Polska to kraj niezwykle moralny, XVII-wieczni purytanie angielscy mogliby przy nas uchodzić za szatańskich grzeszników, skoro pół kraju żyje domniemanym romansem byłych członków Instytutu Ordo Iuris.
Na życie prywatne kilkorga konserwatywnych prawników, rzucili się przede wszystkim promotorzy rozwodów, „sexworkingu”, obrońcy pornografii, zdrady małżeńskiej, promiskuityzmu i gejowskich klubów, którzy obudzili w sobie najgłębsze pokłady pruderii i arcychrześcijaskiej etyki. Gazeta Wyborcza, która tyle razy z lubością opisywała jak fajnie jest, gdy studentki znajdują sobie „sponsorów” (dawniej zwanymi klientami burdeli), teraz ekscytuje się możliwym rozwodem czy też kryzysem małżeńskim u byłych działaczy Ordo Iuris.
CZYTAJ WIĘCEJ: Rozłam w Ordo Iuris. Odszedł m.in. wiceprezes Instytutu, założono Instytut Logos
Tak, tak, znamy ich argumenty, znamy ten „pretekst”, dla którego rechoczą oni z odkrycia czyichś osobistych zawirowań. Bo Ordo Iuris to „konserwatyści”, katolicy, a oni nie mogą być grzeszni i słabi, bo Ordo Iuris rzekomo miesza się w życie innych ludzi, gdy ich życie nie jest doskonałe.
Takie uzasadnienia są czystym głupstwem, płycizną rozumową, która dobra jest do mielenia medialnej papki, ale nie nadaje się na recenzowanie rzeczywistości. Ordo Iuris, a wśród nich bohater sensacji medialnych, Tymoteusz Zych, wbrew obiegowym przekonaniom, nie chciał zakazu rozwodów. Tytuł prawniczej konferencji był nieadekwatny do wystąpień, był chwytem marketingowym, który ślizgacze komentatorscy wzięli teraz na sztandary. Po drugie owe „mieszanie się w życie innych ludzi” nie dotyczyło przecież osobistych ingerencji w czyjeś sprawy, ale stanowienia prawa. Tak samo w nasze życie „mieszają się” konstytucjonaliści, sędziowie czy ustawodawcy, gdy doprecyzowują kwestie alimentów, ustanawiają wysokość mandatów czy wprowadzają nowe podatki. Mówienie, że tym czy tamtym nie wolno zabierać głosu, to wyraz zwykłej wrogości do uciszanego, nic więcej. Gdyby dyskutować mogli tylko ci, co nie popełniają błędów albo nie potrafią sprostać niektórym wyzwaniom, do których namawiają innych, powstałaby jakaś nowoczesna sekta albigensów, gdzie istnieje kasta „lepszych” uprawnionych do ustawiania świata.
Dyskusja cywilizowana
Dodatkowo standardem debaty dojrzałej, cywilizowanej, jest oddzielanie życia osobistego od rzeczowych argumentów w dyskusji. Historia zna wielu błądzących, którzy w warstwie intelektualnej pozostawili nam wielki dorobek, zna też wielu prawników, którzy łamali prawo, zna mądrych doradców, którzy sami swoim radom nie sprostali. Twórcy europejskiego fundamentu prawa (Corpus Iuris Civilis, zbiór praw cywilnych), nawet własne przepisy nagminnie łamali (włącznie z kierownikiem prac, Trybonianem), a twórcy koncepcji trójpodziału władzy (Locke, Monteskiusz) sami korzystali z tego, że trójpodział władzy był w ich ojczyźnie dziurawy. Czy to przekreśla kodeks prawa cywilnego albo trójpodział władzy? Dobre sobie.
Atakowanie czyjejś pracy z tego powodu, że osobiste sprawy prowadzi daleko od ideału jest jak umiejętność naśladowania odgłosu szczekającego psa. Fajne, głośne, zwracające uwagę - tylko niepotrzebne. Niejeden autor tekstów o domniemanym romansie w Ordo Iuris, sam ma w swoim CV różne wpadki i problemy, co jest bez znaczenia w ocenie jego pracy i profesjonalizmu.
Wreszcie umoralniaczom, tak lepko przyczepiającym się do życia prawników, którzy teraz założyli Instytut Logos, przypomnijmy ich oburzenie na okładkę tygodnika „Sieci”, w której nasz tygodnik ujawniał prawdziwy stan zdrowia byłego wicepremiera Jarosława Gowina. Gdy zdrowie polityka i jego kondycja psychiczna ma wpływ na jego pracę, a nasze pismo je opisuje, porusza się z wyżyn autorytetów fala krytyki - wobec autorów demaskatorskiego artykułu. Gdy zaś pisze się o życiu uczuciowym dwojga prawników, którzy pracują nad różnymi projektami legislacyjnymi, to zamiast tejże fali krytyki budzi się świętoszkowate wezwanie do moralnej krucjaty.
Ordo Iuris, Logos - powodzenia!
Szczęśliwy to kraj, który takimi rzeczami żyje, słabi ci postępowcy, co potrafią tylko w ten sposób walczyć z konserwatystami.
A Instytutowi Logos, jak i Instytutowi Ordo Iuris pozostaje życzyć powodzenia. Pozostaje mieć nadzieje, że podział przyczyni się do zwiększenia liczby dobrych pomysłów, wzmocnienia środowiska broniącego nas przed szaleństwa obozu „postępu”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/584237-sprawy-osobiste-sa-bez-znaczenia-rzecz-o-instytucie-logos