Michał Kołodziejczak jest przekonany, że podsłuchiwał go sam Jarosław Kaczyński, taki jest ważny.
Pegasus to nie jest temat do żartów, ale to, co się wokół tej sprawy wyprawia jest mocno podszyte humorem, nawet jeśli czasem czarnym. Wychodzi na to, że sprawę wywołał Roman Giertych, który jako pierwszy dotarł do kanadyjskiego Citizen Lab, a potem był pośrednikiem dla innych, co całkiem otwarcie wyznała Dorota Brezja, żona senatora PO i jednocześnie jego obrońca. Ale z tego, co mówi sam Giertych wynikałoby, że jest absolutnie najważniejszą osobą w Polsce. Drugą najważniejszą osobą w Polsce jest natomiast senator Krzysztof Brejza (PO). O miejsce trzecie konkurują prokurator Ewa Wrzosek oraz lider Agrounii Michał Kołodziejczak.
Giertych jest numerem jeden nie dlatego, że był nawet wicepremierem, a obecnie prokuratura stawia mu zarzuty (on sam twierdzi, że nieskutecznie, bo odpłynął w czasie ich stawiania). Jest nim dlatego, że wszystkie służby w Polsce zajmowały się (i chyba nadal zajmują) przede wszystkim ustaleniem, co robił i mówił. Albowiem wiedza o tym, co robi Giertych, zapewne działa jak przepis na transmutację ołowiu w złoto. Ta wiedza gwarantuje wygrywanie wyborów i chroni przed porażkami i pewnie dostarcza uniwersalnej wiedzy o naturze ludzkiej. Niepotrzebnie więc prof. Adam Glapiński, prezes NBP, w swojej nowej książce „Natura człowieka i gospodarka” trudzi się nad wyjaśnieniem zjawisk (w ramach tzw. ekonomii ewolucyjnej), które Roman Giertych już dawno zgłębił.
Jest jasne, że funkcjonariusze wszelakich tajnych służb w Polsce chcą za wszelką cenę wleźć do łóżka Doroty i Krzysztofa Brejzów, co sami zainteresowani stwierdzili. Trudno powiedzieć, co wiedza wynikająca z obecności pod kołdrą państwa Brejzów niesie, ale musi to być coś ważnego, a nawet wstrząsającego. Skoro służby wielce się trudziły, żeby się pod kołdrą znaleźć (państwo Brejzowie tak to odczuwają, więc tak musi być) powinien to być klucz do wszystkiego, w tym różnych politycznych ról Krzysztofa Brejzy. W tym wypadku łóżko to musi być kuźnia, w której wszystko się wykuwa.
O tym, że służby zapewne wlazły do buduaru i pod szlafrok Ewy Wrzosek jest przekonana sama pani prokurator. Może jeszcze pod prysznic? Ale zadziwia to, że owe służby nie wykradły przepisu na zupę minestrone i zraziki cielęce. A może wykradły, bo jeśli nie tylko kradły korespondencję, zdjęcia, filmiki, hasła czy notatki, ale też uruchamiały aparat fotograficzny i mikrofon, to zupa minestrone w wersji pani Wrzosek może już nie kryć żadnych tajemnic.
„Gazeta Wyborcza”, opisując hakowanie telefonu Michała Kołodziejczaka, sama i z jego pomocą odkryła, że wszystko przez to, iż to za chwilę będzie pogromca PiS. Tylko on jest w stanie odebrać PiS wyborców na wsi, więc jest jedną z najważniejszych osób w państwie. A w przyszłości może zostać nawet premierem. Na razie nie wiadomo, jakiego państwa, ale potencjał ma, że ho, ho, a może nawet większy. Nie żaden Trzaskowski czy inny Hołownia, ale Kołodziejczak. To jest przyszłość Polski, a może też Europy.
Szpiegowanie Kołodziejczaka to dla władzy sprawa ważniejsza niż wiedza o Putinie czy Łukaszence. Dlatego Kołodziejczak uważa, że jego podsłuchiwał sam Jarosław Kaczyński. Dlatego poszedł na Nowogrodzką, żeby zakomunikować, iż nie chce, by prezes PiS to nadal robił. Zrozumiałe. Żaden kapitan, a tym bardziej chorąży nie mógłby inwigilować tak ważnej osoby. Podobnie jest zapewne z Romanem Giertychem, Krzysztofem Brejzą i Ewą Wrzosek. Ale tylko Michał Kołodziejczak odważył się rzucić rękawicę i odkryć, kto osobiście go szpiegował.
Przy okazji obcowania z wielkimi Polakami, których ze strachu przed nimi inwigilował zapewne sam Jarosław Kaczyński (co ustalił ekspert Kołodziejczak) można się zastanowić, jak fantastyczne życie muszą mieć Giertych, Brejza, Wrzosek i Kołodziejczak, że wszyscy chcą znać szczegóły, w tym te intymne. Gdyby to zamienić w jakąś dokudramę, widownia w Polsce sięgnęłaby zapewne 38 mln osób, łącznie z niemowlakami.
Polityka czy sprawy okołokryminalne to musi być jakaś bzdura jako powód szpiegowania. Powodem prawdziwym jest fascynujące życie podsłuchiwanych. Już nie jakieś Kardashianki przyciągają uwagę świata, lecz Giebrewrzosczaki. Gdyby nie sprawa Pegasusa ludzkość, nie mówiąc o „polakości” w życiu by nie wpadła na to, kto jest najważniejszy i jak wspaniałe życie prowadzi. Pozostaje tylko problem, czy nowe Kardashianki poradzą sobie z wielkością i sławą. I czy będą różnie spontaniczni, jak wtedy, gdy nie wiedzieli o szpiegowaniu. Bo zapewne spontaniczność była kluczem do zainteresowania się tymi wielkimi osobowościami. A potem posypią się grube miliony za wpuszczenie do alkowy, bo prawdzie talenty trzeba docenić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/583416-juz-nie-kardashianki-tylko-giertych-brejza-kolodziejczak