Rozmowa jest z Bogdanem Borusewiczem (ukazała się 4 lutego 2022 r.) i obecny wicemarszałek Senatu, a za czasów komuny bardzo ważny opozycjonista, mówi czasem dziwne rzeczy. Ale prowadząca wywiad funkcjonariuszka (funka) „prokuratury” Michnika, Donata Subbotko, to zjawisko samo w sobie. Chyba nawet jest lepsza od Wandy Odolskiej z „Fali 49”.
Taka zaangażowana i wierna doktrynie. Dlatego zaczyna rozmowę od: „Znowu na pana polują?”. I od razu wiadomo, w jakim kierunku rozmowa ma zmierzać i z kim się kojarzyć. Polowanie na ludzi to przecież sprawa wyjątkowo jednoznaczna.
Funka Subbotko jest jednak nieważna, choć wychodzi ze skóry, żeby Borusewicz powiedział więcej niż by chciał. I czasem jej się udaje. Ale gdyby nie chciał, to by pewnie nie mówił. Kiedy więc funka go podpuszcza, czy decyzję o „posadzeniu” Borusewicza podejmie „Ziobro czy Kaczyński”, odpowiada, że dla niego „to bez znaczenia”. Dlatego, że „za pierwszego PiS-u takie decyzje zapadały w wyniku ustaleń między Jarosławem Kaczyńskim a Ziobrą”.
Warto Bogdanowi Borusewiczowi przypomnieć, choć zasadniczo przyzwoicie, a momentami ciepło wyraża się on o Lechu Kaczyńskim, że kiedy znalazł się w politycznym, a wręcz zawodowym niebycie, pomogli mu tylko Jarosław i Lech Kaczyńscy. Sprawili, że został członkiem zarządu województwa pomorskiego (od października 2001 r. do września 2005 r.). A w 2005 r. pomogli mu uzyskać mandat senatora w okręgu gdańskim, a później objąć funkcję marszałka Senatu. Jarosławowi Kaczyńskiemu bardzo na tym zależało, żeby było „sprawiedliwie”, a Lech Kaczyński był po prostu przyjacielem Borusewicza.
Gołosłowne są opowieści Bogdana Borusewicza o próbach „kupowania senatorów” przez PiS, skoro „nie poda nazwisk, ale ci, którzy próbowali go [senatora PO] przekupić, wiedzą, że my wiemy”. A my (opinia publiczna) nie wiemy, jaką wartość ma mówienie o tym, „co [ludzie PiS] mogą zrobić dla jego [senatora PO] rodziny”. To najczęściej powtarzana insynuacja, mimo że potem nie pojawiają się konkrety i dowody. I nie warto insynuacji uzasadniać tym, że wiemy, ale nie powiemy: „Oni już się nauczyli, że próba bezpośredniego przekupstwa jest nieskuteczna, bo media to wyciągają, ale jak szwagier otrzyma stanowisko za 40 tys. zł w spółce skarbu państwa, trudniej to wykryć. Ten senator [rzekomo przekupywany] tego nie ujawnia publicznie”. To niech ujawni, bo wtedy będzie odpowiedzialność za słowo i możliwość konfrontacji, a tak to mamy tylko magiel.
Bogdan Borusewicz musi czasem mitygować funkę Subbotko, która na przykład prezydenta Andrzeja Dudę już widzi w więzieniu. I weta oraz inne niezależne działania głowy państwa tłumaczy „strachem”. A Borusewicz nieładnie i bez klasy przytakuje funce: „Tak. Czyli człowiek, z którego wszyscy się śmiali, że tylko jeździ na nartach, był w stanie się zachować”. „Tylko jeździ na nartach”? Paskudne to i żenujące.
Gdy funka pyta: „po co im stan wyjątkowy?, Borusewicz się zastanawia, iż „może się bali, że nie opanują sytuacji na granicy”. A może się nie bali, tylko postąpili racjonalnie, żeby potem nie walczyć ze skutkami lekkomyślności? Dla funki to i tak mało, bo niby pyta, ale właściwie stwierdza: „Jakby co, wprowadzą stan wojenny?”. Takiej głupoty to już nawet podpuszczany Borusewicz nie mógł zdzierżyć: „To by się zakończyło wybuchem na ulicach, więc nie sądzę”.
Już bez podpuchy funki Subbotko dywaguje Borusewicz, że „gdyby Jaruzelski był rozliczony, to Kaczyński by się bał. (…) Nie mielibyśmy dzisiaj kłopotów z Kaczyńskim, gdyby Jaruzelski wyszedł z wyrokiem, choćby w zawieszeniu”. Zestawienie polityka, który wszystko osiągnął w demokratycznych procedurach z sowieckim sługusem i patronem wojskowego zamordyzmu, pasuje może do funki, ale dla Borusewicza jest kompromitujące. To coś na poziomie porównań aktora Macieja Stuhra, a przecież wicemarszałek Senatu trefnisiem nie jest.
Wyjątkowo niemądre i nieodpowiedzialne są dywagacje Bogdana Borusewicza o „RPA po apartheidzie”, gdzie „powołano Komisję Prawdy i Pojednania. (…) Przesłuchania były publiczne. Jeżeli ktoś popełnił przestępstwo, ale zgłosił się do tej komisji i zeznał dokładnie, co i z kim zrobił, nie wszczynano przeciwko niemu sprawy”. A niby jakie zbrodnie porównywalne z tymi z czasów apartheidu w RPA ma na koncie PiS? Czasem warto pomyśleć zanim wesprze się funkę. Także wtedy, gdy funka stwierdza, iż „Polska stała się wielkim cmentarzem narodowym”, a Bogdan Borusewicz przyznaje, że „PiS pozwala na tę śmierć”. Funka Subbotko musi, bo by pewnie straciła zaufanie szefów: „Dzisiaj stare esbeckie służby pomagają inwigilować opozycję”. Borusewicz akurat tego nie musi: „Niekoniecznie PiS popierają ci sami ludzie, co wtedy PZPR”.
Na inne idiotyzmy funki Borusewicz nie reaguje, a nawet wciąga się w jej narrację, choć przecież wie, jak było. Gdy funka pyta „co pan myśli, kiedy Jarosław Kaczyński twierdzi, że to jego brat był faktycznym przywódcą ‘S’, że właściwie to on ją zakładał”, powinien ją wyśmiać, a nie mówić: „Leszek ma inne zasługi z okresu opozycji demokratycznej i podziemia i nie trzeba mu na siłę dorabiać nowych” Tyle tylko, że Jarosław Kaczyński nigdy nie twierdził, że Lech Kaczyński „zakładał” Solidarność.
Bogdan Borusewicz doskonale wie, że Lech Wałęsa zajmował się wielką polityką, a jego pierwszy zastępca, Lech Kaczyński, często na co dzień faktycznie operacyjnie zarządzał związkiem. Wszyscy to wiedzą i nie ma w tym cienia przypisywania sobie cudzych zasług. Zresztą sam Lech Wałęsa przekazał mu takie kompetencje. Teraz Wałęsa mówi co innego, ale o czym i o kim nie mówi on obecnie inaczej niż kiedyś.
Polityk z takim doświadczeniem jak Borusewicz nie powinien powtarzać bzdur, które w środowisku funki Subbotko funkcjonują jak aksjomaty: „Idziemy na Wschód”. Tylko dla wicemarszałka Senatu „to nie jest świadome”. Czujna funka zaraz reaguje: „Nieświadomie spotykają się z Marine Le Pen, Orbánem i innymi przyjaciółmi Putina? Nieświadomie wychodzą z Unii, osłabiają NATO albo sprzedają Lotos węgierskiemu MOL-owi?”. Głupota goni tu idiotyzm. To nie PiS wyprowadza Polskę z UE, tylko instytucje Unii zaczynają Polskę z niej wypychać. A największymi przyjaciółmi Putina, którzy wiele dla niego zrobili na poziomie decyzji, a nie słów, są koledzy polityków PO z grupy Europejskiej Partii Ludowej rządzący w Niemczech (do niedawna), Austrii czy Holandii. Funka może bajdurzyć, że „rozwalamy Unię – robimy to, czego chce Putin”, ale to nie zmienia faktu, że rozwalają ją „federaliści”, mimo że ponoć jednoczą.
W jednym Bogdan Borusewicz nie dał się przerobić funce z „GW”: „Uważam, że pewnych granic Kaczyński nie przekroczy. Nie sądzę, żeby sfałszował wybory”. Przy większości pytań funki Borusewicz powinien ją „pogonić”, a nie wdawać się w dywagacje. Jaki pożytek jest bowiem z rozmawiania z kimś, kto poza chęcią doprecyzowania elementów opozycyjnej biografii Borusewicza i korzeni jego rodziny, jest opętany własnymi szajbami i przejęty wyłącznie zadaniem zdemaskowania tych, których „GW” zwalcza. Szkoda czasu. Mnie też szkoda czasu, ale niekiedy warto zdekonstruować szajby funków „GW”, bo one się przenoszą na część polskiego społeczeństwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/584568-bogdan-borusewicz-dal-sie-wpuscic-w-maliny-funce-z-gw