającej rozgrywce i ma lepsze wyczucie dylematów stojących przez Kremlem. Chyba, że uznamy słowa Bruno Le Maire’a z rodzaj „zasłony dymnej” racjonalizującej rusofilską politykę Paryża.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/584647-trzezwo-o-sojuszu-rosyjsko-chinskim-i-ocenach-paryza
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.