Nie ma chyba bardziej skompromitowanego polityka w Polsce, który wobec innych chciałby być prokuratorem, sędzią i moralną wyrocznią.
Chyba już wszyscy się przyzwyczaili, że z każdym tygodniem Donald Tusk odlatuje. Pewnie jest już gdzieś w Pasie Kuipera, czyli jakieś 5 miliardów kilometrów od Ziemi. Jest tajemnicą Tuska, jak z takiej odległości mógł 29 stycznia 2022 r. nadawać w Błoniu w tym samym czasie, jaki obowiązywał jego partyjnych kolegów. Nawet jako hologram, co jest modne w pewnych kręgach. A chodziło o nadawanie podczas pierwszego z tzw. kongresów programowych Platformy Obywatelskiej. Tymczasem fale elektromagnetyczne potrzebują ponad 4,5 godziny, żeby z obecnego miejsca odlotu Tuska dotrzeć do Błonia.
Tusk zażartował, że „nowoczesne państwo, które da nam poczucie bezpieczeństwa i ładu, ale takiego prawdziwego ładu, skuteczności w momentach prawdziwego zagrożenia, musi być dobrze przygotowane, elastyczne i angażować maksymalnie dużo ludzi”. Musi chodzić o żart, bo w momencie katastrofy smoleńskiej państwo Tuska nie było przygotowane do czegokolwiek. Dlatego Władimir Putin tak niemiłosiernie z Tuska zakpił i zrobił go w podwójne bambuko. I ten zrobiony teraz twierdzi, że potrafi. Koń by się uśmiał. Ten koń.
„Ile godzin dziennie mamy słuchać dramatycznych komunikatów, o nieudolności władzy, o kolejkach, gdy potrzebujemy pomocy medycznej? (…) Wiemy już wszyscy, co to znaczy oczekiwać na pierwszą pomoc. (…) Od tego czy władza jest dobra, czy zła, skorumpowana czy nie, zależy życie i zdrowie obywateli”. Tusk wie to nawet lepiej niż wszyscy. Oto od 1 września 2009 r. do 31 marca 2010 r. zarejestrowano w Polsce ponad 670 tys. przypadków zachorowań wywołanych wirusem A/H1N1, czyli tzw. świńskiej grypy. Według oficjalnych danych wskutek choroby zmarły 182 osoby.
Donald Tusk i Ewa Kopacz na początku tamtej pandemii (WHO ogłosiła ją 11 czerwca 2009 r.) nie mogli wiedzieć, jak śmiertelna jest to choroba. A mimo to nie zrobili nic. Polska jako jedyny kraj należący do Unii Europejskiej nie zdecydowała się na zakup szczepionki na wirusa grypy A/H1N1. Tuż przed ogłoszeniem pandemii Ewa Kopacz powiedziała: „Śpijcie spokojnie, pracujcie spokojnie. Cieszcie się wiosną. Wszystko jest pod kontrolą”. Potem decyzję o niekupowaniu szczepionek Tusk i Kopacz uznali za swój wielki sukces.
Pod koniec 2009 r. w renomowanym piśmie „The Lancet”, podano, że w 2009 r. w Polsce liczba zgonów spowodowanych niewydolnością oddechową, czyli najpewniej chorobą wywołaną przez wirusa A/H1N1, była o 243 proc. wyższa niż średnia w latach 2002-2008. Tusk i Kopacz mieli szczęście, że tamta pandemia szybko wygasła, bo gdyby rozwinęła się tak jak w wypadku COVID-19, byłaby wielka tragedia.
W marcu 2020 r., gdy wybuchła pandemia COVID-19, w Polsce były 33 ofiary śmiertelne. Już 10 marca, gdy ofiar było kilka, rekomendowano odwołanie wszystkich imprez masowych. 11 marca zamknięto placówki oświatowe. 15 marca zamknięto granice Polski dla ruchu lotniczego oraz kolejowego. Wprowadzono zakaz zgromadzeń publicznych powyżej 50 osób. Mających kontakt z zarażonymi bądź przybywających z zagranicy obowiązywała 14-dniowa kwarantanna. 24 marca wprowadzono ograniczenia poruszania się. W 2009 r., gdy dane za pierwszy miesiąc były podobne jak w 2020 r., rząd Donalda Tuska nie kiwnął nawet palcem. I teraz Tusk śmie mówić o odpowiedzialnym podejściu. Śmie mówić o jakości władzy.
**Trzeba być bezczelnym kłamcą, żeby mówić, iż obecnie „rządzący mają gdzieś zdrowie i życie Polaków. Są kompletnymi ignorantami. (…) Rządzą nami w czasie pandemii tchórze, którzy nie są w stanie podjąć żadnej decyzji”. Nie mają gdzieś od stycznia 2020 r., gdy napłynęły pierwsze informacje z Chin. To Donald Tusk był kompletnym ignorantem w 2009 r. oraz tchórzem i miał gdzieś życie i zdrowie Polaków. Nie tylko nie był w stanie podjąć żadnej decyzji, ale nawet się tym puszył. I to mu zostało. Podobnie jak ignorancja.
Jak się jest patologicznym kłamcą, żenującym demagogiem i ignorantem, to się zadaje kretyńskie pytania: „Czy ktoś z was posłałby swoją córeczkę, by leczył ją Kaczyński? Czy ktoś z was posłałby swojego wnuczka, żeby go leczył abp Jędraszewski? Czy ktoś chciałby, żeby jego dzieci leczyły zęby u ministra Czarnka?”. A ktoś odważyłby się leczyć u Donalda Tuska? Można wątpić, czy nawet ktokolwiek z jego rodziny.
Jak już Tusk nałgał w sprawie pandemii, to zaczął pomagać emerytom. Tym samym emerytom, którym w 2014 r. zaproponował gigantyczną podwyżkę w wysokości 36 zł. A teraz plecie androny, że będzie składał „w trybie natychmiastowym projekt ustawy, który zapewni drugą waloryzację emerytury w tym roku, jeśli inflacja, tak jak sądzimy, przekroczy 10 proc. Nie pozwolimy okraść ludzi z pieniędzy, które im się należą”? A jak zajumał 153 mld zł z OFE, to nikogo nie okradł? A jak drastycznie obniżył zasiłki pogrzebowe, to też dla dobra tych, których dotknęła tragedia? Podobnie, gdy podwyższał VAT, nie zmieniał kwoty wolnej czy progów podatkowych. Trzeba naprawdę bujać w Pasie Kuipera, żeby opowiadać takie brednie.
Z Pasa Kuipera i w stanie wskazującym na totalny odlot Tusk rozszyfrował „filary władzy PiS w Polsce”. Rozkminił, „co tak naprawdę znaczy ten skrót PiS dzisiaj. Oznacza przekupstwo, inwigilację i szantaż”. Gdyby ktoś miał inteligencję na poziomie Tuska, to PO rozwinąłby jako „Przestępcza Organizacja” albo „Patologiczna Ośmiornica”. A kiedy mówi, że „dzisiaj u nas władza używa narzędzi cybernetycznych przeciwko obywatelowi”, to bierze za idiotów tych, którzy pamiętają, jak w redakcji „Wprost” i inwigilując ponad 50 dziennikarzy za jego rządów służby broniły wolności słowa. Także przy pomocy włoskiego odpowiednika Pegasusa, kupionego w 2012 r. od włoskiej firmy Hacking Team.
Kiedy Tuska straszy, że „sezon bezkarności kończy się na naszych oczach (…) i nie pozostaną bezkarni ci, którzy nadużyli władzy”, to kpi albo o drogę pyta. Czy spadł mu włos z głowy za okradzenie Polski za jego rządów z 250 mld zł? Czy odpowiedział za zamach na wolność słowa w mediach i na uczelniach? Czy odpowiedział za to, co robił przed katastrofą smoleńską i po niej, choć było to zdradą Polski?
Ktoś, kto przy Putinie ze strachu nie był w stanie palcem w bucie kiwnąć, a jako przewodniczący Rady Europejskiej nie zrobił nic, żeby Putina osadzić, teraz ma czelność bredzić, że „jeszcze czołgi nie wjechały, ale chyba czujemy, że jeśli dojdzie do takiego konfliktu, to Polska będzie zagrożona, nasza niepodległość. A dojdzie do tego konfliktu, jeśli Rosja będzie czuła, że Zachód jest słaby, a nad tym, żeby Zachód był słaby, ciężko pracują najbliżsi przyjaciele Kaczyńskiego i Morawieckiego”. To szczyt zakłamania i bezczelności, gdy ośmiela się mówić takie słowa człowiek kierujący partią (EPL), której politycy (głównie z Niemiec, Austrii i Holandii) jedli Putinowi z ręki i wchodzili mu do kieszeni bez wazeliny. A sam Tusk z własnej inicjatywy nie zrobił nic, chyba że przyklaskując swoim partyjnym kolesiom z Niemiec, Austrii czy Holandii.
To żałosne i żenujące, kiedy ktoś taki jak Donald Tusk „przyrzeka”, że „w dniu wyborów przegonimy PiS”. Niech najpierw dogoni samego siebie w Pasie Kuipera. I niech wreszcie przestanie łgać oraz błaznować. Nie ma chyba bardziej skompromitowanego polityka w Polsce, który wobec innych chciałby być prokuratorem, sędzią i moralną wyrocznią. To już lepszy w takiej roli byłby jakiś przypadkowo spotkany obszczymurek (za całym szacunkiem dla ludzi w trudnej sytuacji).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/583653-tusk-pokazal-ze-najlepiej-sie-czuje-kiedy-lze-i-obraza