„Senator Brejza niezmiennie chciałby odgrywać bardzo istotną rolę, a nie mam wrażenia, by Platforma Obywatelska chciała mu nadać tę rolę. Sytuacja, w której kreuje się na męczennika, może być dla niego komfortowa” - powiedziała w wywiadzie dla Interii posłanka Prawa i Sprawiedliwości Małgorzata Wassermann, odnosząc się do sprawy senatora Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy, który - według ustaleń kanadyjskiej firmy Citizen Lab - miał być inwigilowany przy użyciu systemu Pegasus.
CZYTAJ TAKŻE: To trzeba zobaczyć! Hucpa członków KOD na Wawelu. Małgorzata Wassermann niewzruszona przechodzi obok bojówek
Komisja śledcza ds. Pegasusa
Polityk odpowiedziała między innymi na pytania dotyczące powołania sejmowej komisji śledczej ds. inwigilacji. Wskazała, że jeśli Paweł Kukiz złoży wniosek o powołanie takiej komisji, zagłosuje przeciw.
Taka komisja potrzebuje dostępu do dokumentów ściśle tajnych, więc musiałaby pracować w warunkach całkowicie niejawnych.(…)A jeśli komisja śledcza jest niejawna, to w żaden sposób nie przekłada się na świadomość i wiedzę opinii publicznej - a na tym, jak rozumiem, zależy opozycji. Nie dajmy sobie wmówić głupot - nie ma w Polsce systemu, który umożliwia zakładanie komuś nielegalnego podsłuchu, bez zgody kilku wymaganych organów
— wskazała.
Historia zna przypadki, kiedy starano się w podstępny sposób namówić sąd, by wymusić na nim zgodę, by podsłuchiwać polityków Prawa i Sprawiedliwości. Nie są mi znane natomiast przypadki, kiedy podsłuchy byłyby zakładane wbrew przepisom
— dodała mecenas Wassermann.
Polityk, dopytywana o to, czy komisje śledcze są skuteczne, odpowiedziała, że na pewno w kontekście informowania opinii publicznej.
Oczywistym mankamentem komisji jest niemożliwość przeprowadzania czynności operacyjnych. Jej wszystkie działania, jeśli są jawne, siłą rzeczy torpedują inne działania. Jeżeli świadka się przesłuchuje, to inni nie powinni tego słyszeć. W tym przypadku słyszy to cała Polska. To nie jest instrument pozbawiony sensu, ale w przypadku takiej materii jak ta, której domaga się opozycja, komisja będzie nieskuteczna. Rzeczywiście można byłoby wyłącznie odgrywać teatr
— powiedziała.
Jak zauważył dziennikarz, w poprzedniej kadencji Sejmu Wassermann była przewodniczącą sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold. W komisji tej zasiadał m.in. Krzysztof Brejza, wówczas poseł KO, dziś senator.
Moje kilka lat pracy z senatorem Brejzą to doświadczenie, które powoduje, że z najwyższą ostrożnością podchodziłabym do każdego zdania, które wypowiada. (…)To było nieustanne manipulowanie jednym procentem prawdy i obudowywanie tego w różne teorie. Stosowana była zasada powtarzania tego przekazu do bólu, do skutku
— wskazała Małgorzata Wassermann, jako przykład podając wypowiedzi Brejzy na temat SKOK-u Stefczyka.
Jest już po prawomocnym wyroku i musi przeprosić SKOK Stefczyka, bo nie istnieje żaden ślad wskazujący, że ma cokolwiek wspólnego z Amber Gold
— powiedziała posłanka PiS.
Pytana, czy nie wierzy, że polityk opozycji był inwigilowany, Wassermann wskazała, że Brejza sam nauczył ją, aby „do jego wypowiedzi podchodzić z dużą dozą ostrożności”.
Druga sprawa - od słowa inwigilowany do tego, czy było prowadzone postępowanie i czego dotyczyło, jest daleka droga. Senator Brejza niezmiennie chciałby odgrywać bardzo istotną rolę, a nie mam wrażenia, by Platforma Obywatelska chciała mu nadać tę rolę. Sytuacja, w której kreuje się na męczennika, może być dla niego komfortowa
— oceniła.
„Ostrzejsze rozwiązania” - czyli jakie?
Wśród tematów rozmowy znalazła się również sytuacja pandemiczna w Polsce.
Jedni mówią, że w ogóle nie ma pandemii, bo została wymyślona, drudzy są tak przerażeni, że prawie nie wychodzą z domu. Ja patrzę głównie na wydolność ochrony zdrowia. Gdy przychodzą kolejne fale trzeba podejmować decyzje o zamykaniu poszczególnych oddziałów, które polegają na pytaniu: kogo dziś pozbawiamy prawa do leczenia. Osobiście nie rozumiem więc podejścia na „nie” ze względu na lekarzy
— zauważyła mecenas.
Pytana o ewentualną dymisję ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, wyraziła nadzieję, że taka sytuacja nie będzie mieć miejsca. Wassermann zwróciła uwagę, że szef MZ nieustannie pracuje z zespołem - i nie chodzi tylko o COVID-19, ponieważ służba zdrowia boryka się z wieloma problemami.
A z samą ustawą covidową i obostrzeniami sytuacja jest kłopotliwa. Nie ukrywam, że należę do grupy, która stoi na ostrzejszym stanowisku. Sama jestem zaszczepiona trzema dawkami, też chodzę w masce, też jest mi duszno, też moich najbliższych dotykają kwarantanny. Ale skoro na coś się umawiamy, to powinniśmy tego przestrzegać. Inne państwa wprowadzają choćby paszporty covidowe, a Polak, jeśli jedzie za granicę, to się do tego podporządkowuje. A gdybyśmy to wprowadzili u nas, to pojawia się lament
— zauważyła.
Sprzeciw wobec obostrzeń czy np. paszportów covidowych wynika, zdaniem polityk, nie tylko „z kompletnie niezrozumiałej antyszczepionkowej akcji dezinformacyjnej naprawdę wielu środowisk”, ale także z faktu, że ludzie są już zmęczeni całą sytuacją.
Osoby, które są przeciwko jakimkolwiek obostrzeniom, to też np. ludzie z mojego najbliższego grona. Są tak zmęczeni, że proszą mnie, byśmy rozważyli zniesienie wszystkich obostrzeń, włącznie z kwarantanną. Oczywiście w życiu bym się takiej misji nie podjęła. Zdaję sobie sprawę, że po drugiej stronie jest jeszcze ochrona zdrowia, która musi być wydolna. Przecież lekarze i pielęgniarki od dwóch lat pracują pełną parą, nie mieli ani chwili wytchnienia. Problem nie dotyczy samych antyszczepionkowców. Przeciwko jakimikolwiek obostrzeniom są też ludzie, którzy mają, najnormalniej w świecie, dość
— oceniła.
Dopytywana, jakie „ostrzejsze stanowisko” miała na myśli, polityk wskazała, że byłyby to np. paszporty covidowe czy np. egzekwowanie już obowiązujących restrykcji.
Jednostka w demokracji jest wolna, ale tylko tak długo, dopóki nie wkracza w wolność drugiej osoby
— powiedziała Wassermann.
Wolność słowa a „jazgot”, „hejt” i „agresja”
Posłanka była pytana również o to, dlaczego w ostatnim czasie raczej nie pokazuje się publicznie. Jak wskazała, lepiej czuje się, wykonując swoje zadania „ciszej”.
Jestem zmęczona ocennym jazgotem nieopartym na faktach. Potężnie uderzyć się w piersi powinna klasa polityczna, ale też media. Każdy nagłówek epatuje zagrożeniem, ma budzić szok i strach. To postępuje. A tzw. celebryci? W sposób chamski i wulgarny wypowiadają się na tematy, o których nie mają bladego pojęcia. Mało tego, coraz częściej rzucają te bluzgi wzajemnie do siebie
— dodała.
Jako przykład wskazała hejt pod adresem Pawła Kukiza po głosowaniu nad nowelizacją ustawy medialnej.
Na Boga, na tym ma polegać demokracja i swoboda poglądów? Przecież my się pozabijamy. Coraz częściej dochodzi do publicznego nawoływania do linczu osoby o odmiennych poglądach politycznych. Przecież tak nie wolno
— podkreśliła.
Jak chciałaby walczyć z hejtem i agresją w przestrzeni publicznej, np. w internecie?
Powinien pojawić się mechanizm, który pozwalałby w prosty sposób dojść do tego, kto jest autorem wpisu. Jeśli masz odwagę, podpisz się z imienia i nazwiska, ponieś konsekwencje. Każdy właściciel portalu powinien mieć siedzibę, w której funkcjonowałaby określona komórka, z którą można skontaktować się celem ustalenia, kto jest autorem danego wpisu. To oczywiście wyłącznie moje luźne przemyślenia, ale mam jeden apel absolutnie do wszystkich: powinniśmy piętnować każdy rodzaj agresji
— podkreśliła.
Jak dodała - nie chodzi tylko o internet.
Kiedy na Śląsku wyzywany jest Borys Budka, czy pod Wawelem ktoś z nas, czy jakiś aktor lub dziennikarz - powinniśmy być w tej sprawie solidarni i potępiać takie zachowania. Kiedy oglądam programy publicystyczne, to jest z tym różnie
— zauważyła.
Gdyby ktoś mi powiedział, że na jakiejś studniówce pojawiają się przyśpiewki ubliżające jakiejkolwiek partii, to uznałabym, że jest to godne potępienia. Tu jest tak, że jeśli pada to w stosunku do nas, to jest fajnie. Tą drogą nie pójdziemy daleko. Naprawdę się pozabijamy
— podsumowała.
aja/Interia.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/584496-wassermann-senator-brejza-kreuje-sie-na-meczennika