To, że Donald Tusk często sięga do kłamstw jako narzędzia politycznego, dla wielu komentatorów, w tym także dla mnie, nie jest żadną nowością. Jednak mocne słowa ze strony człowieka, patrzącego na Donalda Tuska z pewnego oddalenia, nie żyjącego na co dzień polityką, uświadamiają, że lider Platformy wprowadza do życia publicznego zgniliznę moralną, która degraduje politykę, zamieniając ją w walkę, w której wszystkie chwyty są dozwolone, włącznie do gry nie fair.
Donald Tusk jest politykiem, „który posługuje się nikczemnymi działaniami” – powiedział wójt gminy Sokoły w woj. podlaskim, w której – wedle planu – Donald Tusk miał w połowie stycznia spotkać się z jednym z miejscowych przedsiębiorców. Do gminy tej jednak przewodniczący Platformy Obywatelskiej w ogóle nie pojechał. Dziś jej wójt zarzuca Donaldowi Tuskowi, że publicznie podał fałszywe wyjaśnienie swojego odwołania wyjazdu.
Prawdziwym powodem odwołania wizyty w tej gminie było wycofanie zaproszenia przez przedsiębiorcę, z którym Tusk miał się spotkać, a który, jak się okazało, nie życzył sobie spotkania z Donaldem Tuskiem. Biznesman ten zadzwonił do polityka z Podlasia, organizującego spotkanie i przekazał mu, że „kategorycznie zabrania urządzania jakichkolwiek happy endów na jego placu”, tzn. na terenie swojej firmy.
Powód odwołania wydawał się więc być prozaiczny. Ale nie dla Donalda Tuska, który postanowił wykorzystać sytuację „politycznie”. Podczas konferencji informującej o odwołaniu swojej wizyty, stworzył wokół swoich spotkań z przedsiębiorcami atmosferę grozy. W charakterystycznym dla siebie stylu. Grą półsłówek, imitując stan lekkiego zdenerwowania, przywołując niezobowiązujące sugestie, bez podawania żadnych konkretów, zarysował obraz zastraszonego przedsiębiorcy, który odwołał spotkanie, bo… No właśnie.
Bo otrzymał wyraźne sygnały, że spotkanie z Donaldem Tuskiem nie wszystkim się podoba. Teza, która bardzo mocno wybrzmiała z tej konferencji była mniej więcej taka - „Dotarła do mnie informacja, że przedsiębiorca, u którego miałem dziś gościć, otrzymał sygnały ze strony niektórych ludzi, iż będzie się to wiązało dla niego z kłopotami”. - Proszę się nie dziwić, że zmieniłem plany – tak był sens słów Donalda Tuska – nie chcąc narażać owego przedsiębiorcy na nieprzyjemności.
Co ciekawe, wbrew swoim słowom naraził owego biznesmena na nieprzyjemności. Nie trudno sobie wyobrazić, kiedy ktoś bliski, np. żona, zapyta owego niedoszłego „gospodarza” spotkania z Donaldem Tuskiem: - „Powiedz mi prawdę tylko, proszę. Kto ci groził?”.
Tym samym Donald Tusk bezceremonialnie przyznał sobie prawo, użycia kogoś sobie nieznanego do swojej brudnej gry.
Smutne to. Ale prawdziwe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/584173-donald-tusk-wprowadza-gangrene-do-zycia-publicznego