Kolejny tydzień - kolejny atak Donalda Tuska na TVP Info. Informacyjna stacja publiczna staje się w narracji lidera Platformy Obywatelskiej wyjaśnieniem porażek, złych przyjęć w terenie i niesatysfakcjonujących sondaży.
Zaczęło się od słynnego pytania na sejmowym korytarzu, gdy zirytowany dociekliwością redaktora Miłosza Kłeczka, zapytał:
„Co tu się dzieje, przepraszam?”
Miał powody. Wcześniej nikt go nie pytał.
Potem były wielokrotnie powtarzane próby odebrania dziennikarzom Telewizji Polskiej głosu na konferencjach, nie wpuszczania ich na wydarzenia.
Dalej stwierdził, że w zderzeniu z TVP „czuje się jak na przesłuchaniach w SB” (to inna historia, czy i jakie one były), zajmował się pochodzeniem narodowościowym redaktorów, wreszcie oskarżył reportera TVP, że opisując odwiedzanego przez partyjnego lidera przedsiębiorcy, organizuje wobec niego falę hejtu.
Ciekawa teza.
I znów padło słowo „funkcjonariusze”.
W jakimś sensie te żale rozumiem. Ma rację prezes TVP Jacek Kurski gdy w tygodniku „Sieci” mówi, że nadawca publiczny pozostaje dziś bastionem narracji polskiej niepodległości. I jest prawdą, że to dzięki telewizji publicznej miliony Polaków mają dziś dostęp do niezależnej od systemu III RP informacji, publicystyki. To miejsce wolne od zorganizowanych, zorkiestrowanych kampanii kłamstw przetaczających się przez stacje komercyjne i niemieckie portale robione dla Polaków.
Ale jest w tym coś paranoidalnego. Istnienie niechętnego danemu politykowi dużego ośrodka medialnego to raczej norma w świecie demokratycznym niż jakieś dziwadło. Po Tusku można się było spodziewać, że po tylu latach uczestnictwa w twardej politycznej grze będzie politykiem na takie presje odpornym. Ma przecież po swojej stronie pozostałe 80 procent mediów. Okazuje się wyjątkowo wrażliwym.
Dlaczego? Bo wyrósł i działał w warunkach cieplarnianych, płynął zawsze z prądem III RP, a takich silne media chroniły. Bo po kilku latach nieobecności jeszcze bardziej się odrealnił, oderwał od polskiej codzienności, i nie umie wrócić. I po trzecie, to chyba najważniejsze, ta polska codzienność go mierzi.
Widać, że z trudem udaje ciekawość, że męczy się słuchając przedsiębiorców, nie ma im nic do powiedzenia, a zwykli Polacy przypominający mu los stoczni i kompromitującą proniemieckość doprowadzają go do szału. Nie, żeby miał wyrzuty sumienia. To są po prostu sprawy tej Polski, która go nic nie obchodzi. I ci ludzie, ich problemy, zawody i marzenia, również.
Tu nie trzeba żadnej wyrafinowanej czy tępej propagandy. To widać. To przechodzi przez szkło. I TVP to pokazuje.
Co ciekawe, ta irytacja, zniesmaczenie rolą, którą musi wypełniać (co potwierdza, że go tu przysłano z narzuconym zadaniem) narasta. Wybuchów będzie więcej.
Uderzając w TVP Tusk kanalizuje swoją złość, bo to tanie, wygodne i w jakiejś mierze uzasadnione pluralizującą rolą tej stacji. Ale podkreślam: w tle jest coś jeszcze ważniejszego. Jest złość, irytacja, widoczne nieszczęście, że on, król Europy, musi się tak żenująco niskimi sprawami zajmować.
Dlatego właśnie, a nie z powodu TVP, żadnego większego objazdu Tuska po Polsce nie będzie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/583591-oto-dlaczego-tusk-od-lipca-w-kolko-gada-o-tvp-info